Saxon skręciłeś tak ten filmik, jakbyśmy się wszyscy naprawdę lubili
A na tę niedzielę szykujemy się - jak dobrze pójdzie - na podbój działoszyńskich ścieżek rowerowych, czyli podobne tereny jak w tamtym roku
Kto był, ten pamięta, jakie świetne trasy, a kto nie był, może teraz naprawić swój błąd
Pomógł: 53 razy Dołączył: 26 Sie 2006 Posty: 3747 Piwa: 39/17 Skąd: z Wielunia
Wysłany: 2013-07-04, 18:35
Oo której w niedziellę?
_________________ "Przed skorzystaniem z forum zapoznaj się z treścią regulaminu dołączonego do niego bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą gdyż każdy post niewłaściwie napisany lub zrozumiany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu."
Działoszyński klimat dziś. Jak zostało obiecane. Zaraz za Ryngolcem, ale jeszcze za kitorem i jeszcze za Saxonem. W sumie to osobiście 82 kilometry. Całkiem nieźle, biorąc pod uwagę to, co poniżej.
Punktualnie o 8:52 z paroma minutami spotkaliśmy się pod Kałlandem.
Ruszyliśmy nach Sady, gdzie pod Mlekożabką spotkaliśmy znajomych szosowców, z którymi postaraliśmy się podołać do za-Mierzyc-e, czyli na rozjazd przy cmentarzu. Nie wiem, co chłopaki piją, ale średnia prawie 28km/h utrzymywała się do samego rozstania.
W międzyczasie w Mierzycach minęliśmy grupę pod wezwaniem, wracającą właśnie z miejsca kultu religijnego.
Po dojechaniu do Przywozu i zacumowaniu w ulubionym barze dojechał do nas Ryngolec z Janusiem. Dodreptał też za chwilę Saxon z pełni naładowaną baterią w kamerze. Ruszylim zatem dalij, na Ogroble i Żabistaf.
Ryngolec nigdy nie był na Żabim, więc trzeba chopa rozdziewiczyć. Tak mu się spodobało, że obiecał jeszcze tu wrócić.
Przed Bobrownikami jak zwykle czekała na nas przeprawa przez piachy. Nawet ja, dzielny wódz pobratałem się z ekipą i udawałem, że jechać się nie da.
Po zdobyciu Działoszyna czas na przystań kajakową. Dziwne tam zjazdy mają, takie jakieś zębate. Saxon nagrywał jak widać, podobno aż do samego Wielunia.
Dzięki Ryngolcowi Warta nabrała poziomu skażenia z 2 na 5, najwyższy. Ryby od dziś potrafią pływać do góry brzuchem.
Po wyjechaniu z Działoszyna udaliśmy się w stronę... Działoszyna. Wylądowaliśmy na stacji PKP, gdzie podobno już nic oprócz towarowców tamtędy się nie przemieszcza. Na stacji, zamiast stacji... sklep. Tam czas zatrzymał się w miejscu. Coś niesamowitego. Zamiast biletów partia kręgli.
Za stacją czas na kolejną atrakcję - wiadukt kolejowy nad Wartą. Jednakże wcześniej Ryngolec wyhaczył piękny przejazd pod torami. Jedziemy.
Czas na wiadukt. Kolejny raz podniesiona adrenalina. Wrażenia niesamowite.
Po pokonaniu wiaduktu udaliśmy się w stronę Grądów. Jak to Ryngolec powiadał: kobity bardzo pracowite, bo okna muszą myć codziennie od zapylenia z cementowni.
Grądy. Tu Łukasz nagrywał kamerą bez baterii. Ciekawe, jak wyjdzie.
Ryngol chciał pokazać nam "dziurę w ziemi", o której płakał już z godzinę wstecz. Pokonujemy zatem wały do rzeczonej dziury.
Jest i dziura.
Tyle kilometrów przejechaliśmy, więc jakiś ślad po sobie musieliśmy zostawić. Obliczyliśmy przyciąganie, naszą wagę, siłę razy gwałt, pochyłość skarpy oraz pęd wiatru i wyszło na to, że jesteśmy w stanie brzeg obsunąć o jakieś 15,4 metra.
Przygotowani do skoku...
Hopa!
Mrówek się trochę spóźnił, ale nadleciał za jakąś chwilę i zaczął wariat lewitować. Nie wiem przed kim chciał się popisać. Musiałem podejść i zabrać mu agregat.
Wróciliśmy na Grądy, za którymi skręciliśmy na Zalesiaki. A wcześniej cudna przeprawa przez Wartę.
W Zalesiakach obowiązkowy postój w naszym zaprzyjaźnionym, obrandowanym sklepie. Jak widać na zdjęciu, nie tylko sklep został obrandowany.
Z Zalesiaków w stronę gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie, mimo wszystko skrupulatnie i dokładnie drogowcy podawali każdą informację, gdzie, skąd, dokąd i za ile. W tym miejscu 26m. Jakiś pedancik ten znak tam stworzył.
Po pokonaniu Zalesiaków i jakiejś niewiadomej z nazwy wioski dojechaliśmy z powrotem do Działoszyna.
Z Działoszyna na Lisowice. Wapienniki umilają tam krajobraz.
Lisowic nie widać, za to piaski i widać, i czuć.
Oooo jak je mocno czuć.
Jakiś pan na drodze informował nas, że wjazd na kamieniołom znajduje się po prawej, czyli po lewej. A nie... to w sumie ja.
I jest kamieniołom. Kitor szpanuje pustym bidonem, jakby coś jeszcze miał po tylu kilometrach. Ale jak lans w kamieniołomie, to lans.
Poszli chłopaki na spacerniaka, korzystając z 8 minut przerwy.
Ja w tym czasie prężyłem muły.
Obrandowany kolega pod sklepem w Zalesiakach zwiał ze swej politury forumową naklejkę, ale ślad w postaci braku opalenizny pozostał.
Z Lisowic na Bobrowniki i nasz kolejny, zaprzyjaźniony sklep nad Wartą. Uwielbiam to miejsce za klimat, no i za pana Józka Wodniczka z zeszłego roku oczywiście.
W samym sklepie za to kusił na ladzie... Mamrot. Prosto od wójta z Wilkowyj.
Po ruszeniu z Bobrownik trasą powrotną, czas na mały lansik, bo przecież jeszcze dziś nie pieprzłem. No to gleba.
Saxon mnie, kitor mój rower, czyli cały zestaw w górę i jedziemy dalej.
Dojeżdżając do Żabiego Stawu spotkaliśmy zaprzyjaźnioną grupę Relax, z którą kawałek w stronę Bukowców pobujaliśmy. Pozdrawiamy!
Jedziemy w umocnionych szeregach.
Jako, że moja grupa lekko się urwała do przodu, ja grzecznie podziękowałem za wspólną jazdę i pognałem do swoich. Skręciliśmy w prawo, na Ogroble, Relaxy pojechały na Załęcze.
Po drodze na Ogroble pożegnaliśmy kitora, który musiał sprintersko cisnąć na autobus do Wro. Zdążył, właśnie do niego dzwoniłem. Łukasz cały czas kręci. W HD.
Minęliśmy Ogroble, dojechaliśmy do Przywozu, tam pożegnaliśmy się z Saxonem. Nadal kręci.
W Przywozie na barze próbowałem się wydzwonić, bo na oponie jest zasięg. Niestety jakaś pani mnie ubiegła, zabierając cały zasięg, a ja nadgorliwie próbowałem znaleźć go nieco wyżej, bez powodzenia.
Po drodze na Mierzyce próbowałem usilnie popchnąć Ryngolca, jednakże po zaczepieniu się o szlufkę czułem, jakby mi ktoś powietrze z opon spuścił.
Ostatni przystanek w Pątnowie, kiełbasa z serem, pomidorem i ogórem popchnięta pieczywkiem, to po prostu poezja na uwieńczenie dzisiejszego rajdu. Już nic dzisiaj nie zjem.
Z Ryngolcowa ruszyliśmy z Mrówkiem na zbiornik ppoż Przycłapy.
Mrówek dzisiaj kask miał dobrze założony, ale opony tył na przód. Mrówek: najpierw kask tył na przód, potem dzwonek, teraz opony. Aż się boję, jak kiedyś odwrotnie na rower wsiądziesz.
Ze zbiornika już tylko Ruda i Wieluń. Ślad użarło u Ryngolca, więc tylko do tamtąd.
Pomógł: 53 razy Dołączył: 26 Sie 2006 Posty: 3747 Piwa: 39/17 Skąd: z Wielunia
Wysłany: 2013-07-07, 19:14
Dzisiaj bardzo ciekawy, malowniczy krajobraz. Dużo górek, jeszcze więcej piosków.
Ferb nie czep się stron. Dzwonek jest dobrze założony. I dobrze dzwoni. Sczególnie w niedzielę w godzinach mszalnych
_________________ "Przed skorzystaniem z forum zapoznaj się z treścią regulaminu dołączonego do niego bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą gdyż każdy post niewłaściwie napisany lub zrozumiany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu."
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum