"Dziennik Zachodni": Robotnicy pracujący na remontowanej trasie z Pietrowic do Kietrza pomalowali nowe linie na drodze. Po kilku dniach położono tam asfalt.
"Takiej głupoty dawno nie widziałem" - powiedział gazecie mieszkaniec ul. Raciborskiej w Pietrowicach Wielkich, pan Stefan. "Jak tak się u nas drogi buduje, to wiem, czemu nie ma w Polsce autostrad" - dodał.
Pan Stefan przecierał oczy ze zdumienia patrząc, jak kładą nowy asfalt na dopiero co pomalowaną drogę. "Kilka dni wcześniej w pocie czoła zasuwali z liniami. To przecież kupa roboty" - podkreślił.
Jak podaje "Dziennik Zachodni", w czoło pukał się także zaskoczony wójt Pietrowic Wielkich Andrzej Wawrzynek. "Robotnicy z jednej strony pomalowali ul. Raciborską w stronę Raciborza, a także kilkusetmetrowy odcinek 3 Maja w stronę Kietrza i Głubczyc. A więc ok. kilometra i 700 metrów. Sporo roboty poszło na marne. Starałem się wyjaśnić tę sprawę i usłyszałem, że firma się zagalopowała. Ktoś żartował, że maszynę zapomnieli wyłączyć" - powiedział dziennikowi.
Nikogo nie denerwuje sam remont, bo okoliczni mieszkańcy od lat domagali się załatania dziurawej jak sito nawierzchni. Ale chcą wiedzieć, kto teraz zapłaci za marnotrawstwo - informuje gazeta.
Przetarg na odmalowanie oznaczeń poziomych na drogach wojewódzkich w regionie wygrała firma G. z Rybnika. I właśnie ją za powstałe zamieszanie obarcza winą dyrektor Powiatowego Zarządu Dróg w Raciborzu Jerzy Szydłowski - czytamy w dzienniku.
"To zwykła nierzetelność. Dokładnie im wskazaliśmy, gdzie mają malować, a gdzie nie. Ale byli chyba nadgorliwi" - podkreślił Szydłowski. "Z pewnością obetniemy firmie część wynagrodzenia. Nie zapłacimy przecież za coś, czego nie zleciliśmy" - dodał.
Wyjaśnił, że kontrakt z firmą opiewa na kilkadziesiąt tysięcy złotych, ale m.in. po tej wpadce będzie dążył do zerwania umowy z wykonawcą. "Lista zarzutów jest dłuższa. Kłopoty pojawiły się także w innych miejscach" - wyjaśnił dyrektor PZD. Zapewnił, że firma już nic nie robi na drogach. "Podziękowaliśmy na razie za współpracę. Poszukamy kogoś innego" - powiedział "Dziennikowi Zachodniemu".
Szef rybnickiej firmy wykonującej oznaczenia, Piotr Kachel, był zaskoczony atakiem Powiatowego Zarządu Dróg z Raciborza. Zapewnił, że skoro jego pracownicy zawinili, wszelkie koszty bierze na siebie jego firma. Dodał, że wykonuje ona podobne usługi na całym Śląsku. "I żadnych skarg do tej pory nie było" - zapewnił gazetę.
Czytalem wczesniej. Jaro to norma, ze tak robia w naszym kraju... a jak bylo z ul. Kaliska ?? Najpierw polozyli funkel nowke nawierzchnie a za chwile ryli, bo kladli kanalizacje... i takie przyklady w samym Wieluniu mozna by bylo mnozyc...
Wysłany: 2005-09-20, 07:42 Śmigłowcem po pijanego!
Łódzką izbę wytrzeźwień opuścił w poniedziałek rano niecodzienny pacjent. 40-letniego Tomasza K. przewieziono tam ... helikopterem ! - pisze "Express Ilustrowany".
Z rozbitym nosem, w slipach i koszulce "bokserce", zupełnie nieprzytomny leżał nieopodal swojego domu. Zaopiekowali się nim sąsiedzi. Czterdziestolatek nie dawał oznak życia, więc ludzie wezwali karetkę. Lekarze zwrócili uwagę na podejrzaną ciecz, którą pijany trzymał w plastikowej butelce. W obawie, że napił się trującego metanolu, wezwali ratunkowy helikopter.
- Mężczyzna był zupełnie nieprzytomny. Znajdował się w stanie głębokiego upojenia. Podczas lotu został intubowany i przetransportowany do Zgierza, mówi "Expressowi Ilustrowanemu" Robert Gałęzkowski z Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Po przewiezieniu do szpitala okazało się, że ma 6,3 promila alkoholu w wydychanym powietrzu ("podręcznikowa" dawka śmiertelna to 4 promile).
Koszt jednego lotu śmigłowca to ok. 2 tys. złotych. Łódź ma do dyspozycji tylko jedną latającą karetkę. Helikopter był zajęty transportowaniem Tomasza K. przez 41 minut. - pisze "Express Ilustrowany".
(PAP)
Bo to ciężki wypadek przecież był...
_________________
ywis [Usunięty]
Wysłany: 2005-09-20, 09:48
J_a_r_o_ napisał/a:
6,3 promila alkoholu w wydychanym powietrzu ("podręcznikowa" dawka śmiertelna to 4 promile)
A jednak okazuje się, że można więcej
Chłop miał zdrowie, nie ma co
Wysłany: 2005-10-08, 08:00 Policja ma kłopot z alkomatami
Umieściłem ten news tutaj, choć z prawdziwym humorem ta sytuacja nie ma nic wspólnego, lecz pokazuje kolejny przykład kulawego prawa i kosztów, które my wszyscy musimy przez to ponosić, przeczytajcie sami...
Jeśli nie uda zmienić się przepisów, policja będzie musiała wyrzucić do kosza warte kilka milionów zł urządzenia do badania trzeźwości. W piątek policja przegrała o to sprawę w sądzie
Chodzi o mniej więcej 1,5 tys. tzw. alkotesterów angielskiej firmy Lion, które policja kupiła na przetargu pod koniec lat 90. - Wówczas korzystaliśmy z nich zgodnie z obowiązującymi przepisami - podkreśla rzeczniczka policji Alicja Hytrek.
Ale dwa lata temu zmieniły się przepisy. Obecnie alkomaty muszą mieć legalizację z Głównego Urzędu Miar. Policja chciała dostać legalizację na część starszych urządzeń, ale GUM odmówił zajęcia się sprawą. Tłumaczył, że trzeba było to zrobić przed zmianą przepisów. Jednak w tamtym okresie prawo było tak skonstruowane, że urządzenia firmy Lion nie spełniały ówczesnych norm. - Nasze alkotesty są jednymi z najlepszych na świecie. Ale nie w Polsce. Problem jest nie w urządzeniach, ale pokrętnym prawie - twierdzi Janusz Kolanko, przedstawiciel Liona w Polsce.
Po odmownej decyzji urzędu policja skierowała sprawę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Ale przegrała.
- To nie policja przegrała, ale całe społeczeństwo. Warte kilka milionów złotych urządzenia muszą leżeć w magazynie, zamiast służyć do walki z pijanymi kierowcami - mówi oficer policji.
Policja może odwołać się od wyroku. W kuluarach sądu prawnicy komendy i GUM-u wspominali również o zamiarach jeszcze jednej zmiany przepisów.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum