Odświeżam temat, choć trochę długawe, warto przeczytać.
Rower w mieście
Jak szacują specjaliści, stworzenie spójnej i efektywnej sieci dróg rowerowych dla dużego miasta kosztuje mniej więcej tyle, ile zakup dwóch tramwajów. W skali wydatków na utrzymanie infrastruktury samochodowej jest to niewielka kwota.
Niedawno, podczas Światowego Dnia Protestu Nagiego Rowerzysty, wielbiciele dwóch kółek w wielu miejscach na świecie protestowali nago przeciwko antyrowerowej i antyekologicznej polityce władz miejskich. Ta radykalna akcja miała symbolizować ich poczucie bezradności i "nagości" w ruchu ulicznym. Szczególnie nasilone były manifestacje rowerzystów w Madrycie, prawdopodobnie dlatego, że w mieście tym jest zaledwie kilka tras rowerowych i widok rowerzystów należy tam do rzadkości. Rzecz jest ciekawa o tyle, że Hiszpania jest jednym z dwóch krajów UE nie posiadających jednolitej polityki prorowerowej. Tym drugim krajem jest oczywiście Polska.
To, że w naszym kraju nie odbyła się jeszcze manifestacja rowerowych golasów, nie oznacza bynajmniej, że Polacy, zarówno rowerzyści, jak i kierowcy, są usatysfakcjonowani jakością życia w miastach. Przeciwnie, wydajemy krocie na benzynę, przebijamy opony na krawężnikach, dusimy się w korkach, spóźniamy do pracy, klniemy na wszystkich, z którymi przychodzi nam dzielić jezdnię, i na wszystko, na czym świat stoi (a mógłby przecież jechać). Jesteśmy użytkownikami dróg, ale część z nas również decyduje o ich rozbudowie, piastując odpowiednie urzędy w lokalnej administracji. Wielu z nas ma z pewnością nadzieję, że wszystkie te problemy są tymczasowe. Że kiedyś, gdy Polska stanie się bardziej zamożnym krajem, wybudujemy sobie równe drogi o większej liczbie pasów ruchu, utworzymy kolejne kilkaset kilometrów dróg rowerowych i nasze aktualne kłopoty z komunikacją odejdą w zapomnienie. Nic podobnego.
Paradoksy
Podstawowy wniosek, jaki możemy wyciągnąć z doświadczeń państw, które z problemem zatłoczonych miast borykały się znacznie wcześniej niż my, brzmi - jedynym sposobem na utrzymanie mobilności samochodu jest ograniczenie korzystania z niego. Dla nas, społeczeństwa zaczynającego dopiero przygodę z motoryzacją, takie stwierdzenie może brzmieć paradoksalnie. Niestety, zbyt wiele jest dowodów na jego słuszność, by je w jakikolwiek sposób kwestionować. Prawdziwe paradoksy natomiast występują w naszej komunikacyjnej rzeczywistości tak powszechnie, że często ich nie zauważamy...
Przecież budujemy drogi rowerowe, jest coraz więcej parkingów dla cyklistów! - zaprotestuje niejeden urzędnik dumny ze zrealizowanego właśnie projektu przebudowy ważnego skrzyżowania. Przyklaśnie mu zresztą wielu mieszkańców, omamionych lśniącą czerwoną kostką nowych tras uwzględnionych w owym projekcie. Niestety, większość dróg rowerowych w Polsce nie dość, że nie spełnia żadnych standardów, to wręcz utrudnia jazdę!
Jak szacują specjaliści, stworzenie spójnej i efektywnej sieci dróg rowerowych dla dużego miasta kosztuje mniej więcej tyle, ile zakup dwóch tramwajów. W skali wydatków na utrzymanie infrastruktury samochodowej jest to niewielka kwota.
Głównym tego powodem jest fakt, że wciąż budujemy drogi zamiast usprawniać komunikację. Infrastruktura rowerowa powstaje najczęściej jako efekt batalii przeprowadzanych przez lokalne organizacje rowerowe z władzami miasta, a nie jest konsekwencją polityki ograniczania kosztów transportu, poprawy bezpieczeństwa ruchu drogowego i zwiększenia mobilności wszystkich grup społecznych. Droga rowerowa "dolepiona" do projektu pod wpływem nacisków rowerowej mniejszości jest najczęściej "wyrwana z kontekstu" i nie spełnia swojej funkcji. A to oznacza, że pieniądze na nią wydane zostają zmarnowane...
Nie wychodź na rower, wejdź z rowerem!
Weekendowe wycieczki rowerowe to bardzo przyjemna i lubiana przez wielu Polaków forma spędzania wolnego czasu. Od popularności "rekreacji na dwóch kółkach" daleko jednak jeszcze do upowszechnienia modelu mobilności opartej na komunikacji rowerowej. Chętnie "wychodzimy na rower", żeby odpocząć od miejskiego zgiełku, ale nie łączymy tego w żaden sposób z codziennym dojazdem do pracy. Wobec ogromu utrudnień związanych z jazdą rowerem po mieście jest to całkowicie zrozumiałe.
Jak szacują specjaliści, stworzenie spójnej i efektywnej sieci dróg rowerowych dla dużego miasta kosztuje mniej więcej tyle, ile zakup dwóch tramwajów. W skali wydatków na utrzymanie infrastruktury samochodowej jest to niewielka kwota.
Wzmożony ruch rowerowy w centrach miast (kosztem ograniczenia ruchu samochodowego) przynosi zwiększone dochody sklepów, dla których mobilni klienci to prawdziwa żyła złota. Mniej zatłoczone ulice to zmniejszenie strat firm oczekujących na spóźnione dostawy etc., etc.
Świadomość tych potencjalnych wielostronnych korzyści nie weźmie się jednak znikąd. Bez odpowiedniej kampanii edukacyjnej i informacyjnej ze strony miasta społeczeństwo może nigdy nie dowiedzieć się, jak duże szanse wiążą się z zamianą auta na rower. Spełnienie wszystkich tych postulatów jest zadaniem bardzo skomplikowanym. Nie wystarczą dobre chęci poszczególnych urzędników
Tak jak kierowcy i rowerzyści stanowią mentalnie odizolowane od siebie grupy użytkowników dróg, tak w naszej świadomości rower i życie codzienne często są zupełnie oddzielone, mimo że oczywiste korzyści z używania roweru (minimalizacja kosztów transportu, poprawa kondycji fizycznej, znaczna oszczędność czasu) są niewątpliwie kuszące.
Wystarczyłoby jednak tak zorganizować system komunikacji, aby rower mógł stać się jednym z jego ważnych elementów. Możliwość wejścia z rowerem do autobusu czy tramwaju (albo opcjonalnie zostawienia go na parkingu usytuowanym przy węzłowym przystanku) mogłaby stanowić prawdziwy przełom w życiu mieszkańców obrzeży miast, codziennie trawiących czas na dojście na przystanek i kolejne przesiadki.
Obligowanie inwestorów do zadbania o miejsca parkingowe dla jednośladów, wprowadzenie systemu darmowych wypożyczalni rowerów czy wyciągów rowerowych w górskich miejscowościach (im bardziej egzotycznie brzmi to w naszych uszach, tym silniej uwydatnia zacofanie w dziedzinie racjonalnej komunikacji) to jedynie przykłady sprawdzonych rozwiązań stosowanych przez Holendrów, Niemców, Norwegów, Duńczyków i jeszcze kilka innych narodów, którym zazdrościmy poziomu życia.
Co najważniejsze - powyższe idee nie wiążą się jedynie z korzyściami wybranych grup społecznych, lecz opierają się na interesie wszystkich mieszkańców miasta. Osoby dojeżdżające rowerem do autobusu czy pociągu nie potrzebują gęstej sieci przystanków, co daje w konsekwencji możliwość obniżenia kosztów transportu zbiorowego i przeznaczenie zaoszczędzonych środków np. na rozwój terenów zielonych.
Jak szacują specjaliści, stworzenie spójnej i efektywnej sieci dróg rowerowych dla dużego miasta kosztuje mniej więcej tyle, ile zakup dwóch tramwajów. W skali wydatków na utrzymanie infrastruktury samochodowej jest to niewielka kwota.
Wzmożony ruch rowerowy w centrach miast (kosztem ograniczenia ruchu samochodowego) przynosi zwiększone dochody sklepów, dla których mobilni klienci to prawdziwa żyła złota. Mniej zatłoczone ulice to zmniejszenie strat firm oczekujących na spóźnione dostawy etc., etc.
Świadomość tych potencjalnych wielostronnych korzyści nie weźmie się jednak znikąd. Bez odpowiedniej kampanii edukacyjnej i informacyjnej ze strony miasta społeczeństwo może nigdy nie dowiedzieć się, jak duże szanse wiążą się z zamianą auta na rower. Spełnienie wszystkich tych postulatów jest zadaniem bardzo skomplikowanym. Nie wystarczą dobre chęci poszczególnych urzędników ( a i tych przecież jak na lekarstwo..).
Rower jest podstawowym środkiem transportu w centrum Amsterdamu.
i tych przecież jak na lekarstwo..). Potrzebna jest ogólnokrajowa, całościowa polityka stabilnego rozwoju.
Pieniądze to nie problem
Jak szacują specjaliści, stworzenie spójnej i efektywnej sieci dróg rowerowych dla dużego miasta kosztuje mniej więcej tyle, ile zakup dwóch tramwajów. W skali wydatków na utrzymanie infrastruktury samochodowej jest to niewielka kwota. Władze z przyzwyczajenia tłumaczą swą bierność w promowaniu komunikacji rowerowej niedostatkiem środków, prawdziwy problem polega tymczasem na całkowitym braku organizacji i zarządzania polityką rowerową.
W Polsce tylko Gdańsk (Trójmiasto wciąż jest jedynym przykładem poważnego potraktowania problematyki transportowej) dysponuje urzędem koordynatora ds. polityki prorowerowej. W pozostałych aglomeracjach tę rolę próbują przejmować pozarządowe organizacje, które, pozbawione szerszego poparcia społeczeństwa, toczą cichą walkę o każdy parking i kilometr drogi, i nie są w stanie wdrożyć całościowych projektów, mimo że często nimi dysponują...
Polskie miasta stają się coraz piękniejsze. Ich władze nie żałują pieniędzy na inwestycje. Rosną nowe centra handlowe, parki rozrywki, powstają mosty i obwodnice. Zwiększa się konsumpcja, rośnie liczba aut. Nie znając doświadczeń krajów zachodnich, moglibyśmy śmiało nazwać ten proces "rozwojem". Niestety, wiadomo już, do czego on prowadzi. Sami odczuwamy coraz większe niedogodności związane z poruszaniem się samochodami w niedostosowanych miastach. Naszym bliższym lub dalszym sąsiadom otrząśnięcie się z motoryzacyjnego szaleństwa zajęło wiele lat.
Może my tym razem zmądrzejemy jeszcze "przed szkodą"?
Rower to b. dobra rzecz, szkoda że u nas nie ma ścieżek rowerowych...
Ja to często jeżdżę rowerem do babci, wyrabiam sobie kondycję i przy okazji zaoszczędzam 4zł na autobusie(20km trasa, krórą sam pokonuje w 40minut, a autobusem w 20minut)
Pomógł: 42 razy Wiek: 58 Dołączył: 04 Mar 2006 Posty: 4309 Piwa: 76/53 Skąd: wieluń
Wysłany: 2006-11-12, 14:45
Muszę pochwalić wszystkich tych, którzy z rowerów korzystają na co dzień. Czy to w celach rekreacyjnych, czy też np. dojeżdżając do swoich miejsc pracy.
Na swoim przykładzie chcę się podzielić wszystkimi za.. , jeśli chodzi o korzystanie z rowerka. Człowiek już jakieś tam swoje lata ma, kilka lat temu postanowiłem że pora trochę tuszy zrzucić, i że najlepszym sposobem na to, oprócz mniejszego jedzenia, będzie jazda na rowerze. I takowo się stało. Muszę tu zaznaczyć że nie był to rewelacyjny sprzęt, powiem więcej to był rower prawie że z lamusa. Pedałować się dało, jechał do przodu więc już spełniał swoje zadanie. A że trzeba było włożyć więcej wysiłku, a niżeli przy np. markowym rowerku to i dobrze, spalanie tłuszczu było lepsze.
Przyszły zimne dni i trzeba było sobie jakoś radzić w inny sposób. Wskoczyłem na rower treningowy (pokojowy). Powiem tylko że 10kg mniej.
Niestety, człowiek to ułomna istota. Przyszły święta, jedzonko, lenistwo i całą pracę diabli wzięli.
Treningowego roweru już nie mam, ten z lamusa się wykończył. Kupiłem niby nówkę ale to już nie ten sam zapał co kilka lat temu. Człowiek poszedł na skróty, i teraz bez auta ani rusz. Czasami sam na siebie jestem wściekły, że tak a nie inaczej postępuję, ale na wściekłości się kończy i tyłek dalej ładuję do samochodu.
Dlatego, cześć i chwała Wszystkim tym, którzy dbają i o środowisko i o własne zdrowie.
A ja no cóż, myślę że kiedyś zmobilizuję się na tyle mocno, że wsiądę jeszcze na rower.
Bo z tego co pamiętam jak jeździłem, była to niezła frajda.
Nie będę już tu zachwalał wieluńskich pięknych okolic, jakie przy okazji można zobaczyć, a które umykają nam poruszając się na czterech kółkach.
Kończąc już swój wywód, potwierdzam że rower jest kuuul.
_________________ Im dłużej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum