|
Wieluń - forum, informacje, ogłoszenia
|
|
Polityka pozaregionalna - podsumowanie roku rządów Kaczyńskiego
Grzegorz Nowak (W) - 2007-07-19, 23:29 Temat postu: podsumowanie roku rządów Kaczyńskiego za "Nasz Dziennik"
Cytat: |
Minął rok....
"Wielki polityk tak jak dobry dozorca domu wie, że czystkę trzeba robić codziennie" - mówi stare ludowe powiedzenie. I jak wypisz, wymaluj pasuje ono zarówno do sposobu uprawiania polityki, jak i osiągnięć premiera Jarosława Kaczyńskiego. Rządząc państwem i kierując partią w atmosferze "napięcia podbramkowego", w dużej mierze wywołanego niestabilnością i chwiejnością koalicjantów, doprowadził do zlikwidowania jakże groźnych dla bezpieczeństwa Państwa Polskiego Wojskowych Służb Informacyjnych (WSI), zmienił znacząco obraz polskiej polityki zagranicznej, wzmocnił i usprawnił wymiar sprawiedliwości. Nie obyło się jednak bez porażek. Nie wprowadzono do Konstytucji zapisu o ochronie życia od chwili poczęcia do naturalnej śmierci, nie przeprowadzono lustracji i dekomunizacji. To wszystko sprawia, że po roku rządów premier Jarosław Kaczyński ma swoich zagorzałych zwolenników, jak i zajadłych przeciwników. Jednak, jak mówiła premier Margaret Thatcher, "podobanie się wszystkim nie jest zajęciem dla polityka".
Kaczyński kontra Marcinkiewicz 3:0
Polityka to taki sport, w którym wygrywa ten, kto zada więcej ciosów poniżej pasa. Takie twierdzenie od lat krąży w kuluarach Sejmu. O tym, że bardziej opłaca się być politykiem kontrowersyjnym, ale twardym i skutecznym, niż wymuskanym niczym Dawid Beckham produktem specjalistów od marketingu, dobitnie przekonał się były premier Kazimierz Marcinkiewicz. Ten jeszcze do niedawna uważany za najpoważniejszego rywala Jarosława Kaczyńskiego działacz PiS, w rywalizacji z "bliźniakiem twardszym" przegrał wszystko. Stracił nie tylko fotel premiera i wpływy w PiS, szansę na zbudowanie własnej silnej frakcji, przegrał wybory samorządowe w Warszawie z Hanną Gronkiewicz-Waltz i dał się odsunąć na margines wielkiej polityki. W podobny sposób poprzez sterowane konflikty wewnątrz własnego ugrupowania premier Jarosław Kaczyński w niedługim czasie pozbył się również grupy zwolenników Marka Jurka. W tym przypadku jednak sukces Kaczyńskiego to raczej pyrrusowe zwycięstwo. Z jednej strony bowiem osiągnął cel - PiS tworzony ze zlepków różnych partii stał się monolitem, z drugiej - pozbył się popularnego Marka Jurka i, co gorsza - zablokował możliwość wprowadzenia w Konstytucji zmian gwarantujących ochronę życia. A to oznacza przynajmniej czasową utratę części elektoratu przekładającego się na głosy wyborców.
Przegrali ze sfinksem
Kiedy wiosną 2006 r. Samoobrona i Liga Polskich Rodzin decydowały się na współpracę z rządem PiS, wówczas jeszcze kierowanym przez premiera Kazimierza Marcinkiewicza, najpierw w ramach "paktu stabilizacyjnego", a później koalicji liderzy tych ugrupowań głęboko wierzyli, że będą w stanie poprzez bardziej radykalne projekty ustaw "urwać" przynajmniej część mocno prawicowego elektoratu PiS. Jak głęboko się pomylili, przekonali się bardzo szybko, kiedy to kolejne sondaże zaczęły wskazywać na odpływ do PiS wyborców LPR i Samoobrony, przyciągniętych narodową, antykomunistyczną, a przede wszystkim "antyukładową" retoryką Jarosława Kaczyńskiego. Polityka jest jak podanie o legendarnym sfinksie - pożera wszystkich, którzy nie potrafią rozwiązać jej zagadek - pisał onegdaj, jakże trafnie, Antoine Rivarol. Dobitnie przekonała się o tym LPR w trakcie ostatnich wyborów samorządowych, jeszcze mocniej Samoobrona i Andrzej Lepper, którego w sytuacjach kryzysowych Jarosław Kaczyński bezpardonowo dymisjonował, pierwszy raz we wrześniu 2006 r., określając przy okazji mianem "warchoła", i drugi raz, w lipcu 2007 r., przy okazji afery korupcyjnej w ministerstwie rolnictwa.
Tajniacy odsunięci
Wywrócimy stół, przy którym zasiadają biznesmani, aferzyści, politycy i funkcjonariusze tajnych służb - takie przesłanie z exposé premiera Jarosława Kaczyńskiego utkwiło w pamięci opinii publicznej. Rok po owym wystąpieniu w Sejmie ów stół nomenklaturowych powiązań stoi jeszcze, aczkolwiek chwieje się z mocno powyłamywanymi lewymi nogami. Takim ciosem krytycznym była przyjęta 9 czerwca 2006 r. Ustawa o Służbie Kontrwywiadu Wojskowego oraz Służbie Wywiadu Wojskowego, która w efekcie doprowadziła do zlikwidowania skompromitowanych Wojskowych Służb Informacyjnych. Pierwszy raport z prac komisji weryfikacyjnej kierowanej przez ministra Antoniego Macierewicza, jak i doniesienia komisji likwidacyjnej WSI, dobitnie obnażył mechanizm funkcjonowania tajnych służb w Polsce, ich powiązań z wywiadem rosyjskim, inwigilacji i szykan wobec prawicy, inwigilacji mediów, zwłaszcza "Naszego Dziennika" i Radia Maryja.
Już nie padamy na kolana
"Polska polityka za polskie pieniądze" - tak przed laty precyzował priorytety polskiej polityki zagranicznej Wincenty Witos. Dziś przy okazji niedawnej kampanii o uratowanie "pierwiastka" zakończonej kompromisem, będącym sporym sukcesem polskiej dyplomacji, można z całą pewnością po raz pierwszy od czasów II wojny światowej powiedzieć, że mimo pewnych niedociągnięć, niedoróbek spowodowanych brakiem doświadczenia w technikach negocjacyjnych, to właśnie polska racja stanu jest priorytetem w polityce zagranicznej naszego kraju. Wskazuje na to choćby pełna nienawiści kampania wymierzona w polski rząd, a prowadzona przez niemieckie media. Rozmowy dotyczące tak dywersyfikacji dostaw gazu, sprawy rurociągu na dnie Morza Bałtyckiego, dostaw mięsa do Rosji czy dopłat dla polskich rolników to dowód, że w ciągu roku kadencji Jarosława Kaczyńskiego polska dyplomacja zaczęła wreszcie mówić własnym głosem. I jest to głos Polski, nie zaś, jak bywało to wcześniej, głos Moskwy i Brukseli.
Ubecy trzymają się mocno
"Polityka to scena, z której czasami lepiej słychać suflerów niż aktorów"- mawiał Ignazio Silone. Dziś wiadomo już, że w przypadku ustawy lustracyjnej, jednej z najważniejszych ustaw, jakie miało przeprowadzić PiS, pierwszoplanowe role odegrali suflerzy. Zwłaszcza ci, którzy lustracji boją się jak ognia. Przyjęta przez Sejm w listopadzie ubiegłego roku ustawa o dostępie do informacji o dokumentach organów bezpieczeństwa państwa komunistycznego gwarantowała społeczeństwu pełnię informacji o konfidentach SB, sprawujących funkcje publiczne lub wykonujących zawód zaufania społecznego. Ustawa praktycznie nie weszła w życie. Pod wpływem środowisk niechętnych lustracji prezydent Lech Kaczyński znowelizował ustawę, blokując jej najważniejsze zapisy, a samą lustrację ostatecznie zdruzgotało skandaliczne orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego. Przy okazji antylustracyjnym suflerom udało się wyrugować najwierniejszych żołnierzy PiS, zwolenników lustracji i dekomunizacji, m.in. posła Zbigniewa Girzyńskiego i Arkadiusza Mularczyka. Mimo starań senatora Piotra Andrzejewskiego PiS nie doprowadził również do przyjęcia ani ustawy deubekizacyjnej, ani dekomunizacyjnej. I to bez wątpienia największa porażka premiera Jarosława Kaczyńskiego.
Porządki w wymiarze sprawiedliwości
Nie ulega wątpliwości, że najjaśniejszymi punktami gabinetu Jarosława Kaczyńskiego są: minister spraw wewnętrznych i administracji Janusz Kaczmarek i minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro. W ciągu kilku miesięcy tym zaufanym współpracownikom premiera udało się rozpocząć i skutecznie przeprowadzić niezbędne porządki w wymiarze sprawiedliwości. Tak w zakresie funkcjonowania samego aparatu wprowadzono 24-godzinny tryb orzekania sądów w sprawach o pospolite przestępstwa, przygotowano projekt zaostrzający kodeks karny, jak i w zakresie transparentności i przejrzystości działań prokuratorskich. I tu nie ma zmiłuj - za czasów ministra Zbigniewa Ziobry prowadzona jest największa w historii liczba postępowań dyscyplinarnych w stosunku do nieuczciwych prokuratorów i sędziów. A jak bardzo takie porządki są niezbędne, pokazują znane już przypadki: "sprawa Romana Kluski" czy "casus Bestcomu", gdzie w podejrzanych okolicznościach, najprawdopodobniej na zlecenie konkurencji, wykorzystano prokuraturę i sąd do walki z przedsiębiorcami. Dziś działania ministra Ziobry dają pewną gwarancję, że liczba takich zdarzeń będzie malała.
Nie będzie Budapesztu
Jarosławowi Kaczyńskiemu przyszło rządzić w atmosferze ciągłego konfliktu. A to wywoływanego tarciami w koalicji, a to wydarzeniami "nakręcanymi" przez opozycję i liberalne media: vide "taśmy Beger" czy strajk pielęgniarek. Jednak to właśnie stanowczość i gotowość podejmowania niekiedy bardzo zdecydowanych działań - vide druga dymisja Leppera, sprawiają, że tym razem w Polsce nie sprawdza się powiedzenie Alberto Moraviego "silna opozycja rządzi rządem".
Wojciech Wybranowski
Zawirowania na scenie politycznej sprawiły, że zapowiadany przez nas odcinek cyklu "Rozmawiamy o..." roku premiera i rządu, w którym mieli wypowiedzieć się: wicepremier i minister edukacji narodowej Roman Giertych oraz Andrzej Lepper opublikujemy w innym terminie. Za zmianę przepraszamy. |
[ Dodano: 2007-07-20, 09:52 ]
dla porównania, Rzeczpospolita:
Cytat: |
ROCZNICA Podsumowanie pracy rządu
Premier: nie czas mówić o porażkach
Jarosław Kaczyński skupił się na sukcesach gospodarczych, podsumowując rok swoich rządów.
Przekonywał, że sytuacja gospodarcza Polski jest najlepsza od 1989 roku. - Jeszcze rok, dwa takiego wzrostu i w Polsce nie będzie śladu bezrobocia - stwierdził. Za duże osiągnięcie uznał też usprawnienie systemu przyjmowania środków z Unii Europejskiej. Jeśli chodzi o autostrady, mówił raczej o odległej przyszłości, zapowiadając 5 tysięcy kilometrów w 2015 roku.
Sporo uwagi poświęcił też stosunkom międzynarodowym: -Zrezygnowaliśmy z polityki zagranicznej, którą prof. Władysław Bartoszewski nazwał polityką brzydkiej panny, a zaczęliśmy prowadzić politykę panny urodziwej - pochwalił się premier. Mówił o wielkim sukcesie brukselskiego szczytu i przekonywał, że stosunki polsko-niemieckie nie są złe. Przemawiał ponad godzinę, a na pytanie o porażki odparł, że "nie czas o nich mówić".
Sukcesem ma być też polityka społeczna. Emerytom przywrócono coroczną podwyżkę, a rodzicom wypłacane jest tzw. becikowe. -Niedługo wprowadzone zostanie korzystne opodatkowanie dla rodzin -zapewniał Kaczyński.
W służbie zdrowia - uważa premier - ten rząd zrobił najwięcej. -W 2007 r. wzrost wydatków państwa na służbę zdrowia wyniesie prawdopodobnie 8 mld zł, podobny będzie w roku przyszłym -podkreślił.
Jarosław Kaczyński odniósł się także do ostatniej dymisji w rządzie - podsekretarza stanu w Ministerstwie Skarbu Ireneusza Dąbrowskiego. Przyznał, że dotyczące go zarzuty nie są tej rangi jak w przypadku Andrzeja Leppera. - Nie stawiam na tej samej płaszczyźnie sprawy wiceministra Dąbrowskiego, ale też otrzymałem pismo z pewnymi zarzutami. Innego rodzaju, niemającymi charakteru zarzutów karnych, ale jednak. I natychmiast wyciągnąłem z tego wnioski - powiedział premier.
maz
|
[ Dodano: 2007-07-20, 10:02 ]
i GW:
Cytat: |
Minął rok rządów Kaczyńskiego. I co? Prawie nic
an, groh, kana, les, mawi, mkuz, pm, psk2007-07-16, ostatnia aktualizacja 2007-07-18 15:44
Rok temu Jarosław Kaczyński dostał od brata prezydenta misję tworzenia nowego rządu. 19 lipca, w rocznicę wygłoszenia przez premiera exposé i uzyskania wotum zaufania w Sejmie, rząd będzie się chwalił osiągnięciami. "Gazeta" przypomina: co się udało, czego rząd zaniechał, co się ślimaczy i co zostało spartaczone.
Zyta Gilowska robi porządki...
W finansach - rząd niby trzyma się kurczowo 30 mld zł kotwicy budżetowej, ale prawdziwy deficyt budżetowy w ubiegłym roku był o 5 mld zł niższy. Trzy lata temu obiecaliśmy Unii, że w tym roku spadnie on poniżej 3 proc. PKB, ale rząd nie zamierza tego dotrzymać.
Chcemy spełnić kryteria z Maastricht dopiero w 2009 r. Czyli wtedy, kiedy mają to zrobić Węgry. A te niedawno przecież wpadły w wielki budżetowy kryzys. Najwidoczniej Węgrzy są od nas ambitniejsi.
Niby nie jest źle, ale nie jest też dobrze. Mamy ponad 6-proc. wzrost gospodarczy, a dług publiczny wciąż narasta w szybkim tempie.
Wicepremier Gilowska chciała, by Sejm jeszcze przed wakacjami zajął się jej oczkiem w głowie, czyli ustawą o finansach publicznych. Dymisja wicepremiera Andrzeja Leppera pokrzyżowała jej plany, prace nad projektem przełożono o co najmniej dwa miesiące - na po wakacjach.
A i tak w tej reformie nie chodzi o zmniejszanie publicznych wydatków, przestawianie ich z konsumpcyjnych na prorozwojowe. To, co proponuje Zyta Gilowska, to zaledwie konsolidacja, czyli likwidowanie różnych instytucji wydających pieniądze poza budżetem. Ma to zwiększyć kontrolę, ukrócić marnotrawstwo.
Większość ekonomistów nie wierzy jednak w 10 mld zł oszczędności z tego powodu w ciągu dwóch lat, bo choć niektóre instytucje znikną, ich zadania będzie musiał wykonywać kto inny. I będzie na to potrzebował pieniędzy.
i bałagan w podatkach
W podatkach pod rządami PiS panuje prawdziwy galimatias. Nie ma żadnego spójnego planu zmian, żadnego planu reformy. Wygląda to trochę tak, jakby nad podatkami nikt nie panował.
Pomysły są rzucane w powietrze i realizowane na hurra. Ot, na przykład premier zniecierpliwiony białym miasteczkiem koczujących pod jego siedzibą pielęgniarek ogłasza, że będzie referendum w sprawie podniesienia podatków dla najbogatszych. Wtedy znajdą się pieniądze dla pielęgniarek. Za chwilę pomysł ginie śmiercią naturalną.
Większość zmian w podatkach to efekt prac rządu Kazimierza Marcinkiewicza. To wtedy powstały projekty nowych przepisów. Rząd Kaczyńskiego forsował je następnie w parlamencie.
Co udało się przegłosować?
• Na razie, wbrew przedwyborczym obietnicom PiS, od dochodów cały czas płacimy podatki według starych stawek PIT: 19, 30 i 40 proc. Tak będzie też w następnym roku. Zapowiadane dwie stawki PIT - 18 i 32 proc. - mają się pojawić dopiero w 2009 r. (obniżkę zapisano w ustawie o PIT).
• Musimy się zadowolić odmrożeniem skali podatkowej. Dzięki temu wzrosły kwoty progów podatkowych, ale trudno tu mówić o obniżce podatków. To raczej zahamowanie corocznych podwyżek. Co więcej - podwyżki progów nie odczuło 95 proc. podatników, bo ich dochody są niższe od pierwszego progu.
• Niemal wszyscy za to odczuliśmy odmrożenie kwoty dochodu wolnego od podatku. Zysk jest jednak niewielki - raptem kilka złotych miesięcznie. A jeśli nałożymy na to tegoroczną podwyżkę składki na ubezpieczenie zdrowotne (z 8,75 do 9 proc.), to zamiast zysku może się pojawić wręcz strata.
• Po stronie zysków zapisać trzeba nową ulgę podatkową - na dzieci. Po zakończeniu roku rodzice odpiszą od podatku 120 zł rocznie na dziecko. Ulga obejmuje wszystkie dzieci, których rodzice bądź opiekunowie prawni rozliczają się z fiskusem wedle skali podatkowej. Rząd i PiS obiecali, że jeszcze w tym roku ulga wzrośnie do 572,54 zł na dziecko. To cena, jakiej zażądali od PiS koalicjanci za ich zgodę na obniżkę składki rentowej. Mimo kryzysu w koalicji PiS nie zamierza się z tego wycofać.
• Do końca czerwca składka rentowa stanowiła 13 proc. pensji brutto pracownika. Po połowie opłacali ją pracownik i pracodawca. Od 1 lipca pracownicy płacą o 3 pkt proc. mniej. Pracodawcy - nadal tyle samo. Ale będzie też drugi etap obniżki - od 1 stycznia 2008 r. składka znów spadnie - o 4 pkt proc. Tym razem jednak pracownicy i pracodawcy podzielą się obniżką po połowie. Obniżki składki przełożą się na wzrost pensji pracowników o kilkadziesiąt do kilkuset złotych miesięcznie. Ministerstwo Finansów twierdzi, że wzrost płac odczuje 9 mln pracowników. Pracodawcom ma być nieco taniej zatrudniać pracowników.
Obniżki składki rentowej nie było w zapowiedziach przedwyborczych. Nie wiadomo jednak, czy korzyści z obniżki składki rentowej nie zabierze nam wkrótce kolejna podwyżka składki zdrowotnej. Domaga się jej minister zdrowia, który chce, by składka wzrosła z obecnych 9 do 13 proc. w ciągu najbliższych lat.
• Na plus trzeba z pewnością zapisać zniesienie podatku od spadków i darowizn przekazywanych w ramach najbliższej rodziny.
• O zapowiadanej przed wyborami obniżce podatków dla przedsiębiorców za to wcale się już nie mówi. Tak samo jak o likwidacji podatku Belki - od dochodów kapitałowych i z oszczędności.
• Kuriozum są ciągnące się w parlamencie od roku prace nad korzystnymi dla przedsiębiorców zmianami ustawy o VAT. Ich końca ciągle nie widać. Tymczasem do Sejmu trafiły już kolejne rządowe projekty zmian w tym podatku.
Emerytury pomostowe też w lesie
Nie mniej ważny niż zmiany podatkowe będzie dla budżetu kolejny etap reformy emerytalnej. Zgodnie z założeniami ustawy z 1999 r. rząd musi ją dokończyć przed początkiem przyszłego roku. Przechodzenie na wcześniejsze emerytury na obecnych zasadach ma obowiązywać tylko do końca tego roku. Od 1 stycznia 2008 r. mają być wprowadzone mniej korzystne emerytury pomostowe, dla mniejszej liczy osób. W ciągu 25 lat ma to przynieść budżetowi państwa ok. 40 mld zł oszczędności.
I choć zostało jeszcze pięć miesięcy, wciąż nie wiemy, kto i jaką emeryturę będzie dostawał. Rząd do dziś nie przyjął ustawy wprowadzającej pomostówki. W obawie o protesty społeczne boi się ujawnić listę zawodów, które przywileje emerytalne stracą.
Pomostówkami zajmuje się specjalny międzyresortowy zespół ds. ubezpieczeń. W marcu kierował nim ówczesny wicepremier Ludwik Dorn, dwa miesiące temu zastąpił go wicepremier Przemysław Gosiewski. Zespół już miesiąc konsultuje reformę ze związkowcami. Bez rezultatu.
Były minister pracy Michał Boni obawia się że reformę emerytalną trzeba będzie przesunąć na kolejne lata, a obecne przywileje wydłużyć.
Gęsicka nas rozwija za pieniądze Unii
Ministerstwo Rozwoju było jednym z najbardziej zapracowanych w rządzie. W ciągu ostatnich 12 miesięcy podwładni Grażyny Gęsickiej: • ?opracowali plany wydawania 67 mld euro na lata 2007-13 (każdy z nich liczy kilkaset stron), skonsultowali je z regionami, organizacjami pozarządowymi, przedsiębiorcami. Te plany w większości zaakceptowała już lub zaraz zaakceptuje Bruksela, • ?czuwali nad wydawaniem dotacji z UE na lata 2004-06, • przygotowali szereg ustaw i nowelizacji do ustaw, które mają ułatwić inwestowanie z unijnych dotacji. Wśród najważniejszych są: druga nowelizacja prawa zamówień publicznych (ułatwia przetargi) i ustawa o zasadach prowadzenia polityki rozwoju. Ta druga określa, jak prowadzić inwestycje ważne dla państwa, przede wszystkim z funduszy strukturalnych. Poza tym ministerstwo zmieniało rozporządzenia, jak wydawać dotacje unijne i wydawało instrukcje, jak to robić.
Co się nie udało? Pomimo wielu wysiłków minister Gęsickiej nie udało się przekonać ministra środowiska Jana Szyszki, by porozumieć się z Komisją Europejską w sprawie programu Natura 2000, czyli tego, które obszary Polski mamy chronić. To ważne przy inwestycjach - np. przy budowie autostrad czy linii kolejowych musimy wiedzieć, gdzie nie budować lub gdzie zrekompensować przyrodzie straty wynikłe z budowy, inaczej Bruksela będzie inwestycje blokować, tak jak w przypadku Rospudy.
Końcówka ubiegłego roku to również walka o weto wojewody, czyli prawo wtrącania się rządu w decyzje inwestycyjne samorządów (było w ustawie o rozwoju, która wyszła z ministerstwa). Weto wepchnęli do ustawy politycy PiS, urzędnicy min. Gęsickiej musieli później przygotowywać jej nowelizację, by weto usunąć - na jasne polecenie Brukseli.
Minister rolnictwa głównie kadrowy
Nim został w poniedziałek odwołany, minister rolnictwa Andrzej Lepper koncentrował się na sprawach kadrowych. Wymienił kadry w resorcie, agencjach rolnych i KRUS na ludzi Samoobrony. Zwiększył też znacznie liczbę etatów. Stworzył nową strukturę tzw. komisarzy z Samoobrony, którzy ponad głowami wiceministrów rolnictwa i prezesów agencji faktycznie decydują o polityce rolnej w kraju.
Na plus na pewno można zaliczyć Lepperowi zniesienie ograniczeń w handlu kwotami mlecznymi, co zliberalizuje ten rynek. Udało mu się wyciągnąć z budżetu dodatkowe pieniądze dla rolnictwa: na ratowanie rolników dotkniętych zeszłoroczną suszą, dla producentów rzepaku na biopaliwa, na niwelowanie świńskiej górki, na ubezpieczenia upraw. Ale sporo z tych pieniędzy zmarnował, wydając nieprzemyślane rozporządzenia (susza), działając zbyt późno (świńska górka) lub dokładając tam, gdzie nie wpłynie to poprawę sytuacji rolników (dopłaty do hektara dla rzepakowców ).
Parę razy wicepremier Lepper nieprzyjemnie zaskoczył rolników. W roku ubiegłym tak zagmatwał kwestię zbierania faktur na paliwo rolnicze, że zdecydowana większość rolników zwrotu za paliwo nie dostała.
W tym roku na kilka dni przed rozpoczęciem składania wniosków o dopłaty nagle zmienił zasady dopłat do łąk i pastwisk. W rezultacie niektórzy rolnicy dostaną nieco wyższe dopłaty niż dotychczas, ale kilkaset tysięcy otrzyma zaledwie połowę tego, co w roku ubiegłym. Przy okazji rozdzielania dodatkowych funduszy na inwestycje najpierw nieprecyzyjnym rozporządzeniem doprowadził do wielodniowych kolejek, potem ograniczył rolnikom prawo do inwestowania.
Minister nie zapanował nad rynkiem zbożowym. Zaraz po ubiegłorocznych żniwach zboże zdrożało o 80 proc. - m.in. dlatego, że nie udało się Lepperowi na czas uzyskać zgody Brukseli na rzucenie na nasz rynek rezerw unijnych.
Do tej pory nie uzyskał akceptacji Komisji na PROW, czyli program wspierania rolnictwa na lata 2007-13, co oznacza, że ten rok jest już dla rolników praktycznie stracony. Mogą nie dostać pieniędzy z Unii (poza dopłatami bezpośrednimi i być może rentami) na rolne inwestycje.
Wicepremier zmniejszył wysokość rent strukturalnych dla rolników prawie o połowę. Nie przygotował reformy KRUS, choć sam przyznaje, że jest konieczna.
Gdzie są trzy miliony mieszkań?
PiS obiecywał, że w czasie jego rządów powstanie 3 mln mieszkań w ciągu ośmiu lat. Premier w exposé nie odżegnał się od tych przedwyborczych zapowiedzi. Wśród priorytetów wymienił ustawę zakładającą przekazywanie państwowych gruntów (a ściślej będących we władaniu Agencji Nieruchomości Rolnych i Agencji Mienia Wojskowego) pod budownictwo mieszkaniowe. I chociaż resort budownictwa skierował na Komitet Rady Ministrów projekt tej ustawy, tam słuch o nim zaginął.
Rząd skierował jednak do Sejmu od dawna zapowiadany projekt nowelizacji obecnej ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, która ma uprościć i skrócić procedury planistyczne. Dodajmy, że w Polsce powstaje mało mieszkań m.in. wskutek braku planów zagospodarowaniu przestrzennego, które mówią, gdzie i co można budować. Bez planów procedury związane z uzyskaniem zezwolenia na budowę są o wiele bardziej czasochłonne.
W trakcie uzgodnień międzyresortowych jest także projekt nowego prawa budowlanego mającego ułatwić życie inwestorom. Np. posiadacze działek przewidzianych w planie zagospodarowania przestrzennego pod budowę domów jednorodzinnych nie musieliby występować do starostwa o pozwolenie na budowę.
Na plus rządowi Jarosława Kaczyńskiego trzeba przypisać rozstrzygnięcie kwestii VAT na mieszkania i domy. Skierowany do Sejmu projekt tzw. definicji budownictwa społecznego zapobiegnie podwyżce stawki tego podatku z 7 do 22 proc. od 2008 r. Rząd zgodził się też na przedłużenie na czas nieokreślony ustawy o tzw. zwrocie VAT.
Tak więc ci, którzy planują drobne remonty lub zamierzają budować domy tzw. systemem gospodarczym, będą mogli odzyskać - w granicach ustawowego limitu - różnicę między stawką 22 i 7 proc. za większość materiałów budowlanych. Pozostaje nadzieja, że nawet jeśli będą przyspieszone wybory, Sejm zdąży uchwalić tę ustawę.
Minister budownictwa Andrzej Aumiller wierzy w to, że w najbliższych latach uda się co najmniej potroić liczbę budowanych mieszkań. A przypomnijmy, że w 2006 r. powstało ich niespełna 115,2 tys., zaś tym roku wynik będzie najpewniej tylko nieznacznie lepszy.
Minister skarbu nie lubi prywatyzacji
Pod rządami Jarosława Kaczyńskiego prywatyzacja wyhamowała. Co prawda w tym roku nie będzie tak kiepsko jak w ubiegłym (z planowanych 3 mld zł z prywatyzacji do budżetu wpłynęło wtedy zaledwie 622 mln), ale planów nie uda się zrealizować. Największe prywatyzacje sektora energetycznego przesunięto na następne lata. W pierwszym półroczu 2007 prywatyzacja przyniosła zaledwie 707 mln (ma być w całym roku 3 mld zł!).
Resort skarbu ochoczo wyciąga za to rękę po dywidendę ze spółek. Tylko z KGHM chce ściągnąć w tym roku ponad 3 mld zł. Na pieniądze miedziowego giganta miał tak wielką chrapkę, że zawyżył nawet jego zyski (ten błąd walne zgromadzenie spółki musiało potem skorygować).
Kontrola nad spółkami, która zapowiadał minister Wojciech Jasiński, jak na razie ogranicza się do obsadzania państwowych firm z politycznego klucza, choć jeszcze przed wyborami Kazimierz Marcinkiewicz deklarował odpolitycznienie spółek.
Prezesem Orlenu został Piotr Kownacki, przyjaciel prezydenta Kaczyńskiego. Jako wiceprezes BOŚ Kownacki zatwierdzał kredytowanie przez bank niewypłacalnej spółki-córki BOŚ - Towarzystwa Inwestycyjno-Leasingowego "Ekoleasing" SA. Pytany przez "Gazetę" o feralne kredyty, zasłaniał się niepamięcią.
Coraz lepiej ma się też inny dawny zaufany braci Kaczyńskich Adam Glapiński, prominentny działacz Porozumienia Centrum i autor programu gospodarczego PiS. Kilka dni temu został prezesem Polkomtela, wcześniej zasiadał w radach nadzorczych Centralwings (spółka córka LOT-u) i KGHM (zrezygnował, gdy został prezesem). Działaczami PiS obsadzono też zarządy Stoczni Gdańsk i Gdynia oraz KGHM.
Na razie niewiele wyszło też z szumnych zapowiedzi wprowadzenia nowych zasad nadzoru właścicielskiego nad spółkami skarbu państwa. - W Ministerstwie Skarbu trwają dzisiaj prace zmierzające do tego, żeby to wszystko [zarządzanie spółkami] zorganizować na lepszych zasadach - mówił w lipcu 2006 r. Jarosław Kaczyński.
Choć minął rok, Sejm nie zobaczył jeszcze zapowiadanego projektu. Dopiero kilka dni temu trafił on na posiedzenie rządu.
Pakiet Kluski wciąż niegotowy
Trudności z materializacją ma też inny projekt. Pakiet ułatwień dla przedsiębiorców miał być PR-owym majstersztykiem rządu. Jarosław Kaczyński do jego wsparcia zaprzągł byłego prezesa Optimusa Romana Kluskę - symbol przedsiębiorcy uciskanego przez bezduszną machinę biurokracji. Po głośnej marcowej konferencji premiera na giełdzie o pakiecie zrobiło się cicho. Projekt - nad którymi prace rozpoczął jeszcze Kazimierz Marcinkiewicz - od początku rozłaził się na boki. Z jednej strony pracowało nad nim Ministerstwo Gospodarki, z drugiej specjalny zespół wiceministra skarbu (sic!) Michała Krupińskiego.
Kaczyński zdecydował się postawić na pomysły Krupińskiego. Jego wersja pakietu ma obejmować kilkadziesiąt projektów ustaw. Na razie gotowe są tylko projekty dwóch - o swobodzie działalności gospodarczej i o NIP (wciąż nie trafiły do Sejmu).
Opracowany przez rząd projekt nie zachwycił ekspertów ani przedsiębiorców. Sceptycy wytykali, że proponowane zapisy to w rzeczywistości powtórzenie obietnic przyjętych w 2004 r. przez rząd SLD w ustawie o swobodzie działalności gospodarczej. Na dodatek w czasie ostatnich prac poszczególne ministerstwa wykreśliły ułatwienia, które były jego fundamentem. Miało być mniej kontroli - będzie tyle samo albo i więcej. Zawieszenie działalności gospodarczej? Tylko dla wybranych. Założenie firmy w trzy dni - będzie w pięć.
|
mareks - 2007-07-20, 17:33
A ja zwykły szary polak czuję sie świetnie.
|
|