miko 005 w pierwszym poście napisałem co o tym sądzę.
Ale tez trzeba spojrzeć z drugiej strony.
Mamy dzis nauczycieli ktorzy nimi być nie powinni.
Owszem mają całe stosy papierków z zakonczonymi kursami ale uczyc i wychowywać nie potrafią.
Potem taki nie radzi sobie z dziecmi i włóczy je po sądach.
Nic nie mówił bym gdyby to dyrektor tego gimnazjum oddał sprawę do sądu.
Jeśli juz faktycznie nie miał narzedzi innych.
Ale nauczyciel jednego przedmiotu ?
Niedługo wożny będzie oddawał do sądu bo ktoś wrzucając papierek do kosza do niego nie trafi.
_________________ "Dziś przyszedł czas, by powiedzieć Polakom, że muszą się wyrzec swojej polskości" - J.Palikot
Panowie - dwie rzeczy.
Jak sądzę nauczyciele złożyli przed sądem wniosek jak osoby pełniące role funkcjonariusza publicznego.
Natomiast pod dwa, jest na młodzież prawo w postaci ustawy o demoralizacji. Tylko trzeba chcieć.
Jak powiedziała PAP jedna z matek ucznia Gimnazjum nr 2 w Suwałkach, sprawa ta nie powinna wyjść poza mury szkoły, tam powinny być zastosowane wobec młodzieży procedury dyscyplinarne, a nie w sądzie.
Przedstawiciel suwalskiego oddziału Kuratorium Oświaty w Białymstoku Andrzej Raczyło powiedział PAP, że kuratorium dowiedziało się o problemie w momencie, kiedy nauczycielki skierowały sprawę do sądu, dlatego będzie teraz czekało na rozstrzygnięcie sądu.
Na razie kuratorium wraz z Urzędem Miejskim w Suwałkach i Poradnią Psychologiczno-Pedagogiczną zorganizowało warsztaty dla nauczycieli gimnazjum jak radzić sobie w trudnych sytuacjach z młodzieżą, a dla
rodziców uczniów - zajęcia psychologiczno-pedagogiczne.
Jak widać szkoła nic w tej materii nie robiła skoro nawet kuratorium nic nie wiedziało.
P.S. Ja nie bronię tych uczniów.
Ja tylko potępiam metodę jakiej użyto.
Można to w przybliżeniu określić - jeśli za rozrabianie na lekcji stajesz przed sądem to na jakim świecie my zyjemy.
Kto z nas nie rozrabiał na lekcji ?
U jednych nauczycieli mniej u innych bardziej.
_________________ "Dziś przyszedł czas, by powiedzieć Polakom, że muszą się wyrzec swojej polskości" - J.Palikot
Ostatnio zmieniony przez ilin 2012-10-01, 19:09, w całości zmieniany 1 raz
Młodzież zobaczyła nową nauczycielkę, pewnie chcieli sprawdzić jej "wytrzymalość psychiczna", a jak się zrobiła afera, to teraz matki będą bronić dzieciaków. Przecież w szkole to by dostali uwagę czy karne punkty, a nikt by ich do Sądu nie podał. A teraz jak będą miały na głowie kuratora do czasu, gdy młodzież nie ukończy 18-lat, to się dzieciaków broni. Ale jakoś nie wszyscy potrafią nauczyć swoje dorastające pociechy dobrago zachowania (które podobno wynosi się z domu i ze środowiska w jakim się dorasta).
Pomógł: 53 razy Dołączył: 26 Sie 2006 Posty: 3747 Piwa: 39/17 Skąd: z Wielunia
Wysłany: 2012-10-01, 21:10
Najpierw trzeba się zastanowić dlaczego nauczyciele są traktowani negatywnie. U mnie w szkole najmniej poważnie traktowani byli niekompetentni nauczyciele, którzy nie mieli pojęcia o czym mówią, np. włączający się w akcję "cała Polska czyta dzieciom" i osoby typu "dziwne" inaczej zwani "specyficzni".
Jeden z nauczycieli kiedyś powiedział, że jeżeli nauczyciel wpisuje uwagę do dziennika, albo stosuje wyższe metody typu kontakt z rodzicem/dyrektorem to to świadczy o tym, że ktoś taki nie powinien w tym miejscu pracować. Po prostu sobie nie radzi z młodzieżą. Sam stwierdził, że jeszcze nigdy się nie poniżył do takiego stopnia, żeby wpisywać uwagę.
Co do tej sytuacji.
Jest napisane, że nauczycielka przyszła na zastępstwo. Najczęściej tego typu osoby w ogóle nie prowadzą zajęć, ale robią to bardzo niestarannie. Obwinia się na całej linii uczniów, a nie pisze nic jak to wygląda od ich strony. Być może to co robili to bunt na niekompetencje, albo nie uczenie tak jak by tego chcieli? A może nauczycielka na pierwszej godzinie zniszczyła sobie autorytet?
Cytat:
na lekcjach nie reagują na polecenia nauczyciela, mają włączone telefony komórkowe i używają wulgarnych słów
Komuś się pomyliło gimnazjum z przedszkolem i skarżenie się o pierdoły jak niektórzy... Mam na myśli tutaj dyrekcje. Takie sprawy załatwia się wewnętrznie, a nie szuka pomocy w sądzie. Może od razu do ministra albo rzecznika praw dziecka niech z tym pójdą... Żenujące zachowanie szkoły.
_________________ "Przed skorzystaniem z forum zapoznaj się z treścią regulaminu dołączonego do niego bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą gdyż każdy post niewłaściwie napisany lub zrozumiany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu."
Pomógł: 46 razy Wiek: 44 Dołączył: 02 Sie 2006 Posty: 3905 Piwa: 79/18 Skąd: Wieluń
Wysłany: 2012-10-02, 09:38
Mrówek, wybacz, ale czym innym jest brak autorytetu nauczyciela, a czymś zupełnie innym używanie wobec niego wulgaryzmów, lżenie go itp. Jeśli wg Ciebie to, że nauczyciel nie ma autorytetu ma być przyzwoleniem na to żeby uczniowie traktowali go w taki sposób to chyba nie mamy o czym rozmawiać...
Poniżej artykuł sprzed kilku lat - i o ile nie do końca zgadzam się z proponowanymi w nim rozwiązaniami, to generalnie zgadzam się chyba z diagnozą:
wyborcza.pl napisał/a:
Bezradni nauczyciele chwytają się terroru
Danuta Sterna 10.03.2009 , aktualizacja: 11.03.2009 13:19 A A A Drukuj
Filmy nakręcone przez uczniów przekazała wczoraj mediom policja. Nagrań było kilka, to pochodzi najprawdopodobniej z września 2008 r.
Kilka lat temu mieliśmy nauczyciela z koszem na głowie, a teraz chamskie zachowanie uczniów szkoły zawodowej w Rykach. Sprawy się wydały przez zamieszczenie filmów w internecie. Ale ile takich sytuacji nie zostało wykrytych? Myślę, że bardzo dużo. I że nauczyciele są w takich przypadkach samotni i bezradni.
ZOBACZ WIDEO
ODTWÓRZ
Uczeń szykanował nauczyciela na lekcji
Ucieszyło mnie, że Marek Skała w "Gazecie Wyborczej" 17 lutego ("Niedopuszczalność w Rykach") nie obwinia poszkodowanych nauczycieli, tylko zastanawia się nad przyczynami tragedii (nie bójmy się tego słowa). Sięga pamięcią wstecz "kiedy pierwsze oznaki wolności przyniosły dobre i niedobre skutki". Szuka przyczyn w łatwym dostępie do filmów wideo, pornografii, w coraz powszechniejszym braku wartości itd. Oczywiście ma rację. Niestety nie ma pomysłu: jak temu zaradzić, jak zmienić postawy uczniów, jak wpłynąć na ich rodziców.
Ja mam propozycję dla polskiej szkoły - WSPÓŁPRACA NAUCZYCIELI.
Bo my nie mamy problemów
Najpierw też sięgnę do przeszłości. Rok 1990, zaczynam pracować w szkole po 12 latach pracy na wyższej uczelni. Uczę matematyki klasę II matematyczno-fizyczną w jednym z lepszych liceów warszawskich. Uczniowie mnie "próbują", patrzą, na co zareaguję, a na co nie. W klasie jest dwóch uczniów bardzo trudnych, demonstrujących zupełny brak chęci do nauki i szacunku do wiedzy i nauczycieli. Inni nie przeciwstawiają się, ci dwaj mają siłę przebicia i "zabawiają" całą klasę. Jest wrzesień, uczniowie mnie nie znają i ja ich. Mam wiele zapału, przygotowuję się do lekcji, staram się z uczniami rozmawiać, doceniać ich sukcesy. Jednak nic to nie daje. Powoli zaczyna się robić naprawdę nieciekawie, odwracam się do tablicy, a ktoś strzela z korkowca, z tyłu klasy unosi się dym palącego się papieru. Coraz mniej osób ze mną współpracuje, niechętnie otwierają notatki, za to z zainteresowaniem przypatrują się "występom" dwóch przywódców. Udaje mi się z jednym z uczniów nawiązać bliższą rozmowę. Pytam go: - Powiedz mi, Pawle, co się dzieje, dlaczego tak się zachowujecie?
- Jak???
Wyjaśniam jak, i mówię, że mi to uniemożliwia prowadzenie lekcji.
Paweł na to: - E tam, my tego nie robimy przeciwko pani. Poprzedniemu matematykowi, to żeśmy robili: wszyscy buczeliśmy z zamkniętymi ustami i on nie wiedział kto; na zawał poszedł.
Tu mnie zmroziło. Postanowiłam zwrócić się do nauczycieli w szkole o pomoc. Wychowawczynią klasy była doświadczona nauczycielka, która nigdy wcześniej, jak twierdziła, problemów nie miała. Jej system wychowawczy polegał na matkowaniu klasie i bronieniu jej przed innymi nauczycielami. Ta klasa nie szanowała jej zbytnio i nie była gotowa iść za nią, tak jak poprzednie. Ale pani wychowawczyni nie przyznawała się do tego, na moje skargi odpowiadała: "Ja nie mam z nimi żadnego kłopotu!". Ta odpowiedź była dla mnie bardzo frustrująca, bo pod nią wyczuwałam opinię: "Ja sobie radzę, a ty nie, to znaczy, że z tobą jest coś nie tak".
Zaczęłam wypytywać innych nauczycieli uczących tę klasę i otrzymywałam niezmiennie odpowiedź: "Nie mam z nimi żadnego kłopotu!".
Czułam, że zaczyna do mnie przylegać opinia tej "co sobie nie radzi". Przyszła z uczelni i nie umie uczyć i wychowywać. Jednak nie przeszkadzało to nauczycielom po lekcji w pokoju nauczycielskim wybuchnąć - tumany, idioci, z kim ja muszę pracować. Ten komunikat nie oznaczał jednak kłopotów, raczej: "Ja sobie radzę, choć mam do czynienia z kupą chamów i idiotów".
Od uczniów wiedziałam, że nie robią wyjątków i z każdym się tak "zabawiają". Publicznie, oprócz mnie, nikt się nie przyznawał. Poszłam do dyrektora (tu muszę docenić - pochylił się nad moim problemem), ale nie za bardzo miał dla mnie rozwiązanie problemu: - To ciężka klasa, trzeba z nimi ostro!
Mogę wyobrazić sobie innych nauczycieli na lekcjach z tą klasą. Jedni czekali do przerwy - przecież to tylko 45 minut, inni stosowali terror, poniżanie uczniów i odpłacali im tym samym, co uczniowie im.
Terror dawał efekty
Wreszcie jedna z nauczycielek na osobności powiedziała do mnie: Ja pani pomogę, pójdę z panią na lekcję i pokażę, jak trzeba sobie radzić. Zgodziłam się. Nauczycielka była znana jako ostra, uczniowie mówili o niej między sobą - ta k Lekcję rozpoczęła od sprawdzania listy i gdy doszła do ucznia, którego nazwisko dało się przekręcić, powiedziała: - A co tu za (słowo wymoderowano) jest w klasie, jak można tak się nazywać.
Pomyślałam, teraz się zacznie, ale nie, spuścili głowy i czekali. Pani nauczycielka dalej ich poniżała, dyskredytowała i nic. Udało się. Po zakończeniu roku poprosiłam dyrektora, aby mi nie dawał tej klasy w następnym roku. Dostała ją pani, która udzielała mi "pomocy". Do matury dotarła z tej klasy połowa, reszta albo powtarzała klasę, albo poprosiła o przeniesienie do innej.
Jeden z tych trudnych uczniów mieszkał w bloku obok, widywałam jego mamę i któregoś razu poprosiłam o rozmowę. Powiedziała mi ze łzami w oczach: - Ja sobie z nim nie daję rady, to jedyny mój syn, rozwodzimy się z mężem i zrobię wszystko, aby synowi się w życiu ułożyło.
Nie było dalszej rozmowy, unikała spotkania ze mną. Inni rodzice podczas zebrania narzekali na atmosferę w klasie, ich dzieci w domu się skarżyły. Ale żądali, i słusznie, abyśmy to my, nauczyciele, coś w tej sprawie zrobili.
Czy można było coś wtedy zrobić?
Myślę, że tak, ale tylko wtedy, gdybyśmy wspólnie w zespole uczącym tę klasę porozmawiali o problemach, szczerze przyznali się do kłopotów. Nie grali przed sobą w grę: Ja nie mam z nimi żadnego kłopotu! Gdybyśmy solidarnie i konsekwentnie przestrzegali regulaminu, a przy każdym wykroczeniu solidarnie wymierzali przewidzianą karę. Tak się buduje autorytet. Uczniowie muszą w nas widzieć osoby, które wspólnie przemyślały linię wychowawczą, które się wzajemnie wspierają, nie obmawiają, nie zrzucają winy na innych i którzy są gotowi stanąć za każdym nauczycielem.
Znam szkołę podstawową, w której jest wprowadzona zasada, że jak uczeń przeszkadza nauczycielowi, to on dzwoni telefonem komórkowym do dyrektora i ten zabiera delikwenta i trzyma w swoim gabinecie, dopóki nie "skruszeje" i będzie się nadawał do pracy z innymi w klasie. To dodatkowa praca dla dyrektora i odwaga ze strony nauczycieli do przyznania się: MAM PROBLEM. Trudno powiedzieć, czy ta metoda nadaje się do każdej szkoły, ale dzięki niej nauczycielowi łatwiej przyznać się do tego, że ma problem i uzyskać pomoc.
Nauczyciele nie są solidarni
A jaka bywa rzeczywistość? Nauczyciele nie są solidarni, nie współpracują ze sobą, nie wspierają się. Jeśli zapytać nauczycieli, czy jego grono pedagogiczne współpracuje, to zawsze odpowiadają, że tak - przecież mamy zespoły zadaniowe, przecież przychodzimy na Wigilię szkolną, przecież ustalamy wspólny podręcznik, rozmawiamy ze sobą w pokoju nauczycielskim.
TO NIE JEST WSPÓŁPRACA. To jest koegzystencja.
Współpraca zależy w dużym stopniu od dyrektora, czy uda mu się taką atmosferę zaszczepić. Jeśli dyrektor mówi, że nic nie wiedział o szykanowaniu nauczyciela, to znaczy, że takiej atmosfery nie wprowadził. Może krzywo spogląda na nauczycieli przyznających się do problemów: - Proszę się dokształcić w tej kwestii, przecież skończyła pani studia.
Może mentorskim tonem przydziela pomoc doświadczonego nauczyciela: - Proszę poprosić o pomoc X, to jest nauczyciel, który ma doświadczenie i zawsze sobie daje radę w takich sytuacjach.
Może nagradza tylko tak zwanych dobrych nauczycieli: - A teraz nagroda dla pana X, który nie ma żadnych problemów z uczniami.
Może zebrania rady pedagogicznej, które prowadzi, są monodramem, w którym nie ma miejsca na rozmowę i dyskusję? A może wreszcie dyrektor nie jest dostępny, gdy nauczyciel ma kłopoty?
Ale też musi być chęć ze strony samych nauczycieli, potrzebna jest tu solidarność i wspieranie się nawzajem. Jeśli nauczyciel ma kłopoty z klasą, to nie powinien usłyszeć: Ja nie mam z nimi żadnego kłopotu! lub: Kolego, więcej dyscypliny i autorytetu.
To jest historia klęski
Pan Marek Skała opisuje, jak 15 lat temu wziął ucznia na bok i powiedział mu, że jeśli jeszcze raz tak postąpi, to wejście do szkoły będzie miał już tylko z ojcem. Na całe szczęście poskutkowało, ale co by pan Marek zrobił, gdyby uczeń mu odpowiedział: "Sam sobie ch przychodź z p ojcem". I gdyby następnego dnia zjawił się w szkole jakby nigdy nic bez tatusia, bo ten, niestety, leżałby pijany od rana? Czy zagrodziłby mu własną piersią wstęp do klasy, czy może poszedłby do pokoju nauczycielskiego i poprosił o pomoc, czy może pomyślałby sobie - to tylko 45 minut, wytrzymam?
Każdy nauczyciel ma swoją II klasę i każdy ma czasami kłopoty. Jeśli mówi, że nie ma, to znaczy, że znalazł wyjście z sytuacji w postaci terroru i nie ma zamiaru już nic zmieniać, zamierza przetrwać do emerytury.
Do rodziców możemy mieć pretensje, ale nie ma co za bardzo liczyć na ich pomoc. Oni sami ledwo się "wyrabiają" z własnymi dziećmi. Jeśli uda nam się stworzyć dobrą szkołę dla ich dzieci, to na pewno będą nam wdzięczni.
Jest to historia klęski i takich historii jest bardzo dużo w naszych szkołach. Jeśli nie będziemy współpracować, mogą być coraz częstsze.
Danuta Sterna pracuje w Centrum Edukacji Obywatelskie
Zwróćcie uwagę, że być może te nauczycielki były właśnie w takiej sytuacji - może dyrektor bagatelizował sprawę, kuratorium nie było zawiadamiane z tych czy innych przyczyn, a może byo zawiadamiane ale w tej chwili raczej ten fakt się ukrywa?
Nie bronię nauczycieli jako takich, wiem że wielu z nich nie powinno znaleźć się w szkole. Ale to nie powód aby pozwalać na takie zachowania.
_________________ Ludzie dzielą się na tych, którzy lubią koty i na pokrzywdzonych przez los...
A może było już tam tak źle, że dyrektor po prostu nie wytrzymał i dlatego zgłosił sprawę do sądu. Kto wie, co oni tam wyprawiali.
Z artykułu wynika że to nie dyrektor lecz nauczycielka podała do sądu.
Wydaje mi się ,że owa nauczycielka nie miała odwagi iśc z tym do dyrektora aby wyciągnął stautowe konsekwencje.
Dlaczego ? Bo nauczyciel jest na łasce dyrektora.
On go zatrudnia i zwalnia.
Nauczyciel drży o własny stołek ,zwłaszcza jeśli mu nie idzie.
Monitoring w klasach?
Bez przesady, moze jeszcze w toaletach i mieszkaniach uczniów.
Tu winę ponosi caly system edukacji.
Lansowanie bezstresowego wychowania i owe gimnazja ,które więcej szkody przynoszą niż pozytku.
Co trzy lata dziecko zaczyna od nowa.
1-3 nauczanie zintegrowane - same piedoły które nic nie uczą.
4-6 w miarę jakaś tam nauka ale szok dla czwartoklasistów bo zmienily się diametralnie reguły gry.
gimnazjum wrzucenie do do jednego worka wszelkich elementów.
Za kazdym razem traci się zgranie klasy która jakoś tam się dopasowała i zżyła.
Zaczynaja się od nowa rywalizacje które często prowadzą do zachowan takie jakie w tym przypadku miały miejsce.
_________________ "Dziś przyszedł czas, by powiedzieć Polakom, że muszą się wyrzec swojej polskości" - J.Palikot
Jeżeli dyrektor nie wiedział, to wyobrażacie sobie jak tam okropnie musi być.
Bardzo dobry artykuł Ourson. Wygląda na to, że tak samo jak rywalizują dzieciaki, robią to też nauczyciele.
Ja też uważam, że nawet jak nauczyciel się nie nadaje na nauczyciela, to jednak jest nim i szacunek mu się należy. Co najwyżej, jeśli nie potrafi nauczyć, problem ten powinien zostać zgłoszony przez rodziców do dyrektora.
_________________ “The person, be it gentleman or lady, who has not pleasure in a good novel, must be intolerably stupid.” - Jane Austen
Pomógł: 53 razy Dołączył: 26 Sie 2006 Posty: 3747 Piwa: 39/17 Skąd: z Wielunia
Wysłany: 2012-10-02, 11:01
Ourson, absolutnie nie jest to przyzwoleniem, ale mogło być jednym z czynników który przyczynił się do takiego zachowania.
_________________ "Przed skorzystaniem z forum zapoznaj się z treścią regulaminu dołączonego do niego bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą gdyż każdy post niewłaściwie napisany lub zrozumiany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu."
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum