Wieluń - forum, informacje, ogłoszenia

Praca w Wieluniu i okolicach - Ekspedientka to też człowiek

miko 005 - 2010-07-30, 18:13
Temat postu: Ekspedientka to też człowiek
Ten problem był już poruszany, ale z mentalnością maniaka lubię do niego powracać ;) , może dlatego że sam kiedyś pracowałem w jednym z pierwszych w Wieluniu marketów, i coś niecoś na ten temat wiem :P

Artykuł trochę przydługawy :razz: ale czyta się go dosyć dobrze, więc wklejam całość.

Cytat:
Zakładaj pampersa i do roboty

Klient najpierw pomylił przyciski i zważył kilka marchwi w cenie egzotycznych owoców, a potem rozwścieczony wydzierał się na cały sklep i wyzywał kasjerkę od najgorszych, że niby to ona policzyła mu za dużo. Kobiecie łzy stanęły w oczach, ale z przyklejonym uśmiechem musiała znieść obelgę. Inaczej straciłaby pracę.

W czasie głębokiej komuny, kiedy sklepowe półki świeciły z reguły pustką, to wyniosłe ekspedientki miały władzę nad klientami. To one rozdawały karty, kontrolowały sytuację i z wyższością traktowały każdego, kto przekroczył próg sklepu. Dziś sytuacja odwróciła się o 180 stopni, a w handlu obowiązuje slogan "klient nasz pan". Przez wielu rozumiany zbyt dosłownie, bowiem ze świeczką można szukać pracownika supermarketu, który nie usłyszał od klienta jakiegoś cierpkiego słowa.
Standardem stały się zaczepki w stylu "chcesz tu jeszcze pracować czy mam zawołać kierownika". Na nie jednak dają się jeszcze nabierać tylko młodzi pracownicy. Także przestrogi rodziców na głos wypowiadane do dzieci w kolejce do kasy, że jak "nie będziesz się uczył, to skończysz jak ta pani, na kasie w markecie" nie robią już na nikim większego wrażenia. Przejadły się. Podobnie jak wyzwiska od leni, obiboków i nierobów.
Ciśnienie pracownikom marketów skacze dopiero wtedy, kiedy klient podnosi głos, zaczyna ubliżać, nazywać kasjera złodziejem, bo rachunek niespodziewanie skoczył o kilka złotych w górę. Naprawdę gorąco robi się wtedy, kiedy w ruch idzie najcięższy kaliber, czyli wulgarne uwagi, wyzwiska, kpiny i zwykłe mieszanie z błotem. Bo klient nabiera wiatru w żagle, kiedy ekspedient pokornie milczy, gryząc się w język. Jego bierna postawa dodaje tylko agresorowi wigoru.
- Dziś to klient odczuwa przewagę nad sprzedawcą. Ma pieniądze, może przebierać w towarach, na wolnym rynku handlowcy muszą walczyć o niego. Klient dominuje nad pracownikiem sklepu. Między innymi dlatego slogan "klient nasz pan" przestał być w dzisiejszych czasach tylko sloganem, a stał się rzeczywistością - tłumaczy profesor Zbigniew Bokszański, socjolog z Uniwersytetu Łódzkiego.

Jak brutalna to rzeczywistość na własnej skórze przekonała się Anna, ekspedientka w jednym z łódzkich supermarketów. Zbliża się do pięćdziesiątki, za sklepową ladą stoi od kilku lat, odkąd jej zakład splajtował, a ona na rynku pracy stała się outsiderem. Praca w markecie, choć za psie pieniądze, była dla kobiety zbawieniem. Pełen etat pozwala jej doczołgać się do upragnionej emerytury.
- Zdawałam sobie sprawę, że będzie ciężko, bo nikt nie da mi pieniędzy za ładne oczy. Ale nie przypuszczałam, że klienci będą mnie traktować jak człowieka gorszej kategorii - mówi kobieta.
Wszystkich przebiła starsza pani. Zadbana, dobrze po sześćdziesiątce, elegancka. Stała klientka, co to starym zwyczajem puszcza oko do sprzedawcy, żeby dostać ładniejszy kawałek mięsa. Tego dnia starsza pani jednak długo nie mogła zdecydować, co chce kupić. Anna cierpliwie pokazywała jej każdą porcję mięsa, doradzała, ale starsza pani wciąż wybrzydzała, wciąż kręciła nosem. Tymczasem na drugim końcu długiej lady ustawił się już ogonek klientów, tym razem po wędlinę. Ich również Anna musiała obsłużyć.
- Byłam sama na popołudniowej zmianie. Opiekowałam się dwoma stanowiskami. Widziałam, że kolejka po wędliny rośnie, a starsza pani jeszcze nie wybrała. Przeprosiłam i powiedziałam, że za chwilę wrócę, tylko obsłużę tamtych klientów, a ona w tym czasie niech zdecyduje, co chce kupić. Wtedy się zaczęło - wspomina jeden z najgorszych dni w swoim życiu łodzianka.
Klientka wybuchła. "Masz tu stać, dopóki czegoś nie kupię, masz mi służyć tak długo, jak będę chciała. Masz być moją służącą, bo ja tu zostawiam pieniądze" - wykrzyczała kobieta od razu przechodząc na "ty". Annę zamurowało. Ledwo minęło kilka chwil, kiedy uderzyli klienci z ogonka po wędliny. Ktoś krzyknął, żeby Anna się "ruszyła, bo on nie ma czasu stać tu całe wieki".
- Chciało mi się płakać. Poczułam się jak niewolnik, jak jakiś śmieć - opowiada kobieta.

Jan Bartoszewski, sekretarz stowarzyszenia "Sieciowi" skupiającego byłych pracowników sklepów wielkopowierzchniowych rozwiewa resztki wątpliwości. Jego zdaniem takie sytuacje to codzienność w marketach.
- Wiem, co mówię, byłem kierownikiem działu kas w Kauflandzie. Nieraz usłyszałem, że jestem złodziejem i oszustem - wspomina swoją pracę w markecie Bartoszewski.
"Ty k..., chciałaś mnie oszukać"
Najbardziej jednak Bartoszewskiemu zapadł w pamięci klient, który zbeształ z błotem jedną z kasjerek. Poszło o marchewki. Mężczyzna zapakował je do siatki i zważył na stoisku z warzywami. Pomylił jednak przyciski i marchew policzył w cenie egzotycznych owoców, kilka razy droższych. Kiedy przyszło do płacenia - eksplodował.
- Krzyczał na cały sklep, że kasjerka próbowała go oszukać, wyzywał ją od k..., od najgorszych, od złodziejek. Ciężko było go uspokoić - mówi Bartoszewski.

Co ciekawe sekretarz "Sieciowych" broni klientów, a winę za ich zachowanie przerzuca na dyrektorów sklepów. Bartoszewski oskarża szefów marketów o prowokowanie klientów w gazetkach reklamowych. Jego zdaniem często trafiają tam produkty, których na sklepie jest tylko kilka sztuk. Rozchodzą się w mgnieniu oka i ci klienci, którzy nie skorzystają z okazji, dostają furii i wyżywają się na Bogu ducha winnych pracownikach sklepu. Bo akurat są pod ręką.

Profesor Zbigniew Bokszański, socjolog z Uniwersytetu Łódzkiego, ma inną teorię na iskrzenie między klientami a sprzedawcami w marketach.
- Klienci w dużych sklepach nabierają większej pewności siebie, w tym złym słowa tego znaczeniu, niż np. w małym sklepiku osiedlowym. Sprzedawca w markecie jest anonimowy, jest w pewnym sensie automatem do kasowania cen produktów. Łatwiej go można obrazić, nie ponosząc żadnych konsekwencji. W sklepie osiedlowym najczęściej sprzedaje jakaś, dajmy na to pani Halinka, którą znamy od lat. Ją trudniej obrazić - uważa profesor Bokszański.

Dla kasjerów i ekspedientek z marketów to słabe pocieszenie. Tym bardziej, że etykieta obowiązująca pracowników sieciowych sklepów obliguje ich do zaciskania zębów, kiedy klient wylewa na nich wiadro pomyj. Kasjer i sprzedawca zawsze musi być uśmiechnięty, nie może okazywać złych emocji, zdenerwowania. Legenda głosi, że dyrektorzy niektórych sieci obserwują zachowanie swoich pracowników na monitoringu i karzą ich, jeśli ci nieelegancko zachowają się wobec klienteli sklepu. Bez względu na okoliczności. Ci, co najbardziej "stawiają się" agresywnym klientom, tracą nawet posady.

Być może z obawy o utratę pracy pracownicy marketów zamiast walczyć o swoją godność, piszą desperackie listy do dziennikarzy, w którym żalą się na traktowanie przez klientów. Ostatnio taki dramatyczny list trafił do "Gazety Lubuskiej". Jego lektura może powalić na kolana.

"Jak ci się chce lać, to sobie włóż pampersa"

Jego autorem jest anonimowy kasjer jednego z supermarketów w Zielonej Górze. W liście opisał jeden wieczór swojej pracy. I obnażył chamskie oblicze klientów.

Dramat rozegrał się w sobotę, przed godziną 22, tuż przed zamknięciem sklepu. Kolejki przy kasach zawijały aż po regały, kiedy nasz kasjer dostał polecenie zamknięcia swojej kasy.

"Wszystko szło pięknie do momentu, kiedy kolejka zaczęła się kurczyć. Nagle, jak z pod ziemi, znaleźli się klienci, którzy mieli na celu jedną rzecz - wkręcić się w kolejkę, żeby być jak najszybciej obsłużeni. Nie mam nic przeciwko osobom niepełnosprawnym lub kobietom z małymi dziećmi czy kobietom w ciąży. Jednak ci, którzy mają parcie na szkło, ponieważ chcą się napić piwa, to już nie na nasze nerwy. Oczywiście odmawiam każdemu, kto ustawia się dodatkowo w kolejce, która jest już zamknięta, ale jakich rzeczy się nasłuchamy, to już poezja" - czytamy w liście kasjera.

Poezja to reakcja klienta, który nerwowo zareagował na zamknięcie kasy. - Popier... ch..., jak ci się chcę lać, to sobie włóż pampersa - usłyszał kasjer, który poskarżył się mediom. Twierdzi, że nie pierwszy raz został poniżony w pracy. Znów musiał przełknąć gorzką pigułkę.

Alfred Bujara, przewodniczący krajowej sekcji pracowników handlu NSZZ "Solidarność", nie ma powodów, żeby nie wierzyć w list zdesperowanego kasjera z Zielonej Góry. Bujara przyznaje, że coraz częściej do związku pukają pracownicy marketów, którzy mają dość złego traktowania przez klientów.
- Mamy ciężki orzech do zgryzienia, ale musimy coś zrobić, bo takich przypadków jest coraz więcej. Dlaczego? Spada jakość usług oferowanych przez markety, pracuje w nich o połowę mniej osób niż jeszcze kilka lat temu. Klient dostrzega różnicę w jakości. Nie szuka dyrektora sklepu, szefa całego koncernu, tylko wylewa swoją frustrację na pierwszą napotkaną osobę z brzegu czyli ekspedienta lub kasjera - mówi nam Alfred Bujara.

Sam był świadkiem, jak młoda kasjerka zbesztana przez klienta wybuchła płaczem. Wilgotne oczy po pracy ma jednak nie tylko ona.

Autor: Maciej Stańczyk

Źródło - Onet.pl


A może jest ktoś, kto pracuje po drugiej stronie taśmy i kasy, i chciałby odnieść się do tego artykułu? Chętnie poczytamy.
Ogólna dyskusja, wskazana :) .

nusia - 2010-07-30, 18:49

Ze względu na to ,że temat jest mi bliski powiem krótko

NIC DODAĆ , NIC UJĄĆ.
:(::


Dobrze , że nie wszyscy klienci zachowują się w ten sposób.Nawet w marketach są klienci , którzy potrafią zachować się z klasą nawet w problematycznych sytuacjach :idea: .

jenusia - 2010-07-30, 19:52

nusia napisał/a:
Ze względu na to ,że temat jest mi bliski powiem krótko

NIC DODAĆ , NIC UJĄĆ.
:(::


Dobrze , że nie wszyscy klienci zachowują się w ten sposób.Nawet w marketach są klienci , którzy potrafią zachować się z klasą nawet w problematycznych sytuacjach :idea: .


Dokładnie. Również i mnie zdarzali się klienci, którzy przyszli chyba tam tylko po to, aby na kimś rozładować swoją złość. Na szczęście ja spotkałam się w większości z klientami, którzy byli wyrozumiali i pomocni.

Spooky - 2010-07-30, 20:59

Zauważcie też, że klient płaci i ma prawo oczekiwać wysokiej jakości obsługi. Ja jeżeli robię zakupy w sklepie oczekuję, że obsługa będzie zawsze miła i pomocna, a jeżeli tak nie jest, to zawsze mogę iść do innego sklepu lub powiedzieć obsłudze co myślę o ich zachowaniu. W końcu dzięki temu że ja tam kupuję, oni dostają pensje. Tak jest w kapitalizmie, że to firma ma się starać o klienta, a nie na odwrót. Moim zdaniem osoby które chcą pracować jako ekspedient lub ekspedientka powinny wiedzieć co ich czeka, i jeżeli uważają, że nie podołają takiej pracy, to po prostu powinny z niej zrezygnować i poszukać innej. Takie jest moje zdanie.

Inna sprawa, to osoby które przychodzą do sklepu tylko po to żeby wyładować swoją złość, używają wulgaryzmów, mówią do obsługi na "ty". Tych osób nie bronię, ale całej reszty - owszem. Ale takich osób jest bardzo mało, sam nigdy nie spotkałem się na żywo w sklepie z taką sytuacją, żeby klient bez powodu wszczynał kłótnię.

miko 005 - 2010-07-31, 13:35

Spooky napisał/a:
Ja jeżeli robię zakupy w sklepie oczekuję, że obsługa będzie zawsze miła i pomocna,

Zgadzam się, ale każdy kij ma dwa końce. Ekspedientka oczekuje od klienta również pewnej powiedzmy ... "odwzajemnionej atmosfery". Trudno jest bowiem być miłym w stosunku do kogoś kto "warczy".

Cytat:
Moim zdaniem osoby które chcą pracować jako ekspedient lub ekspedientka powinny wiedzieć co ich czeka, i jeżeli uważają, że nie podołają takiej pracy, to po prostu powinny z niej zrezygnować i poszukać innej.

A tutaj to się nie zgodzę :shock: Co masz na myśli, "ekspedient lub ekspedientka powinny wiedzieć co ich czeka" Bo jeśli ryzyko owego właśnie "szczekania i warczenia" ze strony klienta, to masz złe podejście do zagadnienia. I tylko czekać aż ktoś z obsługi sklepowej wpadnie na pomysł wytoczenia sprawy cywilnej, takiemu właśnie "szczekaczowi" za np. obrazę osobistą.

Spooky - 2010-07-31, 21:02

miko 005 napisał/a:
Zgadzam się, ale każdy kij ma dwa końce. Ekspedientka oczekuje od klienta również pewnej powiedzmy ... "odwzajemnionej atmosfery". Trudno jest bowiem być miłym w stosunku do kogoś kto "warczy".

Praca ekspedientki polega również na tym, że musi być miła w stosunku do kogoś kto "warczy". Nie każdy klient wyprowadzony z jakiegoś powodu z równowagi potrafi zapanować nad swoimi emocjami, a ekspedientka nad swoimi musi. Oprócz tego, musi kulturalnie tonować sytuację i wszystko grzecznie wytłumaczyć klientowi. Inaczej klient pójdzie do innego sklepu. To nie klient ma dbać o ekspedientkę, tylko ekspedientka o klienta. Taka praca.

miko 005 napisał/a:
A tutaj to się nie zgodzę :shock: Co masz na myśli, "ekspedient lub ekspedientka powinny wiedzieć co ich czeka" Bo jeśli ryzyko owego właśnie "szczekania i warczenia" ze strony klienta, to masz złe podejście do zagadnienia. I tylko czekać aż ktoś z obsługi sklepowej wpadnie na pomysł wytoczenia sprawy cywilnej, takiemu właśnie "szczekaczowi" za np. obrazę osobistą.

Napisałem już na ten temat powyżej. Osoba pracująca w sklepie musi mieć świadomość, że pracuje w kontakcie z klientem i musi umieć kulturalnie i grzecznie rozwiązywać wszelkie konflikty i niejasności, musi zawsze panować nad swoimi emocjami i być miła. Jeśli np. osoba nie potrafi zapanować nad swoimi emocjami, moim zdaniem nie nadaje się do pracy jako ekspedientka.

Acree - 2010-08-02, 00:37

o stary, jak pracowałam swego czasu w KFC na Bielanach Wrocławskich <jak ktoś nie wie to drugie co druchu KFC w Polsce> tam to się dopiero działo. Zmiany na kasach są straszne, wiem, że to nie market, ale dalej się jest w jakiś sposob ekspedientką i ma się kontakt z klientem.

Często naprawde klienci przychodza tylko by sie wyzyć, obrażają, drą się marudzą. Bo kolejka za długa, często masakra.
Najbardziej rozbawil mnie koleś ktory pyskował, że tyle ludzi a tak mało kas otwartych.
Ciekawostka, kasy były otwarte wszystkie czyli 7 jeśli się nie myle, plus kasowaliśmy zamowienia też na kasie rezerwowej z DriveTRu. Owszem ludzi było co nie miara, ale w sumie rzadko kiedy tam tak nie było.
Są czesto klienci, wyrozumiali, ktorzy poczekają na dosmażenie kury czy coś tam, ale pojawiają się naprawdę straszni faceci, którzy cię wyzywają, klną, pyskują a ty co? musisz siedzieć cicho. (słowo wymoderowano), ale nic nie zrobisz, najgorsze jest to, że często jeden taki Ci popsuje caluteńki dzień. Pod koniec mojej "kariery" tam miałam już to gdzieś i nie ukrywam, że potrafiłam nieraz doprowadzić klienta do porządku.
Bo nie moją winą jest, że skonczyly się miejsca parkingowe, że coś nam się zwyczajnie już skonczyło przy naporze ludzi, gdzie od godziny 12 do 22 stoi ciągle koło 50 jak i nie 100 osób przed kasami.

miko 005 - 2010-09-08, 12:06

Ekspedientka to też człowiek - dlatego będzie walczyła o swój lepszy byt
Cytat:
Kasjerzy z marketów zapowiadają strajk

Nadchodzą trudne dni dla klientów super-i hipermarketów. Jeśli w ogóle będą mogli zrobić zakupy, to utkną w gigantycznych kolejkach.
To dlatego, że kasjerzy mają dość warunków, w jakich muszą pracować. Od 22 września grożą pikietami i strajkiem włoskim, co oznacza, że każdą czynność będą wykonywać niezwykle starannie i bardzo długo. Stoi za nimi murem NSZZ Solidarność.


Pracownicy marketów domagają się m.in. wyższych pensji i stałych umów. Protestują też przeciwko tak poniżającym praktykom, jak słynna czerwona kropka, na której musieli stać i czekać na zgodę przełożonego za każdym razem, gdy chcieli iść do toalety.
- Jak długo można pracować za tysiąc złotych na rękę? Jak długo można być zmuszaną do nadgodzin i znoszenia złych humorów szefa - retorycznie pyta pani Ania z Łodzi, kasjerka z 7-letnim stażem. - Od lat słyszymy obietnice, że nasze pensje wzrosną, że będzie nam się lepiej pracowało. Tylko że są to puste słowa. Pensje nie rosną, w przeciwieństwie do kosztów życia: opłat, cen żywności, artykułów przemysłowych.

Pani Ania jest tak zdesperowana, że zastanawia się nad udziałem w pikiecie, którą Solidarność chce zorganizować 22 września w centrum Warszawy. Planuje wziąć dzień urlopu lub poprosić o dzień wolny na opiekę nad dzieckiem. Uważa, że bez radykalnych działań nie ma szans na poprawę warunków pracy.

Pani Katarzyna, kasjerka w dużym markecie, gotowa jest przystąpić do strajku włoskiego choćby zaraz. - Wiem, że klienci będą wściekli, bo w soboty spędzą w kolejkach nawet trzy godziny. Trudno. Nam w dusznych, ciasnych kasach też nie jest lekko. Klient wychodzi i robi grilla z rodziną, a my tkwimy przy kasach i głowy nam puchną od narzekań klientów i muzyki z radiowęzła. W dodatku ciągle nie mam etatu, tylko angaż z agencji pracy tymczasowej. Ta ciągła niepewność mnie dobija - mówi pani Katarzyna.

Kasjerkom wtóruje Alfred Bujara, szef sekcji handlowej Solidarności. - Warunki pracy i płace w handlu się pogarszają - zauważa Bujara. - Kasjerzy zarabiają 1000 - 1200 zł. To stanowczo za mało. Dla pracowników ważne są też stałe umowy o pracę, ale dla części załogi są nieosiągalne. Od lat mówi się o poprawie warunków pracy w handlu, tymczasem rozmowy z przedstawicielami sieci są często pozorowane, nie przynoszą żadnych rozwiązań. Szefowie sklepów oddają nam do dyspozycji pomieszczenie, żebyśmy mogli rozmawiać z pracownikami, ale jest ono usytuowane w takim miejscu, że doskonale widać, kto się wybiera na takie spotkanie. To skutecznie odstrasza. Związkowcy liczyli na negocjacje z przedstawicielami koncernu Metro AG, właścicielem m.in. Reala, Media Markt, Saturna oraz spotkanie z przedstawicielami Polskiej Organizacji Handlu i Dystrybucji (POHiD), która zrzesza duże sieci sklepów. Wiadomo już, że do tych rozmów nie dojdzie.

- Prowadzimy rozmowy i negocjacje ze związkowcami na stałych zasadach - zapewnia Agnieszka Łukiewicz-Stachera, rzecznik Reala. - Co roku w naszej sieci jest ustalany ramowy plan podwyżek, po negocjacjach ustaliliśmy wzrost pensji o trzy procent. Okazało się, że jest to zbyt wysoka kwota i zaproponowaliśmy 2,5-procentową podwyżkę. To jednak nie spodobało się związkowcom i nie udało się podpisać ogólnopolskiego porozumienia.

Szefowie POHiD-u wydali komunikat, w którym podkreślają, że nie są upoważnieni przez swoich członków do prowadzenia rozmów ze związkowcami i nie zamierzają się z nimi spotykać. Przedstawiciele organizacji podkreślają także, że nie zajmują się kwestiami związków zawodowych w marketach.

Co czeka nas 22 września? Jak twierdzi Alfred Bujara, na 99 proc. w Warszawie odbędzie się pikieta.

- Zdaję sobie sprawę, że całkowite odstąpienie od pracy może być niemożliwe ze względu na strach przed utratą pracy, dlatego najprawdopodobniej będzie to strajk włoski. Nic nie jest jeszcze przesądzone - dodaje Alfred Bujara. Nie wszyscy przedstawiciele sieci czują się jednak adresatami protestu. Michał Sikora, rzecznik Tesco, podkreśla, że w tej sieci pracownicy dostają stałe umowy po trzech miesiącach pracy, firma nie przeprowadza redukcji zatrudnienia. - Wręcz przeciwnie, w tym roku zatrudnimy około czterech tysięcy osób w całym kraju - podkreśla Sikora. - Spośród 27 tysięcy pracowników, 2 tysiące to członkowie Solidarności.

W dniu pikiety kasjerów mają zastąpić osoby z agencji pracy tymczasowej. Wystarczy, że na tydzień przed akcją szefowie marketów zwrócą się do agencji, by te przygotowały zastępstwo.

Źródło - Dziennik Łódki

Szczerze powiem, jestem zaskoczony tym, że w końcu ktoś staje w obronie pracowników handlu (szkoda, że na razie tego wielkiego). Nareszcie NSZZ SOLIDARNOŚĆ popiera nie tylko; górników, stoczniowców, kolejarzy itd., ale bierze pod swoje skrzydła również ludzi zatrudnionych w sferze handlowej.
Osobiście uważam, że ludzie ci (kasjerki, ekspedientki, pracownicy sklepowi) muszą borykać się z dwoma zjawiskami nacisku, tym wewnętrznym (szefostwo), i tym zewnętrznym (klienci). Zatem zawód, jak naprawdę mało który, podwójnego ryzyka. Praca za 1000 - 1200 zł, pewnie nie do końca to ryzyko w dostateczny sposób wynagradza.

No i jestem ciekawy jak postąpią pracownicy naszych wieluńskich marketów, a jest ich sporo, tych typowo spożywczych jak i o innym asortymencie. W końcu mają niepowtarzalną okazję powalczyć o swoje :)
Znam od podszewki charakter tej pracy, więc popieram w 100% jakąkolwiek formę protestu.

red - 2010-09-09, 00:17

Po pierwsze to nie tylko kasjerki i kasjerzy pracują za 1000-1200 zł miesięcznie.
Po drugie - jak niby rząd może wpłynąć na prywatnych właścicieli żeby komuś podnieśli pensje? Chyba tylko zwiększając minimalne wynagrodzenie.

miko 005 - 2010-09-09, 13:51

red napisał/a:
Po pierwsze to nie tylko kasjerki i kasjerzy pracują za 1000-1200 zł miesięcznie.

:D red, wiesz co mówisz ;) przecież to między innymi i Ty ludziom płacisz, prawda :?: ;) :P

red napisał/a:
Po drugie - jak niby rząd może wpłynąć na prywatnych właścicieli żeby komuś podnieśli pensje?

Przecież nie ma mowy o nacisku na sfery rządowe, tylko na korporacje handlowe. A że rozmowy z nimi, to jak gadanie z mułem (nie tym rzecznym ;) ), to inna sprawa.

Powalczyć zawsze można, nawet z resortem prywatnym, przecież to w końcu nie Bogowie, prawda?

red - 2010-09-09, 14:51

miko 005 napisał/a:
red, wiesz co mówisz ;) przecież to między innymi i Ty ludziom płacisz, prawda

Pewnie że płacę (chociaż formalnie nie ja). Ile to już właściciela i pracowników sprawa. Ktoś przecież musi zatrudniać pracowników a płaci się im tyle na ile wycenia ich pracę rynek.
Znam całe mnóstwo wartościowych i wykształconych ludzi, którzy pracują za 1000-1200 zł miesięcznie i wcale nie są kasjerkami lub pracownikami gastronomii.
miko 005 napisał/a:

Powalczyć zawsze można, nawet z resortem prywatnym, przecież to w końcu nie Bogowie, prawda?

Każdy ma swoje racje - pracodawca chce zarobić tak samo jak pracownik. A wysokośc wynagrodzenia reguluje rynek.

daughter - 2010-09-09, 19:55

Spooky napisał/a:
Zauważcie też, że klient płaci i ma prawo oczekiwać wysokiej jakości obsługi. Ja jeżeli robię zakupy w sklepie oczekuję, że obsługa będzie zawsze miła i pomocna, a jeżeli tak nie jest, to zawsze mogę iść do innego sklepu lub powiedzieć obsłudze co myślę o ich zachowaniu. W końcu dzięki temu że ja tam kupuję, oni dostają pensje. Tak jest w kapitalizmie, że to firma ma się starać o klienta, a nie na odwrót. Moim zdaniem osoby które chcą pracować jako ekspedient lub ekspedientka powinny wiedzieć co ich czeka, i jeżeli uważają, że nie podołają takiej pracy, to po prostu powinny z niej zrezygnować i poszukać innej. Takie jest moje zdanie.

Inna sprawa, to osoby które przychodzą do sklepu tylko po to żeby wyładować swoją złość, używają wulgaryzmów, mówią do obsługi na "ty". Tych osób nie bronię, ale całej reszty - owszem. Ale takich osób jest bardzo mało, sam nigdy nie spotkałem się na żywo w sklepie z taką sytuacją, żeby klient bez powodu wszczynał kłótnię.


Spooky , podoba mi się Twoje podejście do tego tematu.Doskonale wiesz czego oczekuje klient, więc chciałabym Cie zatrudnić na stanowisko kasjer-sprzedawca. Co Ty na to???

Spooky - 2010-09-09, 21:29

Jeśli zaoferujesz dobre warunki, to czemu nie :)
miko 005 - 2010-09-09, 21:38

Spooky napisał/a:
Jeśli zaoferujesz dobre warunki, to czemu nie :)

Jakie warunki? Takie jak wszyscy; 1000 zł netto plus niezapomniane wrażenia i doświadczenia nabyte podczas pracy z anonimowymi klientami. No i musisz pamiętać, że żebyś zarobił ów 1000 zł, to musisz "lizać" buciki tychże klientów, żebyś ich nie daj Boże czymś niestosownym nie uraził. Bo jak zmienią sobie sklep, to Ty pójdziesz na bruk ;)

Spooky - 2010-09-09, 21:40

No to nie zgadzam się - za niska pensja :) A jak inni się zgadzają, to ich sprawa :) Wiedzą dobrze, w co się pakują. Albo przynajmniej powinni wiedzieć :)
red - 2010-09-09, 22:03

Spooky, i to jest prawidłowe podejście. Nie odpowiadają mi warunki - nie decyduję się na pracę.
Natomiast wg niektórych powinienneś przyjąć te warunki pracy i płacy a następnie rozpocząć protest przeciwko niskim zarobkom i obowiązkowi obsługi klientów na kasie w godzinach pracy :D

daughter - 2010-09-09, 23:15

Spooky , może miko 005 da więcej niż tego tysiąca :D :D :D
red - 2010-09-10, 00:45

daughter, widzisz jak prosto działają prawa rynku?
Spooky jeszcze nie zaczął pracować a już dla swego pracodawcy (miko) stał się na tyle cennym pracownikiem, że wywalczył podwyżkę :D
Jak widać nie trzeba w tym celu palić opon pod sejmem :)

miko 005 - 2010-09-10, 10:11

Spooky napisał/a:
No to nie zgadzam się - za niska pensja :) A jak inni się zgadzają, to ich sprawa :)

Zgodzisz się, zgodzisz :twisted: Pójdziesz na własny garnuszek, to zgodzisz się na wszystko ;)

red napisał/a:
Spooky, i to jest prawidłowe podejście. Nie odpowiadają mi warunki - nie decyduję się na pracę.

red, a znasz takiego co jest zadowolony z warunków? Bo ja nawet wśród pracodawców takowego nie spotkałem :P

daughter - 2010-09-10, 10:42

miko 005 napisał/a:
Spooky napisał/a:
No to nie zgadzam się - za niska pensja :) A jak inni się zgadzają, to ich sprawa :)

Zgodzisz się, zgodzisz :twisted: Pójdziesz na własny garnuszek, to zgodzisz się na wszystko ;)

red napisał/a:
Spooky, i to jest prawidłowe podejście. Nie odpowiadają mi warunki - nie decyduję się na pracę.

red, a znasz takiego co jest zadowolony z warunków? Bo ja nawet wśród pracodawców takowego nie spotkałem :P


Spooky widać mało wiesz o życiu...jak znajdziesz pracę gdzie zaoferują Ci więcej niż 1260 brutto to daj znać...miłego szukania-dodam tylko ,że w tych czasach, nawet wykształcenie nic nie da :)

[ Dodano: 2010-09-10, 10:58 ]
miko 005 napisał/a:
Spooky napisał/a:
Jeśli zaoferujesz dobre warunki, to czemu nie :)

Jakie warunki? Takie jak wszyscy; 1000 zł netto plus niezapomniane wrażenia i doświadczenia nabyte podczas pracy z anonimowymi klientami. No i musisz pamiętać, że żebyś zarobił ów 1000 zł, to musisz "lizać" buciki tychże klientów, żebyś ich nie daj Boże czymś niestosownym nie uraził. Bo jak zmienią sobie sklep, to Ty pójdziesz na bruk ;)



Miko 005 , czy robisz zakupy w markecie ???Czy w osiedlowym sklepiku ???
Hm... 'lizał "Ci ktoś buciki???Bo jak żyje jeszcze nikt z personelu żadnego marketu nie właził mi w d__ę :? A w większości dużych sklepów osoby tam pracujące są wulgarne , mało sympatyczne i wielką łaskę robią jeśli mnie obsłużą.

red - 2010-09-10, 11:12

miko 005 napisał/a:
Zgodzisz się, zgodzisz :twisted: Pójdziesz na własny garnuszek, to zgodzisz się na wszystko

Zgodzi się albo nie zgodzi. Wiele będzie zależało od sytuacji, ale przymusu pracy nie ma.

To jest dyskusja trochę jałowa. Obydwie strony tego "sporu" mają różne zdania na pewne tematy i jak już kilka razy zauważyłem dojście do porozumienia zazwyczaj nie jest możliwe.
Moim zdaniem każdy jest kowalem swojego losu i w dużej mierze od niego samego zależy czy pracuje za 1000 zł czy za 10 tys zł. Oczywiście dużo zależy tez od operatywności, znajomości, elastyczności i innych "cech" człowieka. Wykształcenie nie ma zazwyczaj nic wspólnego z wynagrodzeniem, bo znam absolwentów zawodówki zarabiających po kilkanaście tys zł jak i magistrów ledwo dociągających do 1000 zł wypłaty. Ale faktem jest, że w pewnych zawodach MGR przed nazwiskiem jest wymagane - co nie zawsze przekłada się na zarobki.

Spooky - 2010-09-10, 14:37

Nie zgodzę się na pracę jako kasjer - sprzedawca za 1000zł :) Nie bardzo odpowiada mi ta praca, więc jeśli miałbym pracować w tym zawodzie, to musiałbym dostać znacznie wyższe wynagrodzenie :) Tym bardziej, że akurat będę wyspecjalizowany w czymś zupełnie innym :) A Ty miko chcesz mi na siłę udowodnić, że mimo niskiej pensji będę na bank pracował w sklepie, nie wiem tylko jaki jest tego cel.

Poza tym, jak daughter słusznie zauważyła, nieźle przesadziłeś miko z "lizaniem bucików" :wink: Ja również, podobnie jak koleżanka, nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Wystarczy przecież zwykła uprzejmość :)

Marta - 2010-09-10, 14:59

Spooky napisał/a:
Poza tym, jak daughter słusznie zauważyła, nieźle przesadziłeś miko z "lizaniem bucików" :wink: Ja również, podobnie jak koleżanka, nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Wystarczy przecież zwykła uprzejmość :)


W Wieluniu tak nie, ale w dużych miastach to jest codzienność :> Kasjerzy są tacy przemili, że aż do 'porzygu'.. Uprzejmość - OK, ale nachalna uprzejmość jest odrzucająca.

Spooky - 2010-09-10, 15:35

Nie przesadzaj. Nie wiem w jakich sklepach byłaś, ja bardzo często bywam w dużych miastach i nigdy nie narzekałem na nadmierną uprzejmość obsługi w sklepach. Może wyjaśnij też co dokładnie masz na myśli mówiąc o "nachalnej uprzejmości"?
Marta - 2010-09-10, 16:19

Nie przesadzam.

Osiedlowy supermarket we Wrocławiu:

- Dzień dobry
- Może Pani pomóc?
- A grosiczka dostanę?
- Prześlicznie dziękuję
- Resztunia (!) dla Pani
- Życzę bardzo przyjemnego dnia, do widzenia.
A to wszystko okraszone przyklejonym uśmiechem do twarzy

Spooky - 2010-09-10, 16:23

To jakieś wyjątkowe sytuacje, ja robiłem zakupy w wielu marketach w dużych miastach i akurat nie miałem okazji być obsługiwany w ten sposób :wink: Ale z drugiej strony chyba lepiej tak, niż gdyby miała być chamska obsługa :)
miko 005 - 2010-09-10, 17:12

Spooky napisał/a:
Poza tym, jak daughter słusznie zauważyła, nieźle przesadziłeś miko z "lizaniem bucików"

daughter, Spooky, jak zauważyliście lizanie bucików jest zamknięte w stosownym cudzysłowie, co nie zawsze oznacza dosłowny cytat. Stosując cudzysłów można też np. ironizować. I tak właśnie czyniłem odpowiadając Spooky`emu odnosząc się do jego wcześniejszych wypowiedzi na temat jego wymogów obsługi, przez personel sklepowy;
Spooky napisał/a:
Praca ekspedientki polega również na tym, że musi być miła w stosunku do kogoś kto "warczy". Nie każdy klient wyprowadzony z jakiegoś powodu z równowagi potrafi zapanować nad swoimi emocjami, a ekspedientka nad swoimi musi. Oprócz tego, musi kulturalnie tonować sytuację i wszystko grzecznie wytłumaczyć klientowi. Inaczej klient pójdzie do innego sklepu. To nie klient ma dbać o ekspedientkę, tylko ekspedientka o klienta. Taka praca.

Myślałem że "przyjarzy" :twisted: , pomyliłem się ;)


daughter napisał/a:
Miko 005 , czy robisz zakupy w markecie ???Czy w osiedlowym sklepiku ???

W 99% robię zakupy w dużych marketach, jak na warunki wieluńskie ;)
daughter napisał/a:
... w większości dużych sklepów osoby tam pracujące są wulgarne , mało sympatyczne i wielką łaskę robią jeśli mnie obsłużą.

Spooky napisał/a:
Ja również, podobnie jak koleżanka, nigdy nie spotkałem się z czymś takim. Wystarczy przecież zwykła uprzejmość :)

Powiem szczerze, że jestem odmiennego zdania od Was. Może dlatego, że wchodząc do takiego sklepu staram się też uśmiechać, nie robić z siebie Bóg wie jak ważną osobistość, co to wokół której muszą chodzić jak wokół VIP-a :P . No i czasami zanim zapytam o cokolwiek, a przeważnie o coś banalnego, staram się rozwiązać problem sam (teraz większość marketów jest wyposażona w czytniki cen, orientacyjne wagi itd., itp.) Staram się stosować do starego jak świat przysłowia; jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie . Działa prawie zawsze :)

Spooky napisał/a:
A Ty miko chcesz mi na siłę udowodnić, że mimo niskiej pensji będę na bank pracował w sklepie, nie wiem tylko jaki jest tego cel.

Niczego nie chcę Ci udowadniać, ale pojęcia nie masz jak życie lubi płatać przeróżne figle (czego oczywiście nie życzę). I to czego się dzisiaj zarzekamy, jutro okazuje się naszą rzeczywistością, zaufaj ;)
Pracowałem kiedyś z magistrem, razem przyginaliśmy fizycznie, aż miło. I o ile siebie usprawiedliwiam stosownym wykształceniem co do wykonywanej pracy :twisted: , tak w jego przypadku ... :shock: Pytam się więc dyskretnie, co go skłoniło do takiego postępku. Odpowiedź była krótka. Bieda w rodzinie. Wiem, że nawet prezes firmy nie chciał go przyjąć na stanowisko fizyczne z takim wykształceniem, bo to podobno urąga tytułowi posiadanemu przez gościa. Ale sam prosił o tą pracę, bo żyć trzeba.
Mam nadzieję, że ta historyjka z życia wzięta ukazuje Ci całą prawdę o życiu realnym, a nie tym naszym ... wymarzonym ;) .

daughter, wrócę jeszcze do tego wulgarnego i chamskiego personelu, o którym piszesz. Zdajesz sobie sprawę z tego, że w dużej mierze jest to wina przełożonych, prawda? Wspominam o tym, bo o ile pamiętam sama kierujesz jakąś tam grupą ludzi, w jakim tam sklepie. Mam nadzieję, że Twoja załoga to ... "osjakowskie anioły" :D

red ma rację jeśli chodzi o konflikt; pracodawca - pracownik i jeszcze na linii wynagrodzeń, to rzadko kiedy dochodzi do consensusu :razz: Ale dopóty dopóki nikt nikogo nie obrzuca błotem, dyskusja zawsze jest wskazana :D

Spooky - 2010-09-10, 17:54

miko 005 napisał/a:
daughter, Spooky, jak zauważyliście lizanie bucików jest zamknięte w stosownym cudzysłowie, co nie zawsze oznacza dosłowny cytat. Stosując cudzysłów można też np. ironizować. I tak właśnie czyniłem odpowiadając Spooky`emu odnosząc się do jego wcześniejszych wypowiedzi na temat jego wymogów obsługi, przez personel sklepowy; Myślałem że "przyjarzy" :twisted: , pomyliłem się ;)

Moje wymogi można określić "byciem uprzejmym", ale nie można tego określić nawet w przenośni "lizaniem bucików". Twoja ironia do mnie nie trafia.

Ferbik - 2010-09-10, 18:34

Ja przeważnie zagaduję do kasjerek. To też są ludzie, też świadczą usługi dla innych. Zupełnie inaczej taka zmęczona pani wygląda, jak wymieni się parę zdań. Chociaż widać to zmęczenie na twarzy, to uśmiech od razu świadczy o tym, że ekspedientki tego potrzebują. Nieraz zdarzyło mi się wyprostować jakiegoś prostaka, który o byle (słowo wymoderowano) miał pretensje do bogu ducha winnej kasjerki.
daughter - 2010-09-10, 20:05

Miko 005 żebyś wiedział to są właśnie "osjakowskie anioły' :) I nie są to kobiety po "handlówce", Spooky, ale również po studiach nie koniecznie związanych z handlem czy jakąś ekonomią-więc nie czaruj że kształcisz się w innym kierunku więc nie będziesz nigdy sprzedawcą.Mam podanie o pracę dziewczyny po germanistyce, która chce pracować w sklepie....zostawię to już bez komentarza, takie czasy :?
Spooky - 2010-09-10, 21:12

Nie jest tak źle moim zdaniem z pracą :) Mój kolega skończył w tym roku LO, zarejestrował się w Urzędzie Pracy i przez wakacje pracował w 2 firmach na różnych stanowiskach. Ale że praca mu nie odpowiadała, to rezygnował z każdej po kilku - kilkunastu dniach i teraz wysłali go do takiej, która mu odpowiada w jeszcze innej firmie :) Więc nikt nie jest skazany na pracę w handlu, jeżeli nie ma na takową ochoty :wink:
Dominika - 2010-09-10, 23:18

Spooky napisał/a:
Nie jest tak źle moim zdaniem z pracą :)


Dopóki jej nie zaczniesz szukać.

Spooky - 2010-09-10, 23:30

Przecież podałem powyżej przykład. Z księżyca tych informacji nie wziąłem. :)
Marta - 2010-09-11, 11:08

Dominika napisał/a:
Spooky napisał/a:
Nie jest tak źle moim zdaniem z pracą :)


Dopóki jej nie zaczniesz szukać.


Święte słowa Dominika..

Spooky porozmawiamy jak to Ty będziesz szukał pracy, a nie kolega i wtedy zobaczymy kto miał rację :wink:
Swoją drogą kolega nie pracował czasem na budowie, skoro nie w handlu? Trochę ciężko mi sobie wyobrazić, żeby pracował np. w jakimś biurze i zwalniał się po kilku dniach. Chyba że były to dni 'próbne' :P

daughter - 2010-09-11, 12:46

Tak sobie myślę , że kolega zmieniał pracę nie dlatego , że mu nie pasowała tylko po prostu nie nadawał się do tej pracy.
Nie owijajmy w bawełnę :D :D :D

Spooky - 2010-09-11, 16:39

Marta napisał/a:
Swoją drogą kolega nie pracował czasem na budowie, skoro nie w handlu? Trochę ciężko mi sobie wyobrazić, żeby pracował np. w jakimś biurze i zwalniał się po kilku dniach. Chyba że były to dni 'próbne' :P

Pracował w dwóch pizzeriach, w jednej jako dostawca pizzy, a w drugiej również jako dostawca pizzy, ale oprócz tego miał kilka innych obowiązków. Nie pasowało mu to, że ciągle go poganiali i mówili że wszystko robi zbyt wolno (generalnie że mało przerw, dużo roboty, a jak wracał z wywozu i nie było kolejnych to musiał brać się za inne obowiązki). Więc teraz znalazł pracę biurową, gdzie siedzi przed komputerem :) I od razu na wstępie usłyszał od swojej przełożonej, że w tej pracy "ile zrobisz tyle zrobisz, nikt Cię tu nie będzie poganiał" :) Więc zdaje się, że to jest właśnie to czego szukał :) Można? Można!

daughter - 2010-09-11, 18:30

To widocznie jeszcze nie miał wypłaty :D :D :D
Gość 556677 - 2010-09-12, 12:40

Osobiście mam to szczęście, że robię to, co jest zgodne z moim wykształceniem i zainteresowaniami i nie odczuwam jakiejś specjalnej presji, ani "nagonki" ze strony szefostwa, ale nieraz naprawdę irytuje mnie atmosfera w firmie :roll:

Jest sobie zespół ludzi- równorzędne stanowiska, podobne kompetencje i zarobki. "Oficjalnie" każdy do każdego się uśmiecha, wymienia uprzejmości, ale tak naprawdę tylko czeka się na jakiś błąd współpracownika i zwyczajnie cieszy się, że komuś nie udało się czegoś zrealizować, choć niepowodzenie jednego wcale nie przynosi jakiś wymiernych korzyści drugiemu.
No cóż, nie można mieć wszystkiego ;) zdążyłem się już przyzwyczaić, w końcu nie pracuje od wczoraj :P Po prostu trzeba mieś świadomość, że w razie "wpadki", nie ma co liczyć na jakąś "solidarność", czy pomoc, wsparcie "niby kolegi/koleżanki", każdy dba tylko i wyłącznie o swój tyłek :D Pamiętajcie o tym 8)

yabos - 2010-09-12, 12:46

Dominika napisał/a:
Spooky napisał/a:
Nie jest tak źle moim zdaniem z pracą :)


Dopóki jej nie zaczniesz szukać.

I dopóki się jest na utrzymaniu rodziców i można pozwolić sobie na czasowe bezrobocie i wybrzydzanie. Ale jak się jest na swoim to czasami jednak trzeba brać to co jest.

JAREK.M - 2010-09-12, 22:41

Spooky napisał/a:
Więc nikt nie jest skazany na pracę w handlu, jeżeli nie ma na takową ochoty :wink:

Ja jestem skazany :D

red - 2010-09-12, 23:29

OK. Jak pisał miko - dyskusja jest wskazana.
Zatem co mają do rzeczy niskie w odczuciu niektórych zarobki pracowników marketów do tego czy ktoś jest na garnuszku rodziców czy nie.
Wynagrodzenia powinien regulować wolny rynek. Pracodawca płaci tyle za pracę na ile określa jej wartość. Jeśli zapłaci za mało to nie znajdzie chętnych. Jeśli za dużo to sam pozbawi siebie zarobku lub nawet rozłoży własną firmę a to byłoby nielogiczne. Trzeba zrozumieć, że podstawowym zadaniem prowadzenia firmy jest cel zarobkowy (tak nawet definiują to przepisy) a nie dawanie zatrudnienia ludziom. Oczywiście pracownik jest zazwyczaj bardzo ważnym elementem firmy i nie można pomijać jego roli ani umniejszać wartości, ale w dużej mierze od niego samego zależy gdzie i za ile będzie pracować.

miko 005 - 2010-09-13, 18:09

red napisał/a:
Zatem co mają do rzeczy niskie w odczuciu niektórych zarobki pracowników marketów do tego czy ktoś jest na garnuszku rodziców czy nie.

Oczywiście żadne, ale jeśli nie ma się "noża na gardle" ;) tak jak np. młodzian, czy panienka, będąca jeszcze pod skrzydłami rodziców, to te 1000-1200 zł. wydają się być w ich odczuciu jałmużną.
Ta sama kwota, jest też oczywiście jałmużną dla tych co się już wyrwali spod tych skrzydeł. Tyle tylko, że tutaj już nie ma pola manewru, mama z tatą nie dadzą na utrzymanie następnej pełnej rodziny, a żyć trzeba :P

red napisał/a:
Pracodawca płaci tyle za pracę na ile określa jej wartość. Jeśli zapłaci za mało to nie znajdzie chętnych. Jeśli za dużo to sam pozbawi siebie zarobku lub nawet rozłoży własną firmę a to byłoby nielogiczne.

Chciało by się rzec, święte słowa ;) tylko że ciśnie mi się na usta jedno ale ... Ani jedni, ani drudzy, od zarania dziejów nie mogą znaleźć tego wypośrodkowanego zarobku, czy wypośrodkowanej płacy :twisted:
Dlatego konflikt na tym tle; był, jest, i bezsprzecznie będzie dalej :twisted: Po prostu, trzeba się do tego przyzwyczaić i żyć z tym. A jak nadarza się jakakolwiek okazja, to czerpać z niej, jak z rogu obfitości :D

red - 2010-09-14, 01:21

miko 005, ale czy fakt, że ktoś ma większe potrzeby niż możliwości ich realizacji, ma być wystarczającym powodem do zapłaty za jego pracę większej kwoty, niż wynika to z regulacji wolnorynkowych?
Przerysowując to trochę tak, jakbyś poszedł do salonu i kupił nowego Poloneza (wiem że już nie produkują) i zapłacił za niego 100 tys zł, bo uznałbyś, że firma Polonez jest w potrzebie i wymaga większego wsparcia finansowego aniżeli jest warta.
Nauczmy się szanować pieniądze nie tylko własne, ale i cudze.

miko 005 - 2010-09-14, 17:39

red napisał/a:
Przerysowując to trochę tak, jakbyś poszedł do salonu i kupił nowego Poloneza (wiem że już nie produkują) i zapłacił za niego 100 tys zł, bo uznałbyś, że firma Polonez jest w potrzebie i wymaga większego wsparcia finansowego aniżeli jest warta.

Szczerze powiem, że nie wiem jak odnieść się do tego przykładu :? Co on ma wspólnego z wolnym rynkiem, o którym tyle piszesz?

Ale niech będzie o wolnym rynku OK.
red napisał/a:
miko 005, ale czy fakt, że ktoś ma większe potrzeby niż możliwości ich realizacji, ma być wystarczającym powodem do zapłaty za jego pracę większej kwoty, niż wynika to z regulacji wolnorynkowych?

Celowo wytłuściłem "niż możliwości ich realizacji", bo te słowa będą kluczowe.
Osiedlowy sklepik, gdzie w dobie supermarketów, faktycznie nie dzieje się w nim najlepiej. Nie ma klienteli, a co za tym idzie nie ma właściciel tego sklepu zbyt wielkich korzyści (mimo że jakoś tam funkcjonuje ;) ). Pracująca tam osoba, przychodzi do tego sklepiku na 8 - 10 godzin. Ustaliliśmy już, że obrót jest niewielki, więc logicznym jest, że pani tam pracująca zbyt wielkiego wysiłku w wykonywaną pracę nie włożyła, prawda?
Duży market, biorąc nawet nasz wieluński przykład, ruch w tych marketach jest spory, a porównując go do tych osiedlowych sklepików, to nawet ogromny ;) . Tam też pracują ludzie, którzy spędzają w tej pracy po 8 - 10 godzin. Z tą tylko różnicą, że "nie deformują łokciami" blatów sklepowych, a ciężko zasuwają (pomińmy teraz wątek marsowych min u tych ludzi ;) ). W każdym razie pracują o wiele więcej niż te osoby w malutkich sklepikach. A jednak coś łączy tych ludzi, co?
Ta sama kwota końcowa na pasku wynagrodzenia. Dlaczego tak się dzieje? Właściciel małego sklepiku, ledwo wiążący koniec z końcem, płaci tyle samo co właściciele potężnych sieci handlowych. Odpowiedź jest prosta, drobny biznesmen musi zapłacić "najmniejszą krajową", choć robi to ze łzami w oczach, a wielcy płacą tę samą sumę, z uśmiechem na twarzy, bo taką mamy niestety regulację wolnorynkową.

Ale przy odrobinie dobrej woli można by było zrobić tak, żeby wilk był syty i owca cała. Wymyślić nową regulację, która nakazywała by przeznaczać na pensje pracowników konkretny procent od zysków. Co o tym myślisz? (pytanie nie tylko do red`a :) )

ourson - 2010-09-14, 17:56

miko 005 napisał/a:
Wymyślić nową regulację, która nakazywała by przeznaczać na pensje pracowników konkretny procent od zysków. Co o tym myślisz?


OK. Przyjmijmy zatem, że mały osiedlowy sklepik przyniósł w pierwszym roku 50 tys zysku w drugim 70 tys a w trzecim, kryzysowym 10tys zysku rocznie (obok powstał duży market, a do tego ogólny kryzys gospodarczy spowodował znaczący spadek obrotów). Ile w każdym roku powinien wg Ciebie dostać pracownik?

miko 005 - 2010-09-14, 18:17

ourson napisał/a:
Ile w każdym roku powinien wg Ciebie dostać pracownik?

Odpowiesz sobie sam na to pytanie, precyzując, jaki procent powinien obowiązywać przy wypłacaniu wynagrodzeń pracownikom ;)

ourson - 2010-09-14, 18:35

miko 005, ale ja pytam Ciebie, jako autora pomysłu. Gdybym chciał sobie zadać to pytanie to nie używałbym forum - bo na razie jeszcze zdrowy na umyśle jestem :P
miko 005 - 2010-09-14, 18:49

ourson napisał/a:
bo na razie jeszcze zdrowy na umyśle jestem :P

Coś sugerujesz? :evil:
ourson napisał/a:
... a w trzecim, kryzysowym 10tys zysku rocznie

Ten trzeci rok byłby ostatnim rokiem tego sklepiku, jak już mamy rozmawiać, to rozmawiajmy poważnie, czyli mówmy o sumach konkretnych, a nie "śmiesznych".

Zatem, czyżby według Ciebie pomysł procentowego przeznaczania pieniędzy na wypłaty pracowników był pomysłem chybionym? Mówisz to jako ... (pracodawca, pracownik?)
No i jeśli w końcu pomysł jest beeee, to dlaczego? Wystarczy uzasadnienie, jeśli dobre, to masz jak w banku, że je poprę, a nie powiem że ... :?

ourson - 2010-09-14, 19:02

miko 005, ale dlaczego o sumach śmiesznych? Jeśli wolisz możemy podwoić. Niech będzie że w pierwszym roku zysk wyniesie 100tys złotych w drugim 140 tys a w trzecim 20tys.

Pytanie pozostaje nadal: jaki wg Ciebie powinien być podział zysków w każdym roku?

Ja wcale nie uważam że przy poziomie 10 tys zystku na rok właściciel zdecyduje się na zamknięcie sklepu. Bo przecież może liczyć na to że w kolejnych latach sytuacja jednak się poprawi. Zresztą to nie musi być jego jedyne źródło utrzymania.

Moje pytanie jest absolutnie poważne. Rzuciłeś jakiś pomysł- OK. Ale jest on tak ogólny że nawet nie da się o nim dyskutować... dlatego zadaję dodatkowe pytanie... pewnie nie ostatnie...

miko 005 - 2010-09-14, 19:09

ourson napisał/a:
Pytanie pozostaje nadal: jaki wg Ciebie powinien być podział zysków w każdym roku?

No dobra, powiedzmy ... 35% :)

PS. Mówimy tutaj o deklaracji rocznej a nie zawartej w dekadzie ;) ., albo jeszcze inaczej, miesięcznej. Coś na kształt, rozliczenie z fiskusem byłoby adekwatne do naliczania tych, powiedzmy 35%

ourson - 2010-09-14, 19:30

1. czyli jak rozumiem, oczekiwałbyś że w pierwszym roku pracownik otrzyma 35tys, w drugim roku 49 tys, a w trzecim 7 tys rocznie?

2. postulat miesięcznego rozliczania OK. Załóżmy, że sklep położony jest przy szkole i przedszkolu, w związku z powyższym w miesiącach "wakacyjnych" nie przynosi zysku wcale. Czy wtedy pracownik będzie pracował za darmo?

i jeszcze takie dodatkowe pytanie:

3. jak miałby być opłacany pracownik w okresie urlopu i w okresie zwolnienia lekarskiego?

miko 005 - 2010-09-14, 20:00

ourson napisał/a:
1. czyli jak rozumiem, oczekiwałbyś że w pierwszym roku pracownik otrzyma 35tys, w drugim roku 49 tys, a w trzecim 7 tys rocznie?

No, tak bym właśnie oczekiwał ;)

ourson napisał/a:
2. postulat miesięcznego rozliczania OK. Załóżmy, że sklep położony jest przy szkole i przedszkolu, w związku z powyższym w miesiącach "wakacyjnych" nie przynosi zysku wcale. Czy wtedy pracownik będzie pracował za darmo?

A tego to już nie wiem ;) Ale wtedy mówilibyśmy tak naprawdę o ... regulacji wolnorynkowej .
Tak naprawdę wierzysz w to, że sklepik przez dwa miesiące nie jest odwiedzany przez żadnego klienta ;) , a nawet gdyby, to po co go otwierać :? Pracownik w tym czasie idzie do innej pracy, a po dwóch miesiącach wraca :P i to też jest regulacja wolnorynkowa.

A to o czym pisze red, nie jest regulacją wolnorynkową, tylko szantażem, który opiera się na najmniejszej krajowej plus wyświechtany slogan, że jak Ci się nie podoba to tam za bramą czeka na to miejsce kilkadziesiąt osób (oczywiście to nie odnosi się do samego red`a, tylko tak ogólnie do całości ;) , przepraszam red :) )

ourson - 2010-09-14, 20:07

miko 005 napisał/a:
Tak naprawdę wierzysz w to, że sklepik przez dwa miesiące nie jest odwiedzany przez żadnego klienta , a nawet gdyby, to po co go otwierać Pracownik w tym czasie idzie do innej pracy, a po dwóch miesiącach wraca i to też jest regulacja wolnorynkowa.


Ale ja nigdzie nie napisałem że sklep nie jest odwiedzany przez żadnego klienta. Tylko że nie przynosi zysku. A to dość duża różnica.
I uwierz mi znam taki sklep. Znajduje się w niedalekiej okolicy Akademii Ekonomicznej we Wrocławiu. Jest położony w bezpośrednim sąsiedztwie 3 może 4 bloków mieszkalnych, przedszkola, szkoły i AE właśnie. I wierzę właścicielce że w lipcu i sierpniu otwiera tylko po to, żeby obsłużyć tą garstkę klientów z tych bloków (z których wielu też wyjeżdża na wakacje) bo chce im zapewnić świeże pieczywo i inne artykuły tak jak w pozostałe miesiące. Bo inaczej oni w te inne miesiące mogliby zrezygnować z jej sklepiku. I nie wykluczam tego, że w te miesiące przy skróconych godzinach otwarcia prowadzi ten sklep prawie bez zysku...

A co do wolnorynkowości - te 35% będzie można sobie dowolnie ustalić?

red - 2010-09-15, 00:21

miko 005, jakbym miał dawać 35% zysku na pensje to pewnie pracownicy zarabialiby po 500 zł albo i mniej...
A jak w firmie będzie strata to pracownicy dołożą 35% do jej pokrycia?

ourson - 2010-09-15, 12:05

red, uważaj, zaraz się dowiesz że oszukujesz US i zaniżasz dochody :-D
red - 2010-09-15, 12:53

Dlaczego? 35% z zysku przeznaczone na wynagrodzenia - po uwzględnieniu ilości pracowników oraz kosztów pozapłacowych pracy (ZUS) może oznaczać wypłaty rzędu 500 zł na osobę. I co wtedy?
miko 005 - 2010-09-15, 18:07

ourson napisał/a:
red, uważaj, zaraz się dowiesz że oszukujesz US i zaniżasz dochody :D

ourson spokojnie, bez paniki :?

red napisał/a:
35% z zysku przeznaczone na wynagrodzenia - po uwzględnieniu ilości pracowników oraz kosztów pozapłacowych pracy (ZUS) może oznaczać wypłaty rzędu 500 zł na osobę. I co wtedy?

Pewnie tak jak piszesz ;) I co wtedy? Wtedy ktoś zdecyduje czy mu się to opłaca. Ale będzie miał tę świadomość (oczywiście mam nadzieję że uzasadnioną), że firma przędzie tak a nie inaczej, i albo 500zł za ... tylko przychodzenie do niej (bo skoro nie ma zysków to i robić nie ma co), albo szukamy innej pracy.

red napisał/a:
A jak w firmie będzie strata to pracownicy dołożą 35% do jej pokrycia?

Jeśli wynikła z winy pracownika, to nawet prawo pracy przewiduje obciążenie winowajcy. A jak strata jest wynikiem złego prowadzenia firmy, to nie widzę powodu aby pracownik miał dopłacać do interesu.

PS. owe 35% to oczywiście luźna propozycja ;)

ourson - 2010-09-15, 23:14

miko 005 napisał/a:
ourson spokojnie, bez paniki


przepraszam miko 005 to absolutnie nie było skierowane do Ciebie. Przypomniałem sobie bowiem tłumaczenia reda z czasów TestaRossy, że to nie jest żyła złota... taka mała dygresja, naprawdę nie skierowana do Ciebie.

miko 005 napisał/a:
i albo 500zł za ... tylko przychodzenie do niej (bo skoro nie ma zysków to i robić nie ma co), albo szukamy innej pracy.


I tutaj pojawia się problem. Bo wiele firm, szczególnie w czasach kryzysu właśnie po to żeby utrzymać produkcję i zatrudnienie (chociażby po to żeby nie stracić wartościowych pracowników i nie mieć problemu ze specjalistami kiedy na rynku się polepszy) redukuje marże do minimum. Albo nawet przyjmuje zlecenia które są wycenione w ten sposób aby pokryły koszty zmienne produkcji i jedynie część kosztu stałego, bo to w ogólnym rozrachunku opłaca się bardziej...
A to powoduje że pracy może być bardzo dużo, a zysk żaden.

Jednego tylko nie mogę pojąć - dlaczego w modelu "35% zysku" uznajesz że pracownik będzie dokonywał wolnego wyboru że albo pracuje za 500zł albo szuka innej pracy, a przy obecnym stanie prawnym tak bardzo Ci przeszkadza że ktoś twierdzi że pracownik nie jest zmuszany do pracy za 1317zł brutto i może bez żadnych przeszkód (de facto z dnia na dzień) porzucić pracę i znaleźć sobie inną...

red - 2010-09-15, 23:21

miko 005 napisał/a:
Pewnie tak jak piszesz ;) I co wtedy? Wtedy ktoś zdecyduje czy mu się to opłaca. Ale będzie miał tę świadomość (oczywiście mam nadzieję że uzasadnioną), że firma przędzie tak a nie inaczej, i albo 500zł za ... tylko przychodzenie do niej (bo skoro nie ma zysków to i robić nie ma co), albo szukamy innej pracy.

Teraz też ma mozliwość wyboru - może pracować za 1200 zł lub wcale. Podobny wybór tylko inna kwota.

miko 005 napisał/a:
Jeśli wynikła z winy pracownika, to nawet prawo pracy przewiduje obciążenie winowajcy. A jak strata jest wynikiem złego prowadzenia firmy, to nie widzę powodu aby pracownik miał dopłacać do interesu.

Taaa... Odszkodowanie do 3-krotności wynagrodzenia przy winie nieumyślnej...
Czyli tak - jak firma ma zyski to pracownik ma udział w zyskach a jak ma straty to juz udziału w stratach nie ma. Innymi słowy - straty firmy to wina pracodawcy natomiast zyski to zasługa pracownika?

miko 005 - 2010-09-16, 17:50

ourson napisał/a:
Jednego tylko nie mogę pojąć - dlaczego w modelu "35% zysku" uznajesz że pracownik będzie dokonywał wolnego wyboru że albo pracuje za 500zł albo szuka innej pracy, a przy obecnym stanie prawnym tak bardzo Ci przeszkadza że ktoś twierdzi że pracownik nie jest zmuszany do pracy za 1317zł brutto

ourson, mój post wyżej dosyć dobrze precyzuje co przez to rozumiałem ;)
500 zł = świadomość, że wszystkim jest źle, pracownikowi i pracodawcy, albo inaczej wszyscy mamy relatywnie po równo ;)
1370 zł (brutto) = poczucie, że ktoś wykorzystuje nas do granic możliwości, a płaci "ochłapy"
to tak coś na zasadzie poczucia godności ludzkiej, bo oprócz pieniędzy i to jest ważne :razz:
Ja wiem, załóż sobie firmę i ... zbieraj kokosy :P Nikt tych kokosów nie zazdrości założycielom takich firm (przynajmniej nie ja), ale trzeba pamiętać o tym, że ktoś te kokosy wypracowuje. Bo jak będziemy podchodzić do zagadnienia; - skoro założyłem biznes to dla mnie raj, a dla tych co go wypracowali piekło, to się będzie nazywało niewolnictwo.
Pomijam tutaj malutkie biznesy, głównie skupiam się na tych molochach ;) Chociaż czasami z tymi maluczkimi to też różnie bywa :twisted: ale w to absolutnie nie chcę wnikać ;)

red napisał/a:
Czyli tak - jak firma ma zyski to pracownik ma udział w zyskach a jak ma straty to juz udziału w stratach nie ma. Innymi słowy - straty firmy to wina pracodawcy natomiast zyski to zasługa pracownika?

red, no teraz to mnie zaskoczyłeś :D każdy Twój pracownik jest współwłaścicielem Twojego biznesu? Pewnie nie ;) Bo tylko ci ponoszą konsekwencje tego jak przędzie firma.
A pracownikowi za wykonywaną pracę musisz zapłacić, ale nie możesz sobie wetować strat jego kosztem.

Żeby już nie wałkować tego wątku procentowego w nieskończoność, mam pytanie do wszystkich zatrudniających. Czy zgodzilibyście się na oddanie jakiegoś (wynegocjowanego) procentu od własnych zysków, na poczet wynagrodzenia dla swoich pracowników?
Oczywiście mówimy tutaj o rzetelności w ujawnianiu takowych, bo przecież wszyscy wiemy jak to z tym jest, prawda? :D :P

ourson - 2010-09-17, 17:37

miko 005 napisał/a:
Czy zgodzilibyście się na oddanie jakiegoś (wynegocjowanego) procentu od własnych zysków, na poczet wynagrodzenia dla swoich pracowników?


Ale nadal pozostaje kwestia założeń tego pomysłu?

Np jeśli uznamy że przy takim układzie:
-brak świadczeń urlopowych
-brak świadczeń chorobowych (tych które płaci pracodawca)
-brak odpraw,
-brak nadgodzin,
-wynagrodzenie wypłacane po wpływie należności od kontrahenta (w przypadku braku zapłaty - brak wynagrodzenia)

to zapewniam Cię że wielu pracodawców chętnie by się na to zgodziło. Wtedy rzeczywiście byłby wolny rynek i pełna swoboda przy zawieraniu umów.

Sama idea premii z zysku nie jest niczym nowym, ale jest to traktowane jako dodatek motywujący i bardzo uznaniowy.

Zresztą - w firmach gdzie istnieje wynagrodzenie akordowe, de facto, pracownicy otrzymują pewien procent zysku - choć obarczony oczywiście wszelkimi ograniczeniami wynikającymi z obecnego stanu prawnego.

miko 005 - 2010-09-17, 20:14

ourson napisał/a:
Ale nadal pozostaje kwestia założeń tego pomysłu?

Np jeśli uznamy że przy takim układzie:

Ale to nie są nowości, to już funkcjonuje;
ourson napisał/a:
-brak świadczeń urlopowych

- zatrudnianie na umowę zlecenie (częsty przypadek)
ourson napisał/a:
-brak świadczeń chorobowych (tych które płaci pracodawca)

- to samo zatrudnienie (umowa zlecenie), pracownik opłaca sobie sam składki (jeśli chce) i dopiero po okresie 6 miesięcy ma prawo do zasiłku chorobowego
ourson napisał/a:
-brak odpraw

- zatrudnienie na czas określony, teraz można go przedłużać w nieskończoność, i nie może być dłuższy niż dwa lata (czyli w sam raz żeby ominąć prawo do wypłacenia odprawy)
ourson napisał/a:
-brak nadgodzin

- patrząc na przykłady wieluńskich firm (wystarczy poczytać nasze forum), widać jak jest z tym płaceniem za nadgodziny
ourson napisał/a:
-wynagrodzenie wypłacane po wpływie należności od kontrahenta (w przypadku braku zapłaty - brak wynagrodzenia)

- to też częste tłumaczenie właścicieli firm, którzy nie płacą już teraz wynagrodzeń (przykład ZUGiL-u)

Jednym słowem, schody, schody i jeszcze raz schody :shock:

ourson napisał/a:
Sama idea premii z zysku nie jest niczym nowym, ale jest to traktowane jako dodatek motywujący i bardzo uznaniowy.

Mogę zareagować tylko tak :D :D :D :D :D :D :D :D

ourson - 2010-09-17, 23:19

miko005, tak samo ja mogę powiedzieć że wynagradzanie w postaci udziału w zysku nie jest niczym nowym. Znacząca część akwizytorów, przedstawicieli handlowych etc jest wynagradzana prowizyjnie.
Coraz bardziej nie rozumiem o co Ci chodzi. Bo z jednej strony twierdzisz że obecne regulacje są niedobre, bo niedostatecznie chronią pracownika przed wyzyskiem, a zaraz potem postulujesz całkowitą liberalizację rynku pracy... Chyba że chodzi o to żeby państwo wprowadziło przymus...
A co do Twoich uśmiechów... Nie wiem jak jest w wielunskich przedsiębiorstwach, ale znam kilka wrocławskich które jeszcze kilka lat temu kiedy miałem z nimi styczność, wypłacały raz do roku premie z zysku, w tym w jednym z nich objęci ta forma premii byli pracownicy wszystkich szczebli.
Dla mnie koniec tego OT.

Krzysztof - 2010-09-18, 09:57

miko 005 napisał/a:
ourson napisał/a:
1. czyli jak rozumiem, oczekiwałbyś że w pierwszym roku pracownik otrzyma 35tys, w drugim roku 49 tys, a w trzecim 7 tys rocznie?


No, tak bym właśnie oczekiwał ;)



Miko, a jakby było 3 pracowników? I każdemu po 35%?

miko 005 - 2010-09-18, 18:21

ourson, zgadzam się że niczego nowego nie wprowadzimy do tematu, wiadomo dlaczego ;) . Dlatego to też będzie już mój ostatni post na temat procentów, ale najpierw jeszcze tylko ostatnie słowo do tego co napisałeś;
ourson napisał/a:
miko005, tak samo ja mogę powiedzieć że wynagradzanie w postaci udziału w zysku nie jest niczym nowym. Znacząca część akwizytorów, przedstawicieli handlowych etc jest wynagradzana prowizyjnie.

Hm, prowizja. Pewnie nie jest rewelacyjna bo znam kilku ludzi, którzy są wiecznie zabiegani, żeby ta miesięczna wypłata była jako taka ;) Normalna praca o takim charakterze, a że tutaj trudno jest rozliczyć pracownika z wykonanej pracy, więc owa prowizja. Ale głowę dam że nie 35% :P

ourson napisał/a:
A co do Twoich uśmiechów... Nie wiem jak jest w wielunskich przedsiębiorstwach, ale znam kilka wrocławskich które jeszcze kilka lat temu kiedy miałem z nimi styczność, wypłacały raz do roku premie z zysku, w tym w jednym z nich objęci ta forma premii byli pracownicy wszystkich szczebli.

Te uśmiechy dotyczyły metody podziału tych zysków, które prawie zawsze odbywają się na zasadach, jak w tym starym dowcipie;
- W dużej firmie wypłacono premię za zyski z roku poprzedniego. Po kilku dniach spotkali się; dyrektor działu, kierownik i zwykły pracownik, jąkała. Chwalą się więc, co sobie za owe premie kupili. Dyrektor, - ja za te pieniądze kupiłem sobie trabanta.
Kierownik, - no myśmy trochę dołożyli i też kupiliśmy sobie trabanta.
No a co ty sobie kupiłeś, pytają obaj, zwykłego pracownika.
- Ja kupiłem sobie, tra... tra... traaa... .
- Trabanta, podpowiadają zniecierpliwieni.
- Nie, traaampki. A resztę żona dołożyła


Krzysztof napisał/a:
Miko, a jakby było 3 pracowników? I każdemu po 35%?

Krzysztof, czytałeś dokładnie? 35% ogólnie z zysku, na wypłaty pracownikom. Pamiętaj o jednym, jeden pracownik to jakiś tam wypracowany zysk, ale trzech, to już zysk wypracowany x 3, a dziesięciu, to już x 10. Nikt nie zatrudnia ludzi dla wyglądu, tylko po to aby ci ludzie przynosili zyski.
I tam gdzie jest potrzeba zatrudnienia 2 ludzi będzie tyle pracowało, a nie 5. No chyba że ta piątka z dobrej woli podzieli się zyskami przeznaczonymi dla owej dwójki, przy jednoczesnym wykonywaniu takiej pracy jaką by wykonywała ta dwójka ;)

Na tym koniec :D

daughter - 2010-09-18, 21:36

Nareszcie :D
red - 2010-09-18, 23:09

Wynagrodzenie uzależnione od zysku firmy jest pomysłem karkołomnym - dochodem firmy można dość elastycznie sterować np poprzez różnego rodzaju inwestycje kosztowe. I pewnie byłoby tak, że pracownik będzie miał inne zdanie na temat konieczności wydatku firmy na zakup np jakiejś maszyny czy też innej inwestycji, która w oczach pracodawcy będzie niezbędna, natomiast zmniejszy dochód firmy a co za tym idzie również i wypłatę pracownika.
glizda - 2010-10-07, 11:17

Dziś w całej Polsce miał się odbyć w supermarketach strajk włoski. Może ktoś się orientuje, czy w Wieluniu w supermarketach strajk taki się odbywa?
daughter - 2010-10-07, 11:22

u mnie nie :D :D :D
yabos - 2010-10-07, 11:31

Intermarche chodził rano normalnie, nie wiem jak inne.
miko 005 - 2010-10-07, 15:56

glizda napisał/a:
Dziś w całej Polsce miał się odbyć w supermarketach strajk włoski. Może ktoś się orientuje, czy w Wieluniu w supermarketach strajk taki się odbywa?

Przezornie zrobiłem sobie dzisiaj dzień bez zakupów :razz:

Ferbik - 2010-10-07, 18:38

Kaufland działa dziś normalnie - rozmawiałem z kasjerką. Zanudziłyby się na śmierć :)
daughter - 2010-10-07, 18:56

...co świadczy o tym , że praca ekspedientki w markecie czy supermarkecie nie jest taka ciężka :D :D :D -wszyscy są zadowoleni :twisted:
miko 005 - 2010-10-08, 15:21

daughter napisał/a:
...co świadczy o tym , że praca ekspedientki w markecie czy supermarkecie nie jest taka ciężka :D :D :D -wszyscy są zadowoleni :twisted:

Z wczorajszych prób relacji telewizyjnych (TVN Fakty, godz.19.00), widać było, że problem nie jest aż tak śmieszny. Ekipy telewizyjne nie były wpuszczane do sklepów, nawet skończyło się interwencją policyjną po tym jak ochroniarze "aresztowali" jedną z nich :shock: .
Zatrudnienie w tym dniu ludzi z zewnątrz, a swoich oddelegowanie na sklep, też świadczy o tym, że ktoś się czegoś boi :?
Niestety, znowu wygrał zaściankowy strach (mówię o naszym terenie) :shock:

daughter - 2010-10-08, 15:43

oj miko wszędzie dobrze gdzie nas nie ma ...
niestety nikt nie poruszył jeszcze tematu o nowatorskim podejściu do pracy pracowników-mógłbyś się zdrowo uśmiać...
zawsze pracownik będzie miał źle-straszy swoimi prawami nie patrząc na to ,ze pracodawca też jakieś ma...ale nie odbiegam od tematu


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group