Nadarzyła mi się okazja wyrwać na naszym rynku przysłowiowego rzęcha za parę stówek, zupełnie przypadkowo, bo pojechałem wybierać rower dla naszego forumowego Stefana, a wróciłem z haką dla Panterki.
Nie był to cud techniki, ale gość, który sprzedawał rowery miał tylko pojęcie o tym, że rower jest na nexusie, czyli drogawym w miarę osprzęcie, jeśli chodzi o przerzutki. O amortyzacji ramy i samej firmie nic nie wiedział. Rower był co prawda w opłakanym stanie, więc kosztował mniej niż połowę innych wyglądających zdecydowanie lepiej, jednak lepiej tylko na pierwszy rzut oka.
To nic, że bohater drugiego planu, w sensie trawa, odgrywa bardziej ostrą rolę, bo zdjęcie i tak jest czytelne na tyle, żeby wiedzieć, jak po całym armageddonie wrócić do matczynej formy.
Czas zabrać się za czyszczenie ramy z osprzętu. Monotonnie, ale jakoś idzie. Południe, sobota 28 lipca. Obiecałem żonie, że za tydzień w sobotę skończę. Czas pokaże. Jednak z racji tego, że jak już się za coś biorę to kończę ze skutkiem pozytywnym, postanowiłem kolejny temat w ten sposób pociągnąć.
Wszystkie klucze, śrubokręty jakie miałem poszły w ruch. 2540 udziwnień i rozwiązań.
Samarama i widelec. Czas na piaskowanie?
No i tu mały zonk. Podzwoniłem w sobotę, pojeździłem, nikt nie chciał mi wypiaskować ramy. Okazało się dopiero we wtorek, że jest firma. Ramę podrzucono, po czym dostałem telefon, że koszt wypiaskowania będzie zbyt spory, bo farba nakładana była proszkowo. Mimo to rama była wypiaskowana po jednej stronie. Szkoda, że dużym śrutem, bo piaskiem nie byłoby takich uszkodzeń. Po poradach znajomego zakupiłem dwieście pięćset osiemset milionów tysięcy arkuszy papierów ściernych, zaczynając od 100 na 320 kończąc, gdzie setka rady nie dawała, a potem nawet 60tka... załamany zadzwoniłem do przyjaciela, który poratował mnie szlifierką kątową ze szczotą i wszystko w półtorej godziny oskrobałem do gołej stali. Zdjęcia z podniecenia i drżenia rąk od szlifierki nie zrobiłem. Następnie zawiozłem ramę z widłami i bagażnikiem do zaprzyjaźnionej firmy malującej proszkowo. Psik psik i za dwa dni odebrałem cudo. Moje oczy i duszę uspokoił widok tak pięknie wymalowanej ramy z racji tego, że jak ją rozkręciłem, to bałem się, że cokolwiek mi z tego wyjdzie. A tu proszę:
Jako, że moja żona to franca (ulubiony jej kanał to france 24), więc rower inaczej nie mógł się nazywać. Czas na branding.
Po obrandowaniu czas na zadumę, co dalej.
W środę zawieziony do malowania, w piątek odebrany. Część starych gratów trafiła z powrotem na swoje miejsce, ale reszta została wymieniona na nowe.
Ze starych rzeczy został bagażnik, kierownica, stery, amor, tylna piasta, siodło ze wspornikiem, manetka, pedały, no i oczywiście rama! Jeszcze tylko dokręcenie suportu, założenie osłony na łańcuch...
I francbajk w pełnej krasie!
Czasem warto rozejrzeć się za starym i zniszczonym na pierwszy rzut oka rowerem, bo naprawdę niewielkim nakładem finansowym i czasowym można zrobić coś, co cieszy to oko
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum