|
Wieluń - forum, informacje, ogłoszenia
|
|
Praca / Edukacja - 6-latki do szkół
glizda - 2007-12-31, 10:38 Temat postu: 6-latki do szkół
Cytat: | Rząd zapowiada wprowadzenie obowiązku szkolnego od szóstego roku życia. Dziennik "Polska" dotarł do programu obniżenia wieku szkolnego, który opracowało Ministerstwo Edukacji Narodowej. Wynika z niego, że o pójściu 6-latka do szkoły zadecydują rodzice.
Reforma rozpocznie się już w przyszłym roku. We wrześniu do szkół pójdą pierwsi sześciolatkowie. O wcześniejszej edukacji dzieci zadecyduje nie rząd, ale rodzice. To od ich oceny dojrzałości dziecka będzie zależało, czy maluch włoży mundurek i założy tornister na plecy, by z przedszkolaka przeobrazić się w poważnego pierwszaka.
Tak będzie przez pierwsze cztery lata reformy edukacyjnej. Wszystkie kolejne roczniki rozpoczynające naukę po 1 września 2011 r. nie będą mogły liczyć na miękkie serce rodziców. Mama i tata już nie przedłużą im beztroskiego dzieciństwa. Nauka dla sześciolatków stanie się obowiązkiem, od którego nie będzie można się uchylić.
Przebieg reformy
Dokładny kalendarz ministerialny przedstawia się następująco:
1 września 2008 r. - do szkoły idą dzieci rodziców, którzy wyrażą taką wolę. Uczą się jeszcze według programów dla siedmiolatków i dlatego rodzice mają decydować, czy puścić dziecko do szkoły.
1 września 2009 r. - wchodzi do szkoły reforma. Są już gotowe nowe podstawy programowe przystosowane dla sześciolatków, ale rodzice mogą jeszcze przytrzymać dzieci w domach.
1 września 2010 - drugi rok reformy. Nadal do szkół mogą iść siedmiolatki.
1 września 2011 - koniec możliwości wyboru. Nauka dla sześciolatków jest obligatoryjna.
1 września 2012 - szkoła całkowicie zreformowana. |
źródło:gazeta.pl
Moim zdaniem mogło zostać tak jak było, czyli dopiero siedmiolatki do szkoły szły. Dzieciaczki będą miały krótsze, beztroskie dzieciństwo.
Archdevil - 2007-12-31, 12:34
O ile dobrze pamiętam, dzięki temu dojdzie jeden rok więcej w szkole średniej, czyli aż tak źle bym tego nie postrzegał
miko 005 - 2007-12-31, 12:58
Potrzeba by była zadać tylko jedno pytanie.
W czyim interesie Rząd, podjął takie decyzje?
Bo jak dla mnie, to widzę tu nie troskę o dobro dziecka, a dbałość o nieprzerwaną pracę nauczycieli. Nie od dziś borykamy się z niżem demograficznym, z tego powodu część szkół jest zamykana, i ten proces dalej trwa. A powołanie do szkolnych ław jeszcze młodszego rocznika, może zagwarantować utrzymanie etatów nauczycielskich na tym samym poziomie.
Nie wiem, może się mylę, ale takie jakieś mam dziwne odczucia, co do tej kwestii.
akirus - 2007-12-31, 14:44
a ja tam wcale nie jestem pewna czy to dobrze dla nauczycieli, bo i niby dla których, czy czasem nie trzeba będzie zatrudnić nowego, albo przenieść z przedszkoli??
a dla dzieci to tragedia, są za małe,
przypominam, że kiedyś oddzielono 7 i 8 klasę, międzyinnymi z powodu dużej różnicy wieku ( 7 latki i 15 latki), a czy teraz to nie będzie to samo?? 6 latki na przerwach razem z 12 latkami
to jest następny chory pomysł naszego rzadu
jestsuper - 2008-01-01, 11:50
Jeżeli 6 latki pójdą do szkół, to liceum się wydłuży - to jest dobre, liceum 3 letnie to porażka. Ale czy nie lepiej byłoby znieść gimnazja? Są one jak dla mnie niepotrzebne, tylko zaniżają poziom. W innych krajach 6 latki chodzą już do szkół i krzywda im się nie dzieje. Alternatywą dla takiej reformy byłaby obowiązkowa zerówka (nie orientuję się czy teraz jest) i obowiązek nauczania w klasie "0" alfabetu, czytania i pisania, bo to jest dla dzieci chyba najtrudniejsze, ale najważniejsze
akirus - 2008-01-01, 15:54
zerówka jest obowiązkowa i liter się dzieci uczą, ale tu chodzi o to, że kolejny dziwaczny pomysł będzie wprowadzany nie wiadomo po co i to z niedopracowanymi szczegółami, szkoły nie są gotowe, żeby przyjąć tak małe dzieci
Ferbik - 2008-01-01, 21:56
A ja myślę, że wiele dzieci na pierwszą klasę w tym momencie jest niedojrzałych, bo przede wszystkim przedszkole nie jest w stanie nauczyć wszystkiego, a rodzice, którzy powinni, olewają sprawę. Jestem za obniżeniem wieku szkolnego, byleby tylko poprawił się system szkolnictwa, zmieniono ustawy, nie zadawano przede wszystkim prac domowych nauczycielom w postaci idiotycznych sprawozdań i tworzenia teczek do awansu, bo jakiś cymbał nie widzi, że taki nauczyciel nie potrafi się przygotować na zajęcia, ponieważ musi wypełniać jakieś zasrane sprawozdania. Jeśli to się poprawi, to również poziom szkolnictwa, a co za tym idzie, możemy bez problemu obniżyć wiek pójścia do pierwszej klasy z 7 lat na 6.
malgosia.k - 2008-01-02, 14:55
Jeżeli stworzymy odpowiednie warunki na przyjęcie sześciolatków, a mianowicie skierujemy cały system oświaty na indywidualność każdego dziecka, dostosujemy do niego metody i formy nauczania, będziemy pamiętać o małej skuteczności metod podających, to gwarantuję, że nasze sześciolatki odnajdą się w roli uczniów.
Na wsiach się to praktykuje od wielu lat i dzieci radzą sobie nieźle.
jestsuper - 2008-01-02, 19:23
Wszystko zależy od tego, czy rodzice zadbają o rozwój dziecka, moja siostra czytała w wieku 4-5 lat i nie ma problemów w szkole. Ja od czterolatków uczyłam się już alfabetu i liczb w przedszkolu, w następnej grupie już pisania, w zerówce również powtórka wszystkiego i co? W pierwszej klasie a nawet już w zerówce się nudziłam
yampress - 2008-01-02, 20:35
psycholodzy alarmuja. rosnie pokolenie pracocholikow. dzieci nie maja czasu na zabawe tylko na zajecia pozalekcyjne
malgosia.k - 2008-01-03, 08:45
I znowu potwierdza się stwierdzenie, że szkoła wreszcie musi skierować się w stronę indywidualnego ucznia, jego potrzeb, zainteresowań i możliwości rozwojowych. Niewybaczalny jest fakt, ,że z dzieckiem, które nauczyło się czytać i pisać w przedszkolu, od początku nauki w szkole wprowadza się literki. Jest wiele sposób, aby również i ono rozwijało się dalej, a nie cofało się. Niestety czasem wydaje mi się, że nauczyciele o tym zapominają.
psycholodzy alarmuja. rosnie pokolenie pracocholikow. dzieci nie maja czasu na zabawe tylko na zajecia pozalekcyjne
Naturalną potrzebą dziecka jest zabawa, ale mało kto zdaje sobie sprawę, że odpowiednio pokierowana nauka w szkole też będzie świetną zabawą. Ale do tego potrzebne są zabawki......czyli odpowiednie pomoce rozwojowe........
ourson - 2008-01-03, 09:57
Dlatego właśnie z całej oświaty należy zdjąć czape centralnego sterowania i pozwolić rodzicom i nauczycielom w bardziej swobodny sposób kierować edukacją dzieci...
malgosia.k - 2008-01-03, 14:55
Nie wiem tylko, czy rodzice tak naprawdę z takiej swobody chcą skorzystać.......ale może to tylko moje smutne doświadczenia w Wieluniu.
Moim zamierzeniem było zaproponowanie rodzicom nauczania ich dzieci poprzez zabawę i dlatego stworzyłam w Wieluniu mini-przedszkole i świetlicę, aby dzieci w taki sposób poszerzały swoją wiedzę i umiejętności.
siwy_ - 2008-01-03, 16:40
glizda napisał/a: | We wrześniu do szkół pójdą pierwsi sześciolatkowie. O wcześniejszej edukacji dzieci zadecyduje nie rząd, ale rodzice. To od ich oceny dojrzałości dziecka będzie zależało, czy maluch włoży mundurek i założy tornister na plecy, by z przedszkolaka przeobrazić się w poważnego pierwszaka. | Wielu rodziców to tak potrafi ocenić dojrzałość swoich dzieci, że szkoda gadać.
ourson napisał/a: | Dlatego właśnie z całej oświaty należy zdjąć czape centralnego sterowania i pozwolić rodzicom w bardziej swobodny sposób kierować edukacją dzieci... |
To jest pomysł dobry dla rodziców wykształconych i świadomych. Ale nie wszyscy rodzice są tacy oświeceni. Część z nich nie ma zielonego pojęcia, w jaki sposób pokierować edukacją swoich dzieci, jak wygląda funkcjonowanie szkoły, co jest dla ich rozwoju rzeczywiście dobre, a co nie. Od razu na myśl przychodzi mi taki przykład: dzieci żalą się, że nauczyciel jest zbyt wymagający i idą właśnie do takich swoich niewyedukowanych rodziców, którzy posiadają już jednak dużo większy wpływ na funkcjonowanie szkoły niż obecnie. Dochodzi do odwołania nauczyciela. Być może hiperbolizuję, no ale taki scenariusz mógłby się zrealizować. Także ja bym na chwilę obecną nie przesadzał z tym oddaniem szkół w ręce rodziców. W dużych miastach (większy odsetek ludzi wykształconych) coś takiego może okazać się dobre, ale w mniejszych miejscowościach i szczególnie! na wsiach (dzieci zamiast chodzić do szkoły często są wykorzystywane w pracach polowych) wprowadzałbym takie zmiany stopniowo. Oczywiście ich nie neguję, ale w pewnych sytuacjach mogłoby to wszystko się wymknąć. Także relax tekerize BTW denerwuje mnie takie prawie aksjomatyczne uznawanie, że rodzic zawsze wie najlepiej, co jest dobre dla jego dziecka. W mojej opinii nie zawsze.
siwy_ - 2008-01-03, 17:25
jestsuper napisał/a: | Ja jestem ze wsi i zapewniam cię, że miałam więcej czasu na zabawę niż dzieci z miasta | Proszę, nie odbierajcie mojego posta jakoś osobiście. Na pewno wiesz, że ten proceder jest dosyć częsty, obecnie zmienia się na lepsze, ale jeszcze kilka lat wstecz...
jestsuper napisał/a: | dzieci z miasta, które są wysyłane po szkole od zajęć do zajęć, bo rodzice muszą pokazać, że ich stać na zajęcia pozalekcyjne dla swoich dzieci. |
odpowiedź: jestsuper napisał/a: | Skąd takie przekonanie | Mnie nikt nigdzie nie wysyłał na zajęcia pozalekcyjne i podobnie jak Ty miałem szczęśliwe dzieciństwo.
malgosia.k - 2008-01-03, 19:15
Te czasy pomocy dzieci w polu już dawno minęły. Pewnie przydałaby się wycieczka na wieś, aby zobaczyć jak bardzo się zmieniła, choć nadal nie ma miejsc, w których dzieci mogłyby spędzić czas po lekcjach.
Jeżeli chodzi o decyzje rodziców co do edukacji dzieci, na podstawie doświadczeń mogę stwierdzić, że czasem łatwiej współpracuje się z rodzicami mniej wykształconymi i nie chodzi tu bynajmniej o kierowanie nimi.
Uważam, że coraz więcej jest pseudo-nauczycieli, czyli tych, właśnie rodziców wykształconych, którzy lepiej nauczają niż nauczyciele.
Epizod z życia: Lepiej wcześniej wprowadzę literkę dziecku w domu, bo po co ma go uczyć nauczyciel.
Po czym wszyscy zastanawiają się, dlaczego nasze dzieci coraz brzydziej piszą.
Zapomina się o tym, że nauczycieli kształci się w tym kierunku, aby wprowadzili poprawny zapis każdej literki. To nie jest tak, drodzy wykształceni rodzice, że jeżeli ja piszę to pokażę dziecku i ono po wyćwiczeniu też napisze literkę.
Albo jeszcze gorsze "podrukuj" sobie dziecko literki, a potem kiedyś nauczyciel pokaże Ci jak to się robi. Nie tędy droga, jeżeli dziecko nauczy się błędnie pisać literkę, to taki jej obraz, zapis pozostanie mu na długo.
karcia - 2008-01-03, 22:56
Mam pewne wątpliwości, co do reformy edukacyjnej, przez którą sześciolatki zostaną wysłane do szkół... Wydaje mi się po prostu, że nie każde dziecko w tym wieku jest gotowe na takie posunięcie. Podstawówka to jednak nie przedszkole.
A jeśli chodzi o zajęcia dodatkowe jestem jak najbardziej "za", jeśli dotyczą one języków obcych, zdolności muzycznych, warsztatów ruchowych itp. Bywa lepiej, kiedy dziecko uczy się pewnej umiejętności od małego, ma wtedy szansę w przyszłości, z mniejszym trudem, rozwijać ją, pogłębiać i ulepszać. Może znaleźć wielką pasję życiową, odkryć w sobie ukryte talenty. Na zabawę też powinien być czas oczywiście, ale jego nadmiar może przynieść negatywne skutki. Tym bardziej, że dzieciaki coraz częściej wybierają długie przesiadywanie przy grach komputerowych typu "The Sims", a nie grę w piłkę. Wydaje mi się, że istnieje możliwość ustalenia przez rodziców odpowiednich proporcji między beztroską zabawą, a nauką, zgłębianiem dodatkowej wiedzy, poznaniem jakiejś techniki, która też może stać się czymś przyjemnym dla dziecka.
akirus - 2008-01-03, 23:03
Cytat: | psycholodzy alarmuja. rosnie pokolenie pracocholikow. dzieci nie maja czasu na zabawe tylko na zajecia pozalekcyjne |
zajęcia pozalekcyjne to nie kara tylko przyjemność, rodzice madrze korzystajęcy z różnych form zajęć dla dzieci mogą odkryc w swoich pociechach wiele talentów,
nie ma sensy natomiast wysyłanie dziecka na siłę lub na wszystko co się da, bo dzieci to nie uatomaty, trzeba dać im czas, żeby wybrały co je interesuje
jak dziecko nie bedzie miec zainteresowań rozbudzonych za młodu to z wiekiem bedzie znudzonym nastolatkiem stojącym pod klatka bloku, pijącym piwo i twierdzącym, że w tym mieście sie nic nie dzieje, takie dzieci nie potrafia sobie zagospodarować czasu
Milunia - 2008-01-03, 23:57
Jako mama sześciolatki jestem szczególnie zainteresowana tym tematem.
Na początku miałam odruch "wysłania" córki do szkoły, ale potem przyszło otrzeźwienie. Wydaje mi się, że na ile poradziłaby sobie z nauką, to raczej miałaby problemy natury emocjonalnej. Chociaż widzę w tym kierunku postępy.
Tak przy okazji zapytam, może ktoś wie: czy w naszej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej można wykonać test osiągnięcia dojrzałości szkolnej?
ourson - 2008-01-04, 09:07
siwy_ napisał/a: | BTW denerwuje mnie takie prawie aksjomatyczne uznawanie, że rodzic zawsze wie najlepiej, co jest dobre dla jego dziecka. W mojej opinii nie zawsze. |
Ja tylko uznaję, że to rodzic jest odpowiedzialny za swoje dziecko. I jakakolwiek nadmierna ingerencja państwa będzie przeze mnie krytykowana. Uznaję po prostu, że rodzic zna lepiej swoje dziecko niż urzędnik. Za nadmierną ingerencję państwa uznaję między innymi dyktowanie rodzicom w jakim wieku dziecko ma iść do szkoły. Za nadmierną ingerencję państwa uznaję także ustalanie list podręczników, wyznaczanie ścisłych programów nauczania i wiele, wiele innych.
Niestety jest tak, że ludzi odzwyczajono od odpowiedzialności za siebie i za swoje rodziny. Bo przecież "od tego jest państwo". Państwo z tego korzysta, bo każda władza dąży do tego by kontrolować jak najwięcej sfer życia obywateli. Tyle tylko, że to oducza przede wszystkim myślenia. I Ci wykształceni rodzice często są wykształceni w swojej wąskiej dziedzinie - ale poza tym pustka i nicość, o zdolności logicznego myślenia nie wspominając...
basteks - 2008-01-04, 12:39
Cytat: | Ja tylko uznaję, że to rodzic jest odpowiedzialny za swoje dziecko. I jakakolwiek nadmierna ingerencja państwa będzie przeze mnie krytykowana. Uznaję po prostu, że rodzic zna lepiej swoje dziecko niż urzędnik. Za nadmierną ingerencję państwa uznaję między innymi dyktowanie rodzicom w jakim wieku dziecko ma iść do szkoły. Za nadmierną ingerencję państwa uznaję także ustalanie list podręczników, wyznaczanie ścisłych programów nauczania i wiele, wiele innych.
|
Dosyć skrajne stanowisko.
A jak rozwiązałbyś problem nastepujący Ourson:
Jeden rodzic zdecuduje na edukację swojego dziecka od 6 roku życia a inny od 12. i co w jednej klasie ?? Jeden rodzic zdecyduje, że dziecko ma mieć 8 godz. wf a inny, że 12 angielskiego. Jeden rodzic uzna, że interesuje go historia Polski od 1989 roku a inny uzna, że od 966 roku.
To co napisałeś - to w ogóle nie ma sensu jakiegolwiek. Zawsze musi być nadzór nad szkolnictwem, ustalenia zakresu materiału, wykaz podręczników itd.
Można dyskutować nad zakresem tego nadzoru.
ourson - 2008-01-04, 14:24
Cytat: | Dosyć skrajne stanowisko. |
Nie przeczę
Basteks, a dlaczego musi być nadzór? Dlaczego urzędnik ma wiedzieć lepiej czego i z jakich podręczników mają uczyć się dzieci? W końcu nie uczymy się dla urzędników, ale dla siebie - i to życie/rynek pracy weryfikują naszą wiedzę i umiejętności...
Co do "problemu" - jeśli rodzic znajdzie taką szkołę w której będzie realizowany taki program, lub będą takie przedziały wiekowe... to czemu nie? Nie wiem czy znalazłoby się dostatecznie dużo chętnych.. Jeśli by się upierał zawsze mógłby zdecydować się na edukację domową (nb. - to coraz popularniejsza forma nauczania np. w USA). Nie widzę w tym jakiegoś specjalnego problemu...
siwy_ - 2008-01-04, 14:57
ourson napisał/a: | i to życie/rynek pracy weryfikują naszą wiedzę i umiejętności... | No właśnie. Wielu rodziców może ze swoimi pomysłami spaprać sprawę i wtedy weryfikacja, o której piszesz, może się okazać negatywna. I co wtedy? Oczywiście można powiedzieć wtedy: ich sprawa, taką drogę wybrali swojemu dziecku, to teraz niech się martwią. Nie możemy jednak tak stawiać sprawy, bo imo na obecnym poziomie odpowiedzialności rodziców za swoje dzieci (a oceniam go raczej średnio) może się nad wyraz dużo "namnożyć" takich obywateli ze spapraną drogą edukacyjną. Uważam, że obowiązkiem państwa jest niwelowanie liczby takich przypadków, stąd pewien zarys - co każdy młody Polak powinien na danym poziomie wiedzieć i umieć i uważam to za jak najbardziej poprawny system. Wierzę, że wszystko zostanie przemyślane, jakaś reforma wejdzie w życie, bo na górze w MEN siedzą ludzie z pewnością bardziej kompetentni w dziedzinie edukacji ode mnie, od oursona i chyba od każdego z nas na forum.
basteks - 2008-01-04, 19:09
Ourson
Sytuacja, która miała miejsce kilka lat temu na spotkaniu z rodzicami w jednej z wieluńskich szkół:
Nauczyciel: Przykro mi bardzo, ale Pani syn nie otrzyma promocji do klasy następnej.
Rodzic: Panie po co mu promocja, ważne żeby zdał.
i daj mozliwośc decydowania o oświacie rodzicom.
akirus - 2008-01-04, 22:46
Cytat: | coraz popularniejsza forma nauczania np. w USA | chyba nie równa się dobra,
jak made in USA to od razu super ?????
nie od wczoraj wiadomo, że wiekoszość społeczeństwa w USA to nieduoczone głąby, nie znające podstawowych informacji o świecie, i nie chodzi mi tu o takie szczegóły jak ilość uprawianej kukurydzy w Argentynie, bo tego to i w naszej szkole się uczymy niepotrzebnie
karcia - 2008-01-04, 23:32
ourson napisał/a: | Jeśli by się upierał zawsze mógłby zdecydować się na edukację domową |
Osobiście nie chciałabym, żeby w moim przypadku rodzice doprowadzili do edukacji domowej.
W końcu szkoła to nie tylko nauka. Dzięki temu miejscu zyskuje się przyjaciół, zawiera znajomości wśród rówieśników i poznaje różne aspekty życia społecznego.
Przebywanie przez długi okres czasu w grupach wiekowych, którymi są klasy, daje możliwość nauczenia się współpracy z innymi ludźmi, umiejętności odpowiedniego obcowania w grupie - tak bardzo ważnej w życiu dorosłym. Nawet z przyjaciółką z sąsiedztwa nie można spędzić tyle czasu, ile przebywa się z w towarzystwie szkolnych kolegów i koleżanek.
Muszę przyznać, że na dzień dzisiejszy szkoły dały mi bardzo wiele... Ludzie w nich pracujący i uczący się pokazali mi różne obrazy świata, przedstawili swoje punkty widzenia, zaprezentowali różniące się między sobą zachowania, co znacząco wpłynęło na mój obecny sposób myślenia oraz na treści wyciągniętych przeze mnie wniosków dotyczących życia po prostu.
Oczywiście nie oznacza to, że jedynie szkoły miały udział w wychowaniu mojej osoby, ale na pewno jakąś znaczącą część obecnego trybu życia i patrzenia na świat zawdzięczam właśnie im .
ourson - 2008-01-05, 09:33
siwy_, basteks, a z drugiej strony mamy kompetentnych urzędników którzy przygotowali Wielką Reformę Edukacji, obniżają poziom nauczania i manipulują non stop przy podręcznikach i lekturach próbując forsować swój, oczywiście najlepszy, światopogląd...
Zgadzam się że propozycja likwidacji MEN jest skrajna, ale niewątpliwie polskiej oświacie przydałoby się trochę "oddechu" i decentralizacji. Zniesienie wielu biurokratycznych tworów, których jedynym celem jest utrzymywanie armii urzędników na garnuszku podatników, a bez których system oświaty z pewnością by się nie zawalił...
karcia, ja nie postuluję obowiązku nauczania domowego, tylko udostępnienie takiej możliwości bez stwarzania dodatkowych problemów... Niech każdy ma prawo wyboru.
akirus, nauczanie domowe nie jest wymysłem Amerykanów. To, że tam najbardziej dynamicznie się rozwija jest spowodowane tym, że nadal USA są krajem na tyle wolnym, że rodzice mogli przeforsować szerokie udostępnienie takiego rozwiązania. Z pewnością jest tak, że jednym lepiej będzie służyła szkoła innym nauczanie domowe. I dlatego rodzice powinni mieć prawo wyboru.
basteks - 2008-01-05, 09:47
Ourson ja wiem, ze są rózne naciski polityczne np. na listę lektur czy zakres historii, ale nie wyobrażam sobie by rodzic mógł w lepszym stopniu wyedukowac dziecko.
Jak wyobrażasz sobie naukę matematyki, fizyki chemii, języków obcych ??
Zresztą nawet nauka w zakresie klas 1-3 wymaga specjalisty.
Kiedy i jak miałaby ta edukacja domowa wyglądać ??
Pomysł jest tak absurdalny jak pomysł domowego szpitala - dla rozwiązania problemów ze służbą zdrowia - dać pacjentom witaminę C, aspirynę i cyjanek.
Jak pierwsze dwie nie pomogą to łyknąc trzecią.
Wystarczy odchudzić biurokrację i dać większą swobodę nauczycielom. To wszystko.
ourson - 2008-01-05, 10:12
basteks, edukacja domowa nie jest moim pomysłem. To funkcjonuje i z tego co wiem sprawdza się dobrze.
http://www.edukacja.domowa.pl/ - tam jest kilka linków to artykułów na ten temat. Tutaj pozwolę sobie w pełni przytoczyć tylko jeden wywiad
Cytat: | "Od redakcji: Wobec nowości poruszanej tematyki zdecydowaliśmy się pozostawić używane w wywiadzie określenie "home schoolingowanie" dzieci, które brzmi może troche dziwnie, ale nie ma jeszcze odpowiednika w języku polskim, oddającego w pełni opisywaną ideę" tatystyki tekstu
Amerykański liberatarianin, chrześcijanin, nauczyciel w szkole publicznej od 11 lat (matematyka, nauki społeczne), fotograf, dawny publicysta Daily Herald, "home schoolingujący" swoje dzieci. Mieszka w amerykańskim stanie Illinois, bardzo przychylnym idei home schooling.
Jak to właściwie jest, uczy Pan w szkole inne dzieci, a swoich do szkoły posyłać Pan nie chce?
Tak, jestem hipokrytą, bo uczę w domu, a dostaję wypłatę jako nauczyciel w szkole publicznej. Uważam jednak, że takie zinstytucjonalizowane szkolnictwo jest aberracją od jakichś 150 lat.
Ile ma Pan dzieci?
Dwoje, dwie córeczki - Annikę, która ma 7 lat i Elizę, która ma 3 latka.
Jak to się stało, że zdecydował Pan, iż Pańskie dzieci będą uczyły się w domu?
Kiedy Annika chodziła do przedszkola, mieliśmy kilku przyjaciół, którzy "home schoolingowali" swoje pociechy. Pewnego dnia Annika podeszła do swojej mamy i powiedziała: "Chciałabym, żebyś ty była moją nauczycielką". Moja żona wtedy powiedziała mi, że musimy podjąć wspólną decyzję i ją podjęliśmy. Obecnie moja żona zajmuje się home schoolingiem praktycznie w 99%. Ja tylko częściowo. Trwa to od półtora roku.
Czy rodzice muszą być jakoś specjalnie przygotowani, aby uczyć swoje dzieci?
Właściwie znane mi są takie badania (Home Schooling Legal Defence Association czy Christian Home Educators Coalition), które dowiodły, że fakt, iż nauczyciele mają jakieś papierki, certyfikaty nie ma znaczenia dla postępów dzieci. To się więc odnosi także do nauczycieli - rodziców.
Dlaczego nie chciał Pan posłać swoich dzieci do szkół publicznych?
Bo nie jest to dobry model. Szkoły działają jak fabryka. Produkują podobne produkty. Uczy się przecież zawsze w kierunku do średniego poziomu. Jeśli masz trochę inne dziecko, system edukacyjny tego nie uwzględnia. Nie uwzględnia ani dzieci autystycznych, ani szczególnie zdolnych. Nikt się tym specjalnie nie interesuje.
Nie ma to nic wspólnego z modelem wolnorynkowym, który dostosowuje popyt do podaży. Do tego szkoły publiczne nie reprezentują żadnej ideologii.
Naprawdę Pan myśli, że nie reprezentują?
W pewnym sensie reprezentują, ale nie jest to żaden spójny system wartości. To, co obecnie mamy w szkołach amerykańskich, to ideologia postmodernistyczna, bazująca na negacji i odrzucaniu wartości.
Jak wygląda typowy dzień dziecka "home schoolingowanego"?
Uczy się ono dwie, dwie i pół godziny dziennie. Siedzi tak jak w szkole na krzesełku i ma swoją ławeczkę. Czyta, generalnie moja żona czyta, Annika pisze różne wypracowania. Uczy się historii, literatury, muzyki. Korzystamy z metody A Beka i Elijah - dość religijne, trochę uwzględniają wiedzę polityczną.
Każdego miesiąca moje dzieci poznają nowego malarza. Kiedyś było tak, że na każdy obraz moja malutka córeczka Eliza mówiła: „Monet”. Pewnego razu poszliśmy do muzeum, i ona wskazała obraz Moneta i powiedziała Monet. Ona ma trzy latka !
Uważam, że spoczywa na mnie odpowiedzialność, mam obowiązek wobec Boga wychować właściwie moje dzieci. Dlatego chcemy, żeby były wychowane najbardziej „po bożemu” teraz, kiedy one są z nami i mamy wpływ na ich ukształtowanie.
Gdybym uważał, że ktoś inny może nauczyć moje dzieci lepiej, powierzyłbym je mu. Niestety, szkoły prywatne czy prowadzone przez kościół są bardzo drogie w Stanach Zjednoczonych. Takie idealne miejsce musiałoby być szkołą chrześcijańską i reprezentować akademickie nauczanie skupiające się na Chrystusie. Do tego musiałoby być także w dzielnicy sympatycznej do życia.
Co Pan sądzi na temat socjalizacji dzieci w szkołach i w home schoolingu?
Mój przyjaciel, który się tym zajmuje, odpowiedziałby w ten sposób. Proszę przejść się korytarzami szkół i powiedzieć mi, które z tych zachowań chcielibyście, aby wasze dziecko przyjęło jako wzór zachowania? Jeśli dzieci i młodzi ludzie mieliby socjalizować się tylko wśród swoich rówieśników, mielibyśmy to, co przedstawił William Golding w swojej książce „Władca much” (kto czytał, to wie - to coś przerażającego - przyp. N&M.D). A wracając do idei socjalizacji w sensie ogólnym - Christopher Schect w książce „A Critiqu of Modern Youth Ministry” opisał to zjawisko. Na przykład, że pojęcie nastolatka jest wymysłem naszego wieku, powstałym jakieś 70 - 80 lat temu. Ani w Biblii, ani w purytańskiej Anglii nie ma żadnych odwołań do stratyfikacji społeczeństwa według wieku. Mówi się raczej o grupach od lat 7 do 70 żyjących razem i w ten sposób się wychowujących. Dlaczego więc wsadzamy kilkaset dzieci w jednym wieku do jednego budynku i tam ma odbywać się proces wychowania i nauczania ?
Czy jest Pan członkiem jakiejś organizacji "home schoolingującej"?
Tak, grupy stworzonej w kościele „Fox Valley Home Schooling Group”. Każdego miesiąca wychodzimy wszyscy razem z dziećmi do muzeum, organizujemy wspólne gry, pikniki, lekcje baletu i gry na pianinie, gimnastykę wodną, itd. Niektóre parki publiczne organizują nawet zajęcia dla dzieci „home schoolingowanych” w czasie, kiedy inne dzieci są w szkołach.
Czy miał Pan jakieś problemy z prawem w związku z tym, że „home schoolinguje” swoje dzieci?
Nie, nie miałem. Słyszałem, że ktoś miał, ale w stanie Illinois nie ma większych problemów. W niektórych stanach - 15 lat temu - ludzie szli do więzienia za home schooling. W niektórych stanach przychodzą do domu urzędnicy sprawdzający czy dzieci są w szkole, i wtedy należy takich ludzi nie wpuszczać w ogóle do domu. Oni nie mają żadnego prawa wpychać się ludziom do domu i szpiegować.
Ja przecież nikogo nie zmuszam, żeby robił to, co ja. Uważam, że edukacja publiczna nie jest dobra dla moich dzieci. Nikogo nie zmuszam, żeby uczył swoje dzieci w domu.
Jak oceniłby Pan stan home schoolingu w całych Stanach Zjednoczonych?
Sytuacja jest bardzo dobra. Nie tylko mamy wywalczone prawa do uczenia swoich własnych dzieci w domu, ale także zbudowaliśmy świadomość społeczną, że jest to normalne i właściwe. Czekam z niecierpliwością na dzień, kiedy to już nikogo nie zdziwi. To smutne, że ludzie zrzucają odpowiedzialność za wychowanie swoich dzieci szkołom publicznym. Moglibyśmy naprawdę stworzyć samowystarczalny system w edukacji. Wierzę w separację edukcji od państwa.
A co Pan odpowie krytykom home schoolingu?
Wiem, że jest mnóstwo ludzi, którzy widząc dziecko nieśmiałe albo dziwne po prostu, mówią od razu: to przez ten home schooling. Prawda jest taka, że jako nauczyciel widziałem mnóstwo takich dzieci, ale w szkołach publicznych właśnie. Oczywiście, spotkałem też dzieci, które nie były wcale dobrze uczone w domu. Wtedy czuję się trochę głupio, bo to przynosi złą sławę home schoolingowi.
Dziękujemy za rozmowę. |
Ferbik - 2008-01-05, 10:46
Niech zniosą chore prace domowe dla nauczycieli w postaci kompletowania materiałów do awansów, to już w tym momencie podniesie się poziom nauczania, bo nauczyciel będzie bardziej przygotowany na zajęcia i nie będzie tracił czasu na to, na co nie powinien, czyli na absurdalne teczki.
basteks - 2008-01-05, 11:05
Ourson - ten wyjatek potwierdza jedynie regułę - że to nie ma szans.
Po pierwsze - kiedy w polskiej rodzinie znajdziemy na to czas ?? Po 17 jak rodzice wrócą z pracy ?? A co będą robić dzieci do południa ??
Po drugie - kwalifikacje rodziców - nie oszukujmy się kto sobie da radę z nauczaniem
Po trzecie - jak widzicie klasyfikowanie i porównywanie wiedzy dzieci ??
Po czwarte - jak widzicie tą edukację w rodzinach patologicznych ??
Po piąte - koszty - kogo będzie stać na zakup pomocy naukowych ?? Jak pokażemy w domu doświadczenia ?? W każdej rodzinie pojawi się ogromna biblioteka ??
Ourson - dałbys radę z nauczaniem chemii, fizyki, biologii, matematyki ??
Oczywiście w rodzinach pokazowych - mąz zarabia tyle, że żona nie pracuje a w czasie wolnym skończyła studia i ma czas na daldze dokształcanie - taki model się sprawdzi.
Ale to może dotyczyć znikomej części rodzin w Polsce
ourson - 2008-01-05, 11:19
basteks, To nie taki wyjątek - w 2003 roku w USA było to ponad 1 milion uczniów...
A poza tym, czy ja chcę wprowadzić przymus edukacji domowej? Wskaż mi miejsce gdzie tak napisałem... Ja nawet nigdzie nie napisałem, że sam bym się na to zdecydował (choć rozważałbym taką możliwość). Ja tylko pisałem o edukacji domowej jako pewnej alternatywie dla rodziców, którzy w zliberalizowanym systemie edukacji mieliby prawo wyboru. Zresztą już w tej chwili takie prawo powinny mieć.
Jeśli chodzi o egzaminy - istnieją pozarządowe instytucje zajmujące się egzaminowaniem z różnych dziedzin wiedzy. Jeśli byłaby taka konieczność z pewnością powstałyby i w Polsce.
maed - 2008-01-05, 14:28
Ja sie tak tylko wtrace - ca 75% nauczanych domowo w USA to dzieci fundamentalistycznych ewangelikow, ktorym nie odpowiada teoria ewolucji i wciskaja swoim dzieciom kreacjonizm mlodej ziemi, a potem chetnie wyslaliby dzieci na "Kids on Fire" wg. P. Becky Fischer. Nie wspominajac juz o tekstach tego czlowieka z wywiadu na temat socjalizacji i przeciwstawianiu powszechnemu zjawisku "Wladce Much" Goldinga, ktorej sam najwyrazniej nie zrozumial. Ale fakt, jego trzyletnia corka umie rozpoznac Moneta
malgosia.k - 2008-01-05, 16:26
Ja tylko pisałem o edukacji domowej jako pewnej alternatywie dla rodziców, którzy w zliberalizowanym systemie edukacji mieliby prawo wyboru. Zresztą już w tej chwili takie prawo powinny mieć.
Popieram Cię całkowicie "ourson" to do nas rodziców należy wybór rodzaju edukacji naszych dzieci. I nikt tu nie krytykuje wyboru szkoły tradycyjnej przez niektórych rodziców. Chodzi w tym tylko o to, że taki wybór mógł zaistnieć.
Uważam, że za mało promowane są inne możliwości, ale pewnie dlatego, że walczą poniekąd ze szkołą tradycyjną.
Jednak zanim podejmie się wybór przedszkola i szkoły dla swojego dziecka należałoby zapoznać się z ofertą różnych placówek i form nauczania, ( freinetowskie, waldorfskie, montessoriańskie), a może nawet odwiedzić je osobiście, gdyż coraz więcej takich placówek powstaje. Po czym dokonać świadomego wyboru dla dobra własnego dziecka.
siwy_ - 2008-01-05, 17:27
Ferbik napisał/a: | Niech zniosą chore prace domowe dla nauczycieli w postaci kompletowania materiałów do awansów, to już w tym momencie podniesie się poziom nauczania, bo nauczyciel będzie bardziej przygotowany na zajęcia i nie będzie tracił czasu na to, na co nie powinien, czyli na absurdalne teczki. | Racja. Obecny system jest dobry, tylko go trzeba trochę odbiurokratyzować i będzie ok.
basteks - 2008-01-05, 19:48
Ourson i Małgosia K. - odpowiedzcie na moje pytania konkretnie. Powtórze je raz jeszcze:
Po pierwsze - kiedy w polskiej rodzinie znajdziemy na to czas ?? Po 17 jak rodzice wrócą z pracy ?? A co będą robić dzieci do południa ??
Po drugie - kwalifikacje rodziców - nie oszukujmy się kto sobie da radę z nauczaniem
Po trzecie - jak widzicie klasyfikowanie i porównywanie wiedzy dzieci ??
Po czwarte - jak widzicie tą edukację w rodzinach patologicznych ??
Po piąte - koszty - kogo będzie stać na zakup pomocy naukowych ?? Jak pokażemy w domu doświadczenia ?? W każdej rodzinie pojawi się ogromna biblioteka ??
Mateusz - 2008-01-05, 21:12
Jeszcze niech upaństwowią dzieci, wtedy rodzice w ogóle nie będą potrzebni...
A tak na serio, to edukacja domowa jest naprawdę dobrym pomysłem, ale póki co jest monopol na nauczanie w szkołach. A przecież wykształcenie dziecka do lat 16 nie wymaga tytułu doktora nauk ścisłych, a jakby państwo miało zwracać koszty przy okazji...
Niestety jak już powiedziano, niektórym rodzicom niczego się nie chce, jedni zarabiają i nie mają czasu na dzieci, inni olewają sprawę całkowicie uznając że kształcenie młodego człowieka to nie ich obowiązek.
I dodam, że i tak w ciągu najbliższych lat nic się nie zmieni na lepsze. Kolejne rządy hołoty parlamentarnej i ćwierć inteligentów będą się chwalić ile to mln złotych ładują w edukacje naszych dzieci. A my będziemy patrzeć na te "efekty" biernie, uznając to za dobro...
ourson - 2008-01-06, 08:35
basteks, ja nigdzie nie zakładam, że ktokolwiek będzie musiał edukować swoje dziecko w domu. Jeśli rodzice nie będą czuli się na siłach lub uznają, że szkoła jest lepsza, czy też nie będą mieli czasu albo jakikolwiek inny powód, to poślą dziecko do szkoły. Nie zakładam nawet, żeby edukacja domowa upowszechniła się w stopniu większym niż 5% populacji uczniów. Podstawową formą pozostanie szkołą, ale i tutaj chętnie widziałbym zmiany. Oczywiście w obecnym systemie wymagana byłaby deklaracja rodziców co do wyboru edukacji domowej. Ale nikt nikogo nie zmusza do podejmowania tej formy edukacji. Ja piszę tylko o prawie wyboru.
Cytat: | Po pierwsze - kiedy w polskiej rodzinie znajdziemy na to czas ?? Po 17 jak rodzice wrócą z pracy ?? A co będą robić dzieci do południa ?? |
Odpowiedziałeś sobie na to pytanie wcześniej. W normalnym ustroju ojciec (mąż) powinien móc zarobić tyle, aby mama(żona) miała wybór - czy chce iść do pracy czy nie. Jeśli zostaje w domu to może podjąć się edukacji domowej. A jeśli pójdzie do pracy może zatrudnić guwernantkę (oczywiście sytuacja może być odwrotna - mama zarabia tata uczy, albo uczą wspólnie - ten rodzic który wraca z pracy robi to po prostu popołudniu)
Cytat: | Po drugie - kwalifikacje rodziców - nie oszukujmy się kto sobie da radę z nauczaniem |
Teoretycznie każdy człowiek ze skończonym liceum chociażby... A jeśli człowiek z maturą ma nie dać rady w nauczaniu dziecka na poziomie podstawówki to daje nam to świetną odpowiedź nt poziomu powszechnej edukacji...
basteks napisał/a: | Po trzecie - jak widzicie klasyfikowanie i porównywanie wiedzy dzieci ?? |
Pomijając fakt, że porównywanie wiedzy dzieci jest nikomu do niczego niepotrzebne, to w obecnym systemie wystarczyłyby testy które funkcjonują obecnie - podstawówka-gimnazjum-matura. W zmodyfikowanym systemie rolę taką, jeśli istniałaby taka potrzeba mogłyby przejąć instytucje pozarządowe.
Cytat: | Po czwarte - jak widzicie tą edukację w rodzinach patologicznych ?? |
Nie widzę. I nie zakładam żeby rodzina patologiczna zdecydowała się na edukację domową. A jeśli tak - wybór rodziców.
Cytat: | Po piąte - koszty - kogo będzie stać na zakup pomocy naukowych ?? Jak pokażemy w domu doświadczenia ?? W każdej rodzinie pojawi się ogromna biblioteka ?? |
Koszty - sprawa indywidualna dość. Doświadczenia - a ile doświadczeń robi się obecnie w szkołach? Jak fizyk czy chemik jest jakiś sensowny to coś tam pokaże, ale zwykle nie ma na to czasu, a już absolutnie nie ma czasu żeby uczeń cokolwiek sam zrobił. A co za różnica czy oglądasz doświadczenie na ekranie monitora czy też oglądasz je "na żywo" robione przez nauczyciela bez możliwości aktywnego uczestnictwa w nim?
malgosia.k - 2008-01-06, 17:36
Właściwie to "ourson" udzielił już sensownych odpowiedzi na zadane wyżej pytania.
Jestem całkowicie za.
Są bardzo trafne, ale ja chciałam dodać tylko, że właściwie chcieliśmy raczej zwrócić uwagę na fakt, że mamy jeszcze wiele form nauczania, a nie tylko nauczanie tradycyjne i to tylko rodzic powinien wybrać właściwą drogę rozwoju swojego dziecka.
Oczywiście, że w rodzinach patologicznych rodzice pewnie nie poradzą sobie z takim zadaniem i należy im w tym pomóc.
Nasunęła mi się jednak jeszcze jedna myśl: Zależy jak kto definiuje rodzinę patologiczną, bo do niedawna była to każda rodzina powyżej standardu ( rodzice + dwoje dzieci, najlepiej dziewczynka i chłopiec).
basteks - 2008-01-06, 20:59
Albo jesteście z innej planety albo udajecie.
Ludzie nie mają na zwykłe normalne zycie a wy proponujecie żeby jeden rodzic dobrze zarabiał , a drugi ma uczyć dziecko plus nawet guwernantka.
Jeśli miałby uczyc ktoś obcy - to policzmy ile to kosztuje.
Załóżmy, że nauka trwa 4 godz. dziennie x 5 dni w tygodniu x 4 tygodnie x 20,00 za godzinę (jak ktos się znajdzie za te pieniądze do pracy) - daje nam to 1600 zł - otwarta pozostaje kwestia podatków i ubezpieczeń.
Polecane dla rodzin o dochodach netto powyżej 5000 - 6000 netto.
Marginalne zastosowanie - tak jak Oursn napisałeś - może 5%.
malgosia.k - 2008-01-08, 18:11
Do wypowiedzi "basteks"
Proponuję przeczytać jeszcze raz ze zrozumieniem nasze wypowiedzi.............
basteks - 2008-01-08, 19:36
Mam zatem pytanie ile kosztuje opieka w tym centrum dla dzieci ??
malgosia.k - 2008-01-08, 20:59
Zależy, o jaką opiekę chodzi:
powyżej 10 godzin + wyżywienie + zajęcia dodatkowe typu angielski, warsztaty plastyczne, muzyczne, taneczne, opieka lekarza i logopedy to 440 zł
Zalety to także małe grupy, kameralne.
Może to jest wygórowana cena, ale proszę zwrócić uwagę, że przedszkole w Wieluniu kosztuje około 300 zł, a za wszystkie zajęcia dodatkowe płaci się osobno.
Ponadto każdy przypadek analizujemy indywidualnie po rozmowie z rodzicem.
Pozdrawiam
basteks - 2008-01-09, 07:24
Mamy odpowiedź na pytanie dlaczego jest małe zainteresowanie (sama wcześniej o tym pisałaś) - nie ze względu na jakośc tylko cenę.
Jak mama zarobi 800 - 900 złotych, to nie wyda połowy na przedszkole.
Domyślam się, że nie jest to opieka 1 na 1 (1 opiekun - 1 wychowanek) - więc zapytam ile w takim razie musiałoby kosztować nauczanie domowe ??
malgosia.k - 2008-01-09, 19:33
Zastanawiam się, czy sam masz dzieci czy tak sobie gdybasz..........
Jeżeli masz to przypominam koszt przedszkola w Wieluniu to cena około 300 zł
język angielski raz w tygodniu to 100 zł ( u nas jest codzienny),
lekcje z malarstwa to też około 100 zł.
Reasumując to około 500 zł
a ja proponuję dalej, popatrz na mój poprzedni post....................
- indywidualna praca z każdym dzieckiem zgodnie z jego możliwościami ( koszt jednej godziny korepetycji kosztuje 20-30zł).
Mogę tak wymieniać dalej, ale nie wiem czy to ma sens, gdyż Ty już wyrobiłeś sobie zdanie na ten temat.
Pozdrawiam
Panterka - 2008-01-09, 21:34
Przedszkole w Wieluniu kosztuje 160 zł miesięcznie, angielski raz w tygodniu wcale nie kosztuje 100 zł i wiem to z doświadczenia. Ceny które podajesz za poszczególne zajecia sa trochę przesadzone. Natomiast jeśli chodzi o ceny w Twoim przedszkolu to uważam że jest to kwota do zaakceptowania za to co oferujecie.
basteks - 2008-01-09, 22:52
Ale ja mam takie samo zdanie jak Ty:
Cytat: | Witam Forumowiczów!
Po złych doświadczeniach w Wieluniu (powołanie prywatnego mini-przedszkola i świetlicy) odnośnie potrzeby opieki nad dziećmi w wieku 1-10 lat (Cieszę się, że rodzice w tym mieście nie mają problemów z fachową opieką nad swoimi dziećmi .)
chciałam zadać następujące pytania:
Czy jest potrzeba zorganizowania szkoły rodzenia, a tam kompleksowego zaopiekowania się matkami, łącznie z wymianą poglądów na temat wychowania dzieci, ich zdrowia etc.?
Czy może lepiej, gdybym powołała Ośrodek Diagnozy i Terapii dla dzieci niepełnosprawnych, ale także dla tych dzieci, które mają jakiekolwiek problemy. |
To Twoje słowa.
Niestety bariera finansowa jest często w Wieluniu nie do pokonania.
akirus - 2008-01-10, 19:38
Cytat: | przedszkole w Wieluniu kosztuje około 300 zł |
małgosia k. czy ty masz na myśli 300 zł na miesiąc?? ja płacę 120 zł a nie 300, skąd masz takie ceny
malgosia.k - 2008-01-27, 12:50
Jeżeli chodzi o angielski to ja również liczyłam wszystkie koszty miesięczne.
Mam propozycję dla wszystkich zainteresowanych proszę podać cenę przedszkola na miarę Wielunian, które oferuje:
1. kameralne grupy do 10 dzieci,
2. praca inna niż nauczanie tradycyjne, gdyż jest to nauczanie zindywidualizowane oparte na zainteresowaniach i możliwościach każdego dziecka, również niepełnosprawnego,
3. praca na pomocach rozwojowych, ale również jeżeli dziecko będzie chciało z zabawkami,
3. codzienne nauczanie języka angielskiego lub niemieckiego,
4. warsztaty plastyczne, muzyczne, teatralne, taneczne ( proszę nie mylić z zajęciami plastycznymi etc, które są we wszystkich przedszkolach),
5. systematyczna opieka lekarza, logopedy, psychologa, pedagoga),
6. całodzienne wyżywienie.
Bardzo proszę to oszacować. może również względem szkoły podstawowej prywatnej, pracującej na prawie tych samych zasadach.
Pozdrawiam
|
|