|
Wieluń - forum, informacje, ogłoszenia
|
|
Historia / Turystyka - 70 rocznica wybuchu II wojny światowej a Wieluń
ryba - 2008-05-05, 15:28 Temat postu: 70 rocznica wybuchu II wojny światowej a Wieluń Czyli jednak Westerplatte
Cytat: |
1939-1989-2009: Tusk planuje wielkie obchody
Rząd chce, by cała Europa zobaczyła, jak Polska obchodzi 70. rocznicę wybuchu II wojny światowej i 20. rocznicę upadku komunizmu
- Zaczęliśmy przygotowania w grudniu. Jest już bank pomysłów, koncepcję wybierze premier, który wkrótce stanie na czele komitetu organizacyjnego - mówi "Gazecie" Wojciech Duda, doradca Donalda Tuska ds. polityki historycznej.
- Chcemy, by ta rocznica wprowadziła do świadomości Europy sekwencję wydarzeń, które wpłynęły na losy kontynentu, a łączą polską pamięć. 23 sierpnia 1939 r. Hitler i Stalin podpisują porozumienie o podziale wpływów na ziemiach polskich. 1 września 1939 Polskę atakują Niemcy, 17 września 1939 - Rosjanie. W 1945 Polska przechodzi spod władzy totalitaryzmu Niemiec pod władzę totalitaryzmu ZSRR. Kurtynę uchyla dopiero rok 1989. W jakimś sensie to właśnie w 1989 r. dla nas kończy się II wojna światowa - dodaje.
O tym, że to w Polsce w 2009 r. świat ma upamiętnić rocznicę wybuchu II wojny światowej i upadku komunizmu, Tusk mówił w exposé: - Będziemy chcieli za pomocą polityki historycznej wzmocnić wizerunek Polski jako kraju, który zawsze miłował wolność i wiedział, jak mądrze ją wykorzystać. Taka polityka historyczna będzie zasadniczym elementem oddziaływania wobec naszych sąsiadów, także spoza UE.
Przygotowania do obchodów koordynuje Duda. To przyjaciel Tuska z czasów studenckich, jeden z liderów gdańskich liberałów, redaktor naczelny ich pisma - "Przeglądu Politycznego". W komitecie organizacyjnym - prócz premiera i historyków - znajdą się ministrowie: spraw zagranicznych Radosław Sikorski, kultury Bogdan Zdrojewski oraz Władysław Bartoszewski.
- Na pewno zaangażuję się w przygotowanie Muzeum II Wojny w Gdańsku - mówi "Gazecie" Bartoszewski. - Musimy robić wszystko, by unormować stosunki między Polakami a Niemcami i przypomnieć, że historia to sekwencja przyczyn i skutków, prostując teorię pani Steinbach. Przyczyny późniejszych wydarzeń zaczęły się w Gdańsku 1 września: to Niemcy postanowili napaść na Polskę, wymordować inteligencję, wykorzystać proletariat jako siłę roboczą.
Głównym punktem obchodów ma być Westerplatte, ostrzelane w 1939 r. przez pancernik "Schleswig-Holstein". To tu mają pojawić się goście z całego świata. Jacy? Na razie nie wiadomo, bo "dyplomacja lubi ciszę".
Zobaczą odrestaurowane koszary, magazyny amunicji, część fortyfikacji i muzeum, podobnie atrakcyjne jak muzeum Powstania Warszawskiego.
- Wchodząc na teren obiektu powinnniśmy czuć się jak wewnątrz placówki zaatakowanej 1 września 1939 r. - mówi Duda. Zastrzega, że inscenizacji ostrzeliwania Westerplatte przez niemiecki pancernik goście nie zobaczą.
Projektem Muzeum II Wojny Światowej opiekuje się historyk prof. Paweł Machcewicz. Muzeum ma stanąć w Gdańsku, blisko zaatakowanej przez Niemców w 1939 r. Poczty Polskiej oraz Stoczni Gdańskiej, gdzie powstała "Solidarność". W 2009 r. nie będzie jeszcze gotowe - ale dyskusja o kształcie muzeum ma być - według Dudy - okazją do "wielkiej debaty środowisk historycznych w Europie, pokazującej sumę doświadczeń II wojny i prostującej narrację niemieckiego Związku Wypędzonych".
Obok części dla VIP-ów i naukowców mają się odbywać wystawy, koncerty, inscenizacje historyczne, spektakle, które przypomną o rocznicy wszystkim Polakom.
Z rocznicą II wojny mają być połączone obchody 20-lecia upadku komunizmu. - Przypomnimy, że jesień narodów 1989 r. zaczęła się w Polsce. Będziemy też mieli okazję podsumować dwie dekady polskiej wolności po 1989 r., porównując je z dwiema dekadami II RP - mówi Duda.
"Gazeta": - II wojna światowa i upadek komunizmu to nie tylko Gdańsk. Premier jest z Gdańska, pan też. Nie boicie się, że reszta Polski uzna, że robicie sobie prywatne obchody?
Duda: - Program na pewno nie będzie kończył się na Gdańsku. Tu będzie tylko część oficjalna. Ale obchody będą przecież w całym kraju: np. w Warszawie będzie światowy zjazd kombatantów. Ważny będzie Wieluń, nad którym niemieckie samoloty pojawiły się 10 minut przed rozpoczęciem ostrzału Westerplatte. Takich miejsc jest więcej. Liczymy, że w organizacji tych wielkich obchodów pomogą nam samorządy, organizacje pozarządowe czy środowiska akademickie.
Dominik Uhlig |
źródło: GW
Morgoth - 2008-05-05, 17:00
Słusznie. Dajmy już spokój tej batalii o określenie miejsca wybuchu II wojny światowej. Ani jedna, ani druga strona nie ma racji.
Stefan - 2008-06-16, 18:33
Gazeta Wyborcza napisał/a: | Tusk pokaże Merkel plan Muzeum Wojny i Pokoju
Bart, Berlin, pap
2008-06-09,
Niemcy wkrótce zapoznają się z planami Muzeum Wojny i Pokoju w Gdańsku - donosi "Frankfurter Allgemeine Zeitung". O wspólnej budowie muzeum będą za tydzień rozmawiać Angela Merkel i Donald Tusk.
Hasło budowy muzeum rzucił w grudniu zeszłego roku Donald Tusk, tuż przed swoją pierwszą wizytą w Berlinie. Gdańsk wybrano nieprzypadkowo. Tu w 1939 r. zaczęła się wojna, a w 1980 r. rozpoczął się kończący wojnę demontaż komunizmu.
Muzeum w Gdańsku ma być stworzoną przez ludzi związanych z PO przeciwwagą dla wspieranego przez polityków PiS Muzeum Powstania Warszawskiego. Historia wojny i jej skutków ma być pokazana w europejskim kontekście. Projekt Tuska od razu spodobał się w Berlinie. Poparła go nie tylko Merkel, ale i intelektualne elity Niemiec, m.in. były niemiecki prezydent Richard von Weizsäcker. Niemcy będą w jakiś sposób muzeum współtworzyć.
Jak informuje "FAZ", prace nad projektem muzeum są na ukończeniu i jeszcze w tym tygodniu zostanie on przesłany do urzędu kanclerskiego w Berlinie. Według dziennika narracja muzeum będzie skupiała się wokół ukazania dwóch roli totalitaryzmów - hitlerowskiego i sowieckiego - które są odpowiedzialne za wybuch drugiej wojny światowej i podział Europy. - Celem muzeum jest, żeby było prawdziwym znakiem prawdy o tym, kto był sprawcą tej wielkiej tragedii, kto był naprawdę ofiarą tej strasznej wojny. Polacy mają pełne prawo i obowiązek powiedzenia Europie, że to tu, w Gdańsku, my rozumiemy tę historię tak, a nie inaczej - mówił wczoraj premier Tusk w Sopocie.
"FAZ" spodziewa się, że gdy zrównane zostaną niemieckie obozy koncentracyjne i sowieckie gułagi, Moskwa zaprotestuje. Polska chce temu przeciwdziałać, zapraszając do budowy muzeum także Rosjan.
Ekspozycja muzeum w Gdańsku ma pokazać historię raczej ze wschodnioeuropejskiej perspektywy. Sporo miejsca ma być poświęcone komunizmowi i jego rozpadowi przypieczętowanemu przez polską "Solidarność". Osobna część muzeum ma być poświęcona Holocaustowi, jeszcze inna powojennym deportacjom.
O niemieckim udziale w przedsięwzięciu polski premier będzie rozmawiał w Gdańsku w przyszły poniedziałek.
Źródło: Gazeta Wyborcza |
I dziesięciu Siudmaków ... będzie mało zauważalnych na tle tego jednego gdańszczanina - Tuska niestety.
Jack_Black - 2008-06-16, 19:24
POzwólcie, że obrócę tą wypowiedź w żart: Premier a nie wie gdzie zaczęła się wojna...Niestety nie tylko On jeden żyje w niewiedzy...Ale cóż głupota ludzka nie zna granic
Mrówek - 2008-06-16, 20:11
Gdański błąd
09.06.2008
W sobotę Donald Tusk postawił kropkę nad "i": Muzeum II Wojny Światowej powstanie w Gdańsku. Dlaczego akurat tam? Pewnie dlatego, że właśnie w tym mieście urodził się premier. Wybór, poza obroną Westerplatte, uzasadnienia nie ma. Są natomiast ważne kontrargumenty. Czym naprawdę jest wojna, Gdańsk dowiedział się dopiero w marcu 1945 roku. Miasto zostało wtedy zniszczone, a jego, w przeważającej większości, niemiecka ludność wysiedlona. Muzeum w Gdańsku to dobry punkt wyjścia dla wypominania Polakom martyrologii Niemców w oderwaniu od prawdziwego kontekstu historycznego - 1 września 1939 roku. Dlaczego nikt nie pomyślał o Wieluniu? To od zbrodniczego zbombardowania tego miasta Niemcy rozpoczęli II wojnę światową.
Jerzy Witaszczyk - POLSKA Dziennik Łódzki
Mama - 2008-06-16, 22:15
Z tego co pamiętam to pomysł muzeum wojny w Wieluniu pojawił się przed kilku laty. Rzucił go pewien nauczyciel zamieszkały pod Ostrówkiem wsparty przez kilku młodych zapaleńców ale inicjatywa została pogrzebana bo nie wyszła z kręgów właściwych...
Morgoth - 2008-06-16, 22:23
Jack_Black napisał/a: | Premier a nie wie gdzie zaczęła się wojna...Niestety nie tylko On jeden żyje w niewiedzy...Ale cóż głupota ludzka nie zna granic |
A Ty wiesz? Byłeś, widziałeś?
Marek92 napisał/a: | Dlaczego nikt nie pomyślał o Wieluniu? To od zbrodniczego zbombardowania tego miasta Niemcy rozpoczęli II wojnę światową. |
Temat był już poruszany, racji niestety nie masz: http://wielun.biz/viewtopic.php?t=5232
Stefan - 2008-06-17, 22:32
Morgoth, To nie Marek92 nie ma racji gdyż jego ostatni post jest jedynie cytatem (co zaznaczył). A propos racji ma ją zwykle ten kto ma także władzę .... czyli może byc nim premier. Nagłośnienie "wieluńskiej sprawy" w 2004 było nie tyle/tylko zasługą historyków ale poniekąd realizacją zapotrzebowania politycznego - w 2004 było głośniej m.in o pani Steinbach i ogólnie ewentualnych zdoścuczynieniach, wypędzonej ludności cywilnej narodowości Niemieckiej. Wypłata tych "odszkodowań" w jakimś sensie leżałaby po polskiej stronie. Teraz wszyscy już przywykli do Steinbach więc można z powrotem zapomniec o Wieluniu.
Jaro - 2008-10-20, 08:24 Temat postu: Dr Bębnik: wojna nie zaczęła się w Wieluniu Dr Grzegorz Bębnik z katowickiego oddziału IPN kwestionuje godzinę niemieckiego ataku na bezbronny Wieluń. Jego zdaniem, bomby spadły na miasto nie o godz. 4.40, lecz 60 minut później. Historyk dowodzi tym samym, że II wojna światowa nie rozpoczęła się w Wieluniu, lecz na Westerplatte. Jego rewelacje wzburzyły mieszkańców i świadków niemieckiej napaści.
- Pierwsze bomby zrzuciły na Wieluń samoloty dywizjonu kpt. Waltera Sigla, dowódcy I dywizjonu 76. pułku bombowców nurkujących. W dzienniku bojowym tej jednostki odnalazłem zapis dotyczący zadania o numerze 1/39 - mówi dr Bębnik. - Z zapisów wynika, że samoloty wystartowały o godz. 5.05, a cel, czyli Wieluń, osiągnięły o 5.40. Skąd opinia, że Wieluń zaatakowany miał być wcześniej niż Westerplatte (godz. 4. 45)?
W artykule "O Wieluniu głos przeciwny", opublikowanym w dwumiesięczniku "Arcana", Grzegorz Bębnik pisze, że doszło do nieporozumienia. Wynika ono z przyjęcia błędnej przesłanki, że we wrześniu 1939 r. obowiązywał w Niemczech tzw. czas letni, z godziną przesuniętą do przodu w stosunku do stosowanego wtedy w Polsce czasu środkowoeuropejskiego. - Gdy do niemieckich meldunków przyłożymy taki szablon, wszystko staje się jasne. O godz. 5.40, kiedy to na Wieluń spaść miały pierwsze bomby, byłaby w Polsce 4.40. Do pierwszych wystrzałów ze "Schleswig-Holsteina" pozostało jeszcze 5 minut. I te 5 minut zapewnić miałyby Wieluniowi pierwszeństwo - pisze dr Bębnik.
- Artykuł jest nieobiektywny - mówi Jan Książek, historyk z Muzeum Ziemi Wieluńskiej. - Są świadkowie, którzy potwierdzają, że bomby spadły o 4.40. Pan Bębnik powinien ustosunkować się do zeznań świadków.
Jednym z nich jest 83-letni Eugeniusz Kołodziejczyk: Gdy wybuchła wojna, miałem w ręku ojca zegarek. Pamiętam jak dziś, była 4.40. Wielokrotnie mówiłem to w wywiadach dla polskich i niemieckich telewizji - mówi wzburzony wielunianin.
Mieczysław Majcher, burmistrz Wielunia, krótko kwituje opinię dr. Bębnika: To wesoła twórczość, a nie wynik rzetelnej analizy zdarzeń.
W artykule "O Wieluniu głos przeciwny" dr Bębnik przekonuje, że sprawa nie byłaby godna uwagi, gdyby nie postulat skorygowania podręczników historii, by uwzględniały Wieluń jako miejsce rozpoczęcia wojny.
- Z taką inicjatywą wystąpił do ministra edukacji poseł PSL z Wielunia Mieczysław Łuczak. Gdyby temu żądaniu zadośćuczyniono, fałsz wkradłby się do programów nauczania historii i społecznej świadomości - uważa Grzegorz Bębnik.
Jan Książek podkreśla, że Wieluń nie zamierza konkurować z symbolem Westerplatte. Wręcz przeciwnie, te dwa ważne w historii Polski wydarzenia winny uzupełniać prawdziwy obraz początku II wojny.
Tymczasem w Wieluniu trwają przygotowania do 70. rocznicy wybuchu II wojny światowej. W parku w centrum Wielunia planowane jest odsłonięcie rzeźby "Wieczna Miłość" artysty Wojciecha Siudmaka.
Artysta twierdzi, że publikacja dr. Grzegorza Bębnika jest szokującą próbą odwracania uwagi od sedna tragicznej historii rozpoczęcia II wojny światowej w Wieluniu. "Światowy Projekt Pokoju" powstaje i rozwija się na świecie, by zrozumienie między narodami stało się gwarancją przeciwko wojnom i terroryzmowi.
Źródło: Daniel Sibiak - POLSKA Dziennik Łódzki
Krool50 - 2008-10-20, 08:49
http://www.odkrywca.pl/pokaz_watek.php?id=640085
Symbolem wybuchu II wojny światowej jest Westerplatte, ostrzelane przez „Schleswig-Holstein” 1 września o 4.45 rano. Ale naprawdę wojna zaczęła się pięć minut wcześniej: w Wieluniu. To fakt mało znany. Podobnie jak to, że Wieluń był pierwszym miastem niemal doszczętnie zniszczonym podczas tamtej wojny.
Wieczorem 31 sierpnia 1939 roku w Warszawie obowiązywało już zaciemnienie. Mieszkańcy przestrzegali go starannie. Uszczelniano także pomieszczenia, przewidziane jako schrony na wypadek ataku gazowego – bo najbardziej obawiano się użycia przez Wehrmacht gazów bojowych. „Tego wieczoru – pisał we wspomnieniach pianista Władysław Szpilman – wszyscy byli już pewni, że wojna z Niemcami jest nieunikniona. Tylko niepoprawni optymiści hołdowali jeszcze złudnej nadziei, że w ostatniej chwili Hitler przestraszy się zdecydowanej postawy Polski”.
W tym samym czasie, kilkaset kilometrów na zachód, w tę ostatnią noc pokoju Berlin jaśniał jeszcze światłami metropolii. Ale choć w stolicy Rzeszy nie nakazano jeszcze zaciemnienia, miasto pogrążone było w depresyjnym nastroju. „Z kimkolwiek rozmawiałem, każdy był przeciwny tej wojnie. Ludzie mówili o tym między sobą otwarcie. Jak kraj może prowadzić wojnę, jeżeli jego ludność jest temu tak przeciwna?” – notował w pamiętniku William Shirer, korespondent amerykańskiego radia CBS.
Tego wieczoru brytyjski ambasador Arthur Henderson meldował w pilnej depeszy do Londynu, że „powszechne nastroje w Berlinie cechuje skrajny pesymizm”. Nawet Gestapo sygnalizowało w swych raportach dla kancelarii Rzeszy, że w społeczeństwie „brak jest wojennego entuzjazmu”.
Niemiecka „kontrofensywa”
Jednak w siedzibie „führera” – oddanym niedawno do użytku, nowym i pompatycznym gmachu kancelarii Hitlera – nie przyjmowano takich raportów do wiadomości. A tym bardziej nie tej nocy. Kilka godzin wcześniej tegoż 31 sierpnia Adolf Hitler wydał Wehrmachtowi rozkaz uderzenia na Polskę.
Obersturmbannführer SS Reinhard Heydrich rozpoczął już realizację przygotowanego wcześniej planu, który miał być propagandowym pretekstem do rozpoczęcia działań bojowych. Tej nocy 150 mówiących po polsku esesmanów zaatakowało niemiecką radiostację w Gliwicach – dając powód do rozpoczęcia niemieckiej „kontrofensywy”.
Wcześnie rano 1 września Warszawa pogrążona była jeszcze w ciszy. Szpilman zanotował później: „Odgłos eksplozji wyrwał mnie ze snu. Było już jasno. Spojrzałem na zegarek: dochodziła szósta. Wojna... Zaczęło się”.
W Berlinie poranek był pochmurny, niebo zakrywały ciężkie szare chmury.
O wybuchu wojny mieszkańcy dowiedzieli się dość późno. Dopiero około dziesiątej wszystkie stacje radiowe zaczęły nadawać słynne przemówienie Hitlera. I wszyscy mogli usłyszeć jedno z największych kłamstw XX wieku: „Od godziny piątej czterdzieści pięć odpowiadamy ogniem! Od tej chwili na każdą bombę odpowiedzią będzie bomba!”.
Hitler powiedział: „Piąta czterdzieści pięć”. Według czasu obowiązującego wówczas w Polsce – gdzie nie stosowano jeszcze zmiany czasu na letni – była to czwarta czterdzieści pięć. Dokładnie o tej godzinie pancernik „Schleswig-Holstein” obłożył ogniem swych dział Westerplatte. Zaczęła się II wojna światowa. Westerplatte stało się symbolem i jako symbol znalazło się w podręcznikach szkolnych – polskich i niemieckich.
Ale jest też inna prawda: atak Niemiec na Polskę zaczął się tak naprawdę wcześniej, w kilku miejscach wzdłuż granicy.
Jednym z nich był Wieluń. Miejsce pozbawione jakiejkolwiek symboliki – nie Berlin, nie Warszawa, nie Gdańsk. Prowincjonalne miasteczko.
Ale początek II wojny światowej, jaki rozegrał się w Wieluniu, był tak brutalny, że w pewnym sensie nawet symboliczny – jako zwiastun tego, czym miała być ta wojna.
Miasteczko nad granicą
31 sierpnia, punktualnie o dwudziestej, w dowództwie 4. Floty Powietrznej Luftwaffe pod Wrocławiem doszło do spotkania, które zadecydowało o losie Wielunia.
Generał-major Werner von Richthofen – weteran niemieckiego „Legionu Condor” podczas wojny domowej w Hiszpanii – wezwał dowódców 2. i 76. eskadry bombowców nurkujących, zwanych potem w Niemczech popularnie „Stuka”, a w Polsce :sztukasami”.
Richthofen zapoznał obu oficerów z celem operacji. Był nim Wieluń. Godzinę startu samolotów wyznaczono na piątą rano (czwartą według czasu polskiego).
Wieluń. Miasteczko pozbawione było jakiegokolwiek znaczenia militarnego: nie stacjonowały w nim oddziały wojskowe, nie było żadnych umocnień ani obrony przeciwlotniczej.
Rozkaz ataku na Wieluń był działaniem nowego rodzaju, które w czasie trwania tej „wojny totalnej” miało się czymś oczywistym.
Wieluń był wtedy prawie miastem granicznym: 20 km na południowy-zachód zaczynały się Niemcy. Nadchodząca wojna zapewne była tematem rozmów dla 15 tys. mieszkańców, spośród których większość stanowili rzemieślnicy, kupcy i rolnicy. Ale starsi pamiętali, że wojna, choć brutalna, jest w pierwszym rzeczą żołnierzy, nie cywilów.
31 sierpnia w mieście ogłoszono wprawdzie alarm przeciwlotniczy, ale zaraz potem uspokojono ludność, że to tylko próba i nie ma się czego obawiać. Bo niby dlaczego Niemcy mieliby atakować Wieluń? Miasto bez wojska, bez przemysłu (poza małą fabryką cukru na przedmieściu)? Miasto nie będące nawet węzłem komunikacyjnym?
„Cel zniszczony”
Nocą z 31 sierpnia na 1 września na lotnisku wojskowym w Nieder-Ellguth pod Opolem warunki nie były najlepsze.
Nad ziemią utrzymywała się gęsta mgła, utrudniająca widoczność. Ale dla Waltera Sigla nie był to powód, aby odwołać operację. Kapitan Sigel, dowódca 76. Eskadry, musiał poderwać swoje maszyny. Dla Hauptmanna Sigla operacja ta była szansą zrehabilitowania się za wypadek, jaki wydarzył się w sierpniu na poligonie w Neuhammer. Zniszczeniu uległo wtedy aż 13 „sztukasów”, pozostających pod jego dowództwem.
Według dziennika bojowego 76. Eskadry dokładnie dwie minuty po piątej (w Polsce mijała czwarta) z lotniska w w Nieder-Ellguth wystartowało 29 „sztukasów”. Dowodził Siegel. Lot trwał 20 minut. Rozkaz brzmiał: zniszczyć zachodnią część Wielunia.
Około 5.35 (w Polsce była 4.35) pierwsze „sztukasy” zajęły pozycje do ataku, aby za chwilę runąć w dół z piekielnym wyciem, które miało później paraliżować tak wielu ludzi. Pięć minut później wybuchły pierwsze bomby.
Była czwarta czterdzieści czasu polskiego.
Podczas tego pierwszego nalotu piloci Sigla zrzucili łącznie 29 półtonowych bomb i 112 mniejszych ładunków w wadze 50 kilogramów. „Cel zniszczony, zaobserwowano pożary” – zapisał Siegel w raporcie po tym, jak wszystkie maszyny wróciły bez strat do Nieder-Ellguth.
1200 zabitych
W istocie te pierwsze bomby trafiły w szpital.
Będąc w latach 80. w Wieluniu, rozmawiałem z Zygmuntem Patrynem, wtedy 86-letnim lekarzem, który przeżył nalot w tym szpitalu.
Patryn wspominał: – Do łóżka położyłem się wcześnie. Następnego dnia rano obudził mnie huk samolotów. Nagle na terenie szpitala wybuchła bomba. Szyby w oknach pękły i spadły na moje łóżko. Zerwałem się, złapałem ubranie i wybiegłem jak szalony z budynku na wolną przestrzeń. W tej chwili budynek za mną zawalił się.
– Wszędzie widziałem ruiny, a spod ruin wydobywały się jęki – mówił dalej Patryn. – A samoloty wróciły potem po raz drugi, i jeszcze raz. Za trzecim razem znów zbombardowały szpital. Jedna z bomb wyrwała w ogrodzie tak wielki krater, że zmieściło by się w nim pół domu. W szpitalu zginęło 26 chorych, dwie zakonnice i cztery pielęgniarki.
Drugi nalot zaczął się pół godziny po pierwszym. Tym razem celem ataku była wschodnia część miasta.
Trzeci atak, w którym znowu uczestniczyło 29 maszyn, prowadził major Oskar Dinort, dowódca 2. Eskadry. Ostatnią bombę zrzucił osobiście „prosto na rynek” – jak chwalił się potem w prasie nazistowskiej.
Mechanik Józef Musiał miał wtedy osiem lat i niewiele rozumiał z tego, co się wokół działo. Jasne było jedno: to wojna. Musiałowie mieszkali na przedmieściu i stamtąd oglądali nalot. Józef wspominał: – To były wielkie czarne samoloty z krzyżami. Nadleciały jakoś koło czwartej rano. Potem ludzie uciekali z centrum miasta do nas, na przedmieście. Kiedy było już po nalocie poszliśmy do centrum zobaczyć, co tam się stało. Było dużo ruin i wielu zabitych. Ja byłem chyba w szoku, nie mogłem na to patrzeć. W końcu byłem dzieckiem. Nigdy nie zapomnę tego widoku: wszędzie leżały trupy i poodrywane kawałki ciał: ręce, nogi, jakaś głowa.
Bilans nalotów na Wieluń był okrutny: w sumie 380 bomb w wadze 46 ton zabiło 1200 ludzi – cywilów, w tym dzieci i chorych. Miasto zostało zniszczone w 70 procentach, a samo ścisłe centrum w 90 proc.
Na miejscu zbombardowanego szpitala znalazła się po wojnie tablica pamiątkowa o treści: „Tu dokonał się 1.9.1939 r. o godz. 4.40 pamiętny akt bezprawia, przemocy i zbrodni hitlerowskiej na bezbronnej ludności miasta Wielunia”.
Ale świadomość, że pierwsze bomby spadły tutaj, zanim „Schleswig-Holstein” ostrzelał Westerplatte, poza Wieluniem jest prawie nieobecna.
Dlaczego Wieluń?
W południe 1 września w Berlinie ministerstwo spraw zagranicznych Rzeszy przekazało polskiej ambasadzie – jeszcze nie zamkniętej – notę dyplomatyczną o dość cynicznej treści. Czytamy w nim: „Ministerstwo pozwala sobie zakomunikować, że niemieckie lotnictwo otrzymało rozkaz ograniczenia działań bojowych w Polsce do celów wojskowych”.
W rzeczywistości samoloty Luftwaffe od początku wojny nie robiły różnicy celami wojskowymi i cywilnymi. W kampanii wrześniowej Wieluń był tego straszliwym początkiem, a Warszawa punktem kulminacyjnym. Do końca września tylko na stolicę Polski spadło sześć tysięcy ton bomb.
Wiele poszlak wskazuje, że dowództwo Luftwaffe świadomie wybrało bezbronny Wieluń jako cel nalotu. Być może chciano przetestować nową broń: wprowadzony niedawno do użytku bombowiec nurkujący JU-87-B z fabryki Junkersa.
Kiedy 2 września do Wielunia dotarły pierwsze oddziały niemieckiej piechoty, miasteczko było wyludnione. Większość przerażonych mieszkańców uciekła. Nikt nie pozbierał nawet zabitych; groziła epidemia. Dopiero po jakimś czasie uchodźcy zaczęli powracać do ruin.
– Od tamtych Niemców nie zaznałem niczego innego poza brutalnością – wspominał czasy okupacji 90-letni Władysław Taczanowski, przed wojną inżynier w cukrowni. – Skłamałbym, gdybym powiedział o nich coś dobrego. Każdy bał się o życie. Każdy bał się, że powie coś nie tak i trafi do Niemiec jako robotnik przymusowy.
Naziści mieli wobec Wielunia plany ambitne i długofalowe. Niemiecki burmistrz Werner Pfarschner, mianowany w 1942 roku, miał rządzić aż do roku 1954 (tak przewidziano w chwili nominacji). Celem była germanizacja: Wieluń nazywał się teraz Wielun, był centrum regionu nazwanego „Weluner Gebiet”. W mieście były wyłącznie niemieckie szkoły. SS planowało nawet zbudowanie na ruinach wzorcowego niemieckiego osiedla; gotowy był już jego model. Zniknąć miało wszystko, co polskie.
Plany te nie zostały zrealizowane. Odbudowa Wielunia zaczęła się dopiero po 1945 roku i została zakończona w połowie lat 50.
Nieukarani
Dziś w Wieluniu liczy około 23 tys. mieszkańców. Dorasta kolejne powojenne pokolenie. Prawie nikt nie pamięta już tamtej nocy. Nikt nie zna nawet nazwisk niemieckich dowódców, którzy 69 lat temu zrównali miasto z ziemią.
Kapitan Sigel kierował pierwszym nalotem, major Dinort zrzucił ostatnią bombę. Obaj dowódcy oraz ich piloci musieli wiedzieć, że atakują nie cel wojskowy, ale cywilny. Nigdzie nie widzieli wojska, o którym nie ma też mowy w dziennikach bojowych eskadr, które czytałem. A rozkazy z 31 sierpnia były na tyle szczegółowe, że pomyłka jest wykluczona.
Żaden z pilotów nie odpowiedział nigdy za tę zbrodnię wojenną.
Sigel zginął w 1944 r. jako podpułkownik. Dinort, dowódca 2. Eskadry, dosłużył się podczas wojny Krzyża Rycerskiego – jednego z najwyższych odznaczeń. Przeżył wojnę; zmarł w 1965 r. w Kolonii.
Każdy kraj potrzebuje historycznych miejsc, które jako symbole będą upamiętniać jego zwycięstwa i klęski – bo pamięć jest przecież także częścią tożsamości. Prowincjonalne miasteczka raczej nie mają szans wejść do Historii.
Dlatego opowiedziano tę historię: o tym, co stało się w Wieluniu 69 lat temu, o czwartej czterdzieści rano.
Tekst po raz pierwszy ukazał się w "Tygodniku Powszechnym" w 1999 roku.
chlopczyk - 2009-02-17, 16:45
Wieluń to miasteczko miłe, ale wyjątkowo doświadczone przez historię - i to po trzykroć. W czasie pierwszej wojny zostało praktycznie zrównane z ziemią. W czasie drugiej wojny padło ofiarą wyjątkowo bestialskiego nalotu Luftwaffe, przy którym okrzyczana Guernica zakrawa na zaledwie wstępną przymiarkę, skutkiem czego ponownie zostało zrównane z ziemią. Trzecim historycznym nieszczęściem Wielunia jest zaś to, że wybrało sobie ostatnio, zgodnie z panującym "tryndem", władzę Miłości, czyli taką, która przede wszystkim chce mieć święty spokój.
Ten święty spokój zaburzył jej Wojtek Siudmak - polski malarz od lat mieszkający we Francji i odnoszący na świecie wielkie sukcesy. Tak się złożyło, że jest on właśnie wieluniakiem z urodzenia i jako taki zapragnął zrobić coś dla upamiętnienia zupełnie nieznanego w świecie faktu, że to nie atak na Westerplatte, ale o kilkanaście minut wcześniejszy nalot na Wieluń rozpoczął wojnę.
Zaproponował miastu zaprojektowany przez siebie pomnik, co miejscowi rajcy może by jeszcze wytrzymali, ale ponieważ zależało mu na nadaniu swemu miastu rozgłosu międzynarodowego, na samej rzeźbie nie poprzestał - wymarzył sobie, że Wieluń uzyska sławę międzynarodową, podobną do Hiroshimy, że stanie się centrum kulturalnym i muzealnym, historycznym memento, a zarazem stolicą pokoju i pojednania.
Ponieważ, w przeciwieństwie do większości artystów, Siudmak nie chodzi z głową w chmurach, ale potrafi być też menadżerem, pozyskał dla sprawy sponsorów, artystów i znawców sztuki, których nazwiska otwierają na Zachodzie gabinety nie tylko ministrów, ale i prezydentów.
To jednak za mało, by otworzyć gabinet burmistrza takiego Wielunia. Nie chcę się tu rozpisywać o szczegółach sprawy - mam nadzieję, że niebawem zainteresowani znajdą je w prasie. Mówiąc najkrócej, miejscowe władze zrobiły wszystko, aby Siudmakowi jego starania utrudnić, aby go zdyskredytować, przekonać mieszkańców miasta, że chce od nich jakichś pieniędzy, i tak dalej. W chwili obecnej wygląda na to, że udało im się odnieść sukces i planowane na 1 września 2009 odsłonięcie pomnika do skutku nie dojdzie.
Wydaje mi się, że to coś więcej niż takie zwykłe polskie piekiełko i biurokratyczna tępota małomiasteczkowych kacyków.
Wiele osób, zaangażowanych w podobne projekty, może potwierdzić, iż wszystko, co jest wyraźnie sprzeczne z polityką historyczną Niemiec, naszych wielkich przyjaciół i protektorów w Unii, z reguły w pewnym momencie rozbija się u nas o jakiś niewidzialny sufit.
Co do Wielunia zaś, nie ma wątpliwości, że Niemcy nie są zainteresowani nadawaniem mu międzynarodowego znaczenia. Ustalono wszak, że wojna zaczęła się na Westerplatte - w sposób zgodny z konwencjami, atakiem na forty bronione przez wojsko, w którym to ataku na dodatek Polacy wykazali się bohaterstwem, a Niemcy połamali sobie zęby. I tak ma pozostać. Na Westerplatte pojadą 1 września, w 70. rocznicę wojny, polski premier i niemiecka pani kanclerz, a za nimi kamery. I świat dostanie ładną, starannie wycieniowaną pocztówkę.
Jakakolwiek zauważalna uroczystość tego samego dnia w Wieluniu popsułaby tę sielankę. Bo Wieluń, gdzie wojna rzeczywiście się zaczęła, był miastem kompletnie bezbronnym, bez żadnego znaczenia militarnego i wojskowej załogi. Zaskakujący nalot na spokojne, uśpione miasto, był zwykłym bandytyzmem, masowym mordem, aktem zbrodniczego terroru. Zresztą właśnie dlatego jest to miejsce lepiej nadające się na symbol niemieckiej agresji na Polskę i całej rozpętanej przez "rasę panów" wojny.
Ktoś zauważy, że przecież Niemcy w Polsce niczym nie rządzą. To prawda. To sami Polacy nadskakują im, jak potrafią, i wpełzają, gdzie mogą. Wystarczy, że Niemcy trzymają kasę, że z tej kasy fundują rozmaitym ludziom stypendia, podróże studyjne, świetnie płatne posady, programy, którymi można się pochwalić wyborcom. A państwo niemieckie, ktokolwiek je zna, nigdy niczego, a już zwłaszcza wydawania pieniędzy, nie puszcza na żywioł.
Każde ich euro, czy to wydane na film (a to o szlachetnym Stauffenbergu, a to o rycerskim Czerwonym Baronie, a to o niemieckim antyfaszystowskim ruchu oporu czy niewinnych, cywilnych ofiarach alianckich nalotów), czy na muzeum, czy na międzynarodowe konferencje i inne "iwenty", służy zawsze propagowaniu jednej wizji niemieckiej historii. Tej akurat, do której Wieluń i Siudmak ze swoim pomnikiem ni cholery nie pasują. Więc świat będzie oglądał filmy o niemieckim oporze przeciwko nazimowi i cierpieniach "wypędzonych", a o Polakach nie dowie się niczego poza tym, że pozwalali Hitlerowi budować u siebie obozy zagłady i cieszyli się, gdy Żydów pędzono do gazu. A może nawet sami ich tam pędzili.
źródło: interia.pl
Stefan - 2009-02-17, 18:33
Artykuł z powyższego posta niedopracowany -80-90 % tekstu wygląda raczej na cytat z anonimowego listu/maila np: Siudmaka do dziennikarza. chlopczyk, mógłbyś podać pełny link do źródła z którego zaczerpnąłeś powyższy tekst - chciałbym wiedzieć czy ktoś w ogóle miał odwagę się pod tym podpisać.
Zielonooka - 2009-02-17, 18:42
http://fakty.interia.pl/f...ekniesz,1260223
red - 2009-02-17, 21:46
Cytat: | chciałbym wiedzieć czy ktoś w ogóle miał odwagę się pod tym podpisać. | Autor: Rafał A. Ziemkiewicz. Dyskusja na temat tego artykułu toczy się też TUTAJ
|
|