Zebranie tym razem pod Biedroną przy 18-go Stycznia, o 9 z minutami.
Po zbiórce z kitorem, Bogdanem i Krzysiem ruszyliśmy w stronę Krzeczowa.
Krzyś jako nowy postanowił już na początku chyba zdezerterować w Rudzie i zsabotażował sobie bagażnik. Niestety naprawiliśmy mu i musiał jechać dalej.
Krzeczów i idealne zgranie w czasie z fotoaparatką, która akurat dojeżdżała do skrzyżowania, do którego dojeżdżaliśmy my, z którego mieliśmy odjeżdżać razem.
Z Krzeczowa na Broników. Płytówka jak za Niemca w stronę Zgorzelca za Wrockiem. Tu-tu tu-tu tu-tu tu-tu... itd.
Minęliśmy Broników, Mokre a z boku Laski, by dojechać na Ożegów. Może kiedyś zrobią wspólną miejscowość: Mokre Laski - jako atrakcja turystyczna. W Ożegowie nasz flagowany forumowy bar zamknięty, więc korzystamy z dobrodziejstw sklepu obok.
Zadowoleni ruszyliśmy na Siemkowice, a potem dalej, w stronę Sulmierzyc.
Nie pamiętam miejscowości, ale tutaj w geesowskim sklepie kupiłem kawałek kiełbasy ze świniobicia, takiej typowej swojskiej. Czasy dzieciństwa w każdym kęsie. Rewelacja.
Jak widać na poniższym, to już najbogatsza gmina: Kleszczów. Niestety tylko w gminie takie ścieżki, bo w samym Kleszczowie pożal się Boże.
A to właśnie rzeczony Kleszczów i jeden z najbogatszych mieszkańców, w końcu bogata gmina i można bez problemu zaparkować na ścieżce rowerowej. Stać ich.
Następny bogacz z Kleszczowa.
Po ścieżce już wiadomo, że wyjechaliśmy praktycznie z Kleszczowa.
Kierunek Góra Kamieńsk!
Krzysiowi z lekka się pomyliło, nie doczytał, że głównym celem jest Góra Kamieńsk i na swoim Garminku wyznaczył Kamieńsk, ale tylko miejscowość. Trzeba się zatem podpytać, którędy dojechać na górę, bo już jeden wjazd minęliśmy.
Droga zaczyna się kończyć po wytłumaczeniu przez dwie sympatyczne kobietki.
Uruchomiłem swoją echolokację i nawigację topograficzną wrodzoną, zdałem się na swój instynkt, doświadczenie i orientację w terenie, bo tam gdzieś na tę górę trzeba wjechać, nie tracąc za bardzo czasu.
Nie moje tereny, ale prowadzę bez mapy. Ryzyk fizyk, jednak musimy dojechać podnóżem góry do jakiegoś wjazdu.
Bogdan dzielnie przedziera się przez leśne dukty.
Cały czas objeżdżamy górę. Wiem, że jesteśmy coraz bliżej, jednak mam w sobie trochę niepewności i zaczyna mi skakać lewa powieka.
No i jest! Nie zawiodłem się na sobie. Wjeżdżamy.
Gdy Bodzio i Krzyś zostali na dole, my z fotoaparatką i kitorem postanowiliśmy wjechać sobie wyciągiem celem spojrzenia na wszystkich z góry.
Na samej górze widoki rewelacyjne.
W międzyczasie, gdy kitor poszedł oglądać downhillowy zjazd, my z fotoaparatką machnęliśmy sobie słitfocię.
Czas na zjazd. Przekonałem kitora, że warto spróbować sobie zjechać downhillem.
Gdy kitor z rowerem wjeżdżał po raz drugi, postanowiliśmy sobie wtrząsnąć coś na ruszt. Padło na pierogi. Porcja mixu pierożkowego w ilości prawie pół kilograma zadowoliło mnie i Jolkę. Kitor jedzie downhillem w międzyczasie.
Żarcia pozazdrościł nam także za chwilę Bogdan, który wziął schaboszczaka z kartoflem. Kitor jeszcze jedzie.
Krzyś połakomił się na pierożki. Kitor dojechał. Filmik na YT z tego zjazdu trwał ponad 4 minuty, kitor zjechał w przeciagu 20. Spocony, posrany, zadrenalinowany. Pozbył się części bieżnika z opon, połowy klocków i zawartości pęcherza. Trochę zazdrościłem, jednak wiedziałem, że to nie ten rower. Muszę kiedyś spróbować.
Po dłuższym odpoczynku na Górze Kamieńsk czas w dalszą drogę, na Sulejów, do Sabinki i Maru.
Czas na małą przerwę w Gorzkowicach i rozeznanie się w terenie.
Nie lubimy tłoku, więc znaleźliśmy sympatyczny sklep na uboczu w Szczepanowicach, bez ruchu i zgiełku aut.
Czy to Indie? Nie. To Cieszanowice.
Z Cieszanowic, gdzie Gremlin, tfu! Garmin się z lekka Krzysiowi pomotał i przeprowadził nas przez centrum pojechaliśmy na Lubień przez Trzepnicę i Tomawę. Tam znowu Gremlin... kur... Garmin Krzysia zawodził, że inaczej, że nie tędy droga, ale już przestałem ufać. Jedziemy na Łęczno, przez Podlubień, "piękną" wybrukowaną ch. wie czym leśną drogą, gdzie nawet auta jechały wolniej niż my.
Przed Łęcznem wahadełko i czekamy.
Płot - majstersztyk. Sex zbiorowy jeleni. I tak co drugie przęsło. Aż się boję, jaki jest wystrój domu.
Dobiliśmy do Sulejowa, Maru już na nas czekał trochę wcześniej, niż się umówiliśmy.
Czas na zakupy w Biedronie.
Już na miejscu, czas na rozpakowanie się.
Pyszna obiadokolacja przygotowana przez Sabinę i Maru w postaci schaboszczaka z kartoflem i sałatką. Bogdan wygrał bonusa, bo to już jego drugi w tym dniu schaboszczak.
A po obiadokolacji czas na gryla. Tu ja, jako miszcz grilowania.
Pogaduchy, opowiadania i naprawdę miłe, sympatyczne i serdeczne towarzystwo. Nic więcej do szczęścia nie było potrzeba.
Chłopcy już położeni spać, ja też zaraz wbijam. Kitor, Gremlin i Bodzio. Dobranoc.
Dzień dobry, dzień drugi.
Dzięki Krzysiowi pospaliśmy krócej, ma chłopak duże doświadczenie w tartaku i piłowaniu drewna. Od 7 już z Bogdanem pociskaliśmy kawały. Po zwleczeniu naszych zwłok z łóżek czas na spakowanie się w rowery.
Po spakowaniu się czas na smaczne śniadanko, które było tak nam potrzebne, jak grzybom deszcz. Szkoda, że musieliśmy wyjeżdżać niestety, bo zbierając do kupy serdeczność gospodarzy, teren, jedzonko i atmosferę, to tak ze dwa tygodnie byłoby mało.
Wyruszyliśmy po 9, Sabina z Maru odprowadzili nas do krajowej 12tki. Po miłym pożegnaniu czas dosiąść nasze sprzęty i wracać do dom. Dzięki Wam, Sabinko i Maru! Dzięki serdeczne! Nie wiem jak inni, ale ja czułem się jak w domu.
Po dojechaniu do Przygłowia odbiliśmy w prawo, w stronę Koła. W międzyczasie dopadł nas rowerzysta udający się na dożynki w Spale. Jak się okazało, w Kole miał spotkanie z ekipą jadącą od Piotrkowa. A jak się okazało jeszcze raz, z dwoma ekipami. Myślę, że jechało ich około 50-60 osób łącznie.
Niedaleko potem zajrzeliśmy po drodze na chwilę do mojego brata. Pozdro brat!
Jedziemy do Wielunia. Mimo, że temperatura wyższa niż wczoraj, to jednak całą drogę dmie nam po facjatach. Jedzie się ciężej i wolniej. Czuć zmęczenie w każdym mięśniu i ścięgnie.
Tym razem na mapie Bogdana powinien być asfalt, a tu zonk. Gremlin się tu spisał.
Liznęliśmy troszkę Pietrkowa, ale tylko troszkę, bo minęliśmy go z lewej strony.
Nie wiem zupełnie, po co się tu zatrzymaliśmy. Bogdan coś mówił, że trzeba, bo słyszy dziwne dźwięki, Gremlin czuł jakąś dziwną barierę przed niejechaniem dalej, Jolka zesztywniała w kręgosłupie. Tylko kitor nic nie mówił.
Fotoaparatka jednak zesztywniała nam na dobre. Przydałby się kołnierz ortopedyczny, ale na razie cola i baton musiały ją ratować. Miejscowość Bujny.
Daligo jazda! Na Gąski i Laski. Ale nie te Laski mokre pod Bronikowem. Tam to jeszcze kawał. I pod wiatr.
Jedziemy i jedziemy. Jazda asfaltem jest czasem tak monotonna, że można przysnąć, gdyby nie polskie drogi.
Już niedaleko Bełchatów. Jednak go też bierzemy z lewej.
Po lewej też mamy Górę Kamieńsk. Pod wiatr. Wrrrr...
Jest i sztywna Jolka, spoglądająca ledwo ledwo w prawo na kominy.
Po ścieżce wiemy, że to już najbogatsza gmina w Polsce.
Parowozy coraz bliżej...
I Kleszczów. Pamiątkowa fota na tarasie widokowym.
Sam widok robi wrażenie. Ogromne. Wielka dziura.
Jedziemy dalej, powinien być jakieś 10km wcześniej postój, jednak się nie zgrało. Szukamy sklepu, najbogatsza gmina w Polsce kończy się.
Czas w końcu na postój w Sulmierzycach. Do posiłku pod sklepem skocznie przygrywali i śpiewali z pobliskiego kościoła "dobry Jezu...". Smacznego.
Po niezliczonych popchnięciach fotoaparatki przeze mnie w końcu pojawił się uśmiech na jej twarzy. Mimo wszystko ciągle sztywna.
Pajęczno.
Z Pajęczna na chwilę do Tuszyna na zakupy, a potem do Rzgowa i Wólki Kosowskiej. Taa...
Czas na Siemkowice, gdzie odbywały się dożynki. Jednak jazda pod wiatr prawie 100km dała się we znaki, więc nikt nie miał ochoty na przytupanki. Za to skrzyżowania może pozazdrościć im każda miejscowość.
Średnia nam spadła tak drastycznie, że wyprzedziła nas nawet niewiasta na holenderce. Była tak wyperfumowana, że Krzyś postanowił jechać w jej zapachowym tunelu, zadowolony, jakby się kleju nawąchał. Fakt faktem, wiatr niósł bardzo klimatyczny zapach, ale niestety trzeba było poczekać na resztę grupy.
Czas na postój w Ożegowie.
Czas na sen, czy coś w podobie. Sztywna Jolka, odcinek 15.
W którymś z rajdów (na rezerwat Mokry Las) zostawiliśmy właścicielowi baru naklejkę do naklejenia w jakimś dobrym miejscu, na pamiątkę tamtej i kolejnych wizyt. Miłym zaskoczeniem było to miejsce, jednak niemiłym, że musielibyśmy czekać ponad godzinę na otwarcie. Szkoda. Psychicznie byliśmy nastawieni na dłuższy postój właśnie tutaj.
Jeszcze tylko niemiecka płytówka, by za chwilę powitać Krzeczów.
Postój, na którym Bogdan i Gremlin Krzyś pojechali sobie trochę wcześniej, my z Synkiem i kitorem musieliśmy zregenerować się trochę dłużej. Spotkaliśmy też tam tumasza, który zrobił to i dwa kolejne zdjęcia. Wyglądam jak balonik, z którego uchodzi powietrze.
Siła i moc SPD. Pomógł nam wiele razy pod górki.
Po prawie półgodzinnym postoju musimy jechać dalej.
Pierwotnie mieliśmy z Jolką pożegnać się w Krzeczowie, ale ze względu na jej sztywniacką postawę postanowiliśmy odholować ją chociaż do Toporowa. Tu czas na rozstanie, bym ja z kitorem poleciał na Wieluń a fotoaparatka do siebie.
Dzięki ekipie za zgranie i za udział i za sympatyczną atmosferę i za wiele innych rzeczy, dziękuję Sabinie i Maru za tak świetne i rodzinne przyjęcie nas pod swój dach. Mam nadzieję, że się wkrótce odwdzięczymy!
Ferbik ty to masz dar do relacjonowania
Dzięki wszystkim uczestnikom za towarzystwo i wsparcie w kryzysowych momentach. Sabinie i Maru za serdeczne przyjęcie nas w swoje progi Trzeba kiedyś wypad powtórzyć ale to już jak przestaną bolec nogi i tyłek
Pomógł: 53 razy Dołączył: 26 Sie 2006 Posty: 3747 Piwa: 39/17 Skąd: z Wielunia
Wysłany: 2012-09-17, 23:29
Tyle trudu i cierpienia włożyliście w tą podróż.... Dobrze, że się nie wybrałem, bo to dla mnie trochę za duży dystans. Szkoda, że mnie tam nie było bo ciekawą trasą jechaliście
_________________ "Przed skorzystaniem z forum zapoznaj się z treścią regulaminu dołączonego do niego bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą gdyż każdy post niewłaściwie napisany lub zrozumiany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu."
Maciej W trakcie przeprowadzki do Wielunia EWI w Sercu
Pomógł: 13 razy Wiek: 48 Dołączył: 24 Mar 2009 Posty: 1155 Piwa: 5/6 Skąd: EWI-OOL
Wysłany: 2012-09-18, 07:01
250 km w dwa dni , czapki z głów ..ja bym musiał z dwa dni wolnego mieć po takiej eskapadzie . Kitor masz ten film ze zjazdu czy źle zrozumiałem ??
_________________ Jeśli pozwolisz, by robactwo się rozmnożyło, rodzą się prawa robactwa. I rodzą się piewcy, którzy będą je wysławiać.
Antoine de Saint-Exupery
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum