Trasa specjalnie dla Krzysia - bo musiał na obiad rytualnie do babci pocisnąć
Z Wielunia Częstochowską na Rychłowice. Pierwsza górka, mocniejsze tempo i pierwszy kryzys.
Kolejna górka i widać, która płeć jest silniejsza. Na specjalne życzenie zdjęcie przystanku.
Z Rychłowic - jakby to Krzyś powiedział: pociulaliśmy się na Kadłub, z którego to z kolei ruszyliśmy na Ożarów.
Obowiązkowa fota albumowa przy kocilewskim koźlaku.
W Ożarowie - w słynnym sklepie - gdzie Jaro został ochrzczony Łysym Wujem przez pewnego mieszkańca Ożarowa (pewnie już dziś ma braki w uzębieniu i krzywą przegrodę nosową) zrobiliśmy postój na postój. Koleżanka verlov taką gościną zapałała, że kupiła jakieś wafelki w czekoladzie. Masakra wyliczył, że żeby spalić taką paczkę, musi jeździć przynajmniej do wieczornych wiadomości. Pewnie jeździ. Jak widzimy, postawiono skansen dla przyjezdnych i tubylców, gdzie można spotkać nawet żywe eksponaty.
No to po ciasteczku i w drogę. Do lasu. Nad stawy.
Jeszcze słabo widać oznaki wiosny, ale w powietrzu było ją zdecydowanie czuć. Niestety aparat nie posiada funkcji przesyłania zapachów.
Dwoje z nas nie widziało w ogóle glinianki w Ożarowie, więc obowiązkiem jest takich turystów oprowadzić.
Jak już się napatrzyli, bo pić nie wolno było, ruszyliśmy duktem w stronę Kowali. W Aleksandrowie małe rozeznanie czy to już, czy jeszcze trochę. Ale jednak jeszcze trochę.
Wg mapy powinniśmy skręcić tutaj, ale ktoś postanowił sobie chyba sprywatyzować drogę, która widnieje na mapie jako publiczna. Pamiątkowa fota ze szlabanem i zakazem wjazdu, by za chwilę zakaz mieć wiadomo gdzie.
Poruszyliśmy się dalej, w kierunku drogi 43.
Jest i droga. Już niektórzy na crossach ucieszyli się, że może w lewo albo w prawo asfalcikiem, ale nie. Jak się zciorać, to do końca.
Obiecałem sobie, że dziś zdobędziemy Mileniówkę. Za każdym razem, co przejeżdżaliśmy, to zwykle było zamknięte. Dziś choćby na kolanach prosił, musieli nam otworzyć.
W międzyczasie zapytałem spotkanego w środku lasu sympatycznego Pana o drogę, a Krzysiu nie mając jak zwykle nic ciekawego do powiedzenia, wyrwał nagle: o! to mój wujek! Wujek przyznał się do Krzysia, pogadali i pojechaliśmy dalej.
Na Mileniówkę. Krzyś podobno drogę zna, bo jak wujka zobaczył, to od razu mu się przypomniało.
Mileniówka. Czas na relaks. Miejsce rewelacja, można wyciszyć się niesamowicie.
Piotrek wypuść to!
Miejsce piękne, tylko jakiś skin kadr popsuł.
Taka tam samojebka z pieńka, z rechoczącą żabą co sekundę.
Jeszcze tutaj zadowoleni, bo nie wiedzą, co przed nimi. A przed nimi jeszcze Bieniec, Łaszew. Pątnów dziś tylko kawałeczkiem.
Krzysiu pierwszy, bo obiadek już stygnie, więc za chwilę się rozłączył i pojechał, robiąc tylko reszcie smaka.
Po rozłące ruszyliśmy na Kępowiznę. Verlov nadal zadowolona, nawet macha. Jeszcze chwilę i zmienię trasę, wtedy minki zrzedną.
Minęliśmy bokiem Kępowiznę, by za chwilę podjechać pod Bieniec.
Ale jak już wcześniej zaznaczyłem, zmiana trasy. Widać już u niektórych łzy.
Dodatkowo pojechaliśmy tam, gdzie jeszcze nie jechaliśmy, to się droga musiała skończyć.
Nie wszyscy z tego faktu byli zadowoleni, bo za chwilę okazało się, że trzeba wdrapać się pod górkę.
Trochę nie tu wyjechaliśmy gdzie chcieliśmy, ale też jest nieźle, bo za chwilę ostry podjazd do Łaszewa.
W Łaszewie mały postój w sklepie.
Wiedzieliście, że wina i nalewki robione są z piwa? Nawet zawierają chmiel.
Z Łaszewa na Strugi, z których liznęliśmy Pątnów. A zdjęcie tak na złość, żeby zdenerwować jednego forumowicza.
Jeszcze kawałek lasem i Kamionka.
W Kamionce na głównym skrzyżowaniu pożegnań czas z Verlov i Piniem, bo oni prosto, a ja z Piotrem Częstochowską.
Większe kółka ma, to deptałem z tyłu.
Endomondo się z.łow Bieńcu, więc ślad zapożyczony.
Dołączyła: 20 Maj 2013 Posty: 18 Piwa: 1/1 Skąd: Wieluń
Wysłany: 2014-03-30, 17:52
Ach co to był za rajd. Piękny, wiosenny, pachnący i w ogóle ach. Dla mnie pierwszy dalszy rajd w tym roku, więc wybaczcie to ślamazanie i czekanie na mnie na szczycie wzniesień . Robiłam co mogłam - parę wafelków w czekoladzie dodało mi nieco wigoru... ale też niektórym innym cyklistom, bo też zjedliście
Będzie tylko lepiej. Sezonik będzie jak talala
verlov, spoko. Ja też udawałem, że jadę Zwłaszcza końcówkę Nie było źle, ale trzeba jeździć, jeździć i jeszcze raz jeździć, bo Bałtyk w tym roku nie wybaczy
Pomógł: 53 razy Dołączył: 26 Sie 2006 Posty: 3747 Piwa: 39/17 Skąd: z Wielunia
Wysłany: 2014-04-04, 23:12
Dzisiaj wybrałem się na Żabi Staw ze spookym. Drogą powrotną odwiedziliśmy jeszcze jedną piekarnię w Strugach , w której załapałem się na chleb prosto z pieca, który grzał mi plecy (przez plecak) w drodze do domu
~50 km
11.jpg
Plik ściągnięto 159 raz(y) 235,45 KB
12.jpg
Plik ściągnięto 120 raz(y) 165,3 KB
13.jpg
Plik ściągnięto 150 raz(y) 189,35 KB
_________________ "Przed skorzystaniem z forum zapoznaj się z treścią regulaminu dołączonego do niego bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą gdyż każdy post niewłaściwie napisany lub zrozumiany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu."
Pomógł: 53 razy Dołączył: 26 Sie 2006 Posty: 3747 Piwa: 39/17 Skąd: z Wielunia
Wysłany: 2014-04-04, 23:42
Niestety, ale w niedzielę nie nie będzie mnie, dlatego pojechałem dzisiaj. Przy dobrych wiatrach jest szansa, że za tydzień pojadę, ale to nic pewnego. Spokojnego turlania się na węże.
Wstawiam sobie karnego bana
banan.jpg
Plik ściągnięto 95 raz(y) 15,36 KB
_________________ "Przed skorzystaniem z forum zapoznaj się z treścią regulaminu dołączonego do niego bądź skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą gdyż każdy post niewłaściwie napisany lub zrozumiany zagraża Twojemu życiu lub zdrowiu."
Chyba większość wystraszyła się trasy i niskiej temperatury z rana, bo miała być szóstka, a wyszła trójka Co prawda dzisiaj w silnym składzie, więc asfaltami nadrabialiśmy grzęźnięcie w piaskach.
Ruszyliśmy z Panem Masakrą i Panem Ryszardem na Przywóz.
Średnia całkiem całkiem, bo ponad 24km/h, ale za mostem spadła drastycznie.
Konnym szlakiem, który pokazała nam uprzednio Justynka, przeturlaliśmy się przez Madeły.
Celowo tamtą drogą, bo naprawdę jest parę ładnych, cieszących oko miejsc.
Zajechaliśmy do ośrodka ZHP, w którym zrobiliśmy sobie mały odpoczynek i parę fotek.
Następnie z ośrodka ruszyliśmy na Bobrowniki, zahaczając wcześniej o rezerwat Wronia Woda. Niestety miejsce niszczeje, do czego przyczynia się też wioskowa głupota co niektórych, bo po tabliczce informacyjnej został tylko daszek.
Chłopaki aż ruszyli w poszukiwaniu tabliczki w teren, niestety bez rezultatów. Trzeba było siodłać bryki i ruszać dalej.
Obowiązkowa jeszcze wizyta na Żabim Stawie, gdzie już powoli słychać zaloty obślizgłych płazów.
Szybki wypad do Bobrownik do spożywczaka na turystyczny obiad i wdrapywanie się na Górę Zelce. Cwaniaczki z powyższych zdjęć obciążyli mi torbę na kierownicy zakupami, co by zmniejszyć moje szanse na podjazd, ale udało się. Rysiu też podjechał, zasłużone trzecie miejsce. Szkoda tylko, że jechaliśmy w trójkę.
Na górze Zelce czekała na nas ekipa z Działoszyna w dwuosobowym składzie.
Po dłuższym odpoczynku czas było wyruszyć w drogę powrotną, w poszukiwaniu domu.
Eskortowali nas przez Gligi, Cieśle, Troniny, Starą Wieś, aż do Załęcza Wielkiego.
W Załęczu pora na rozstanie. My na kierunek Kępowizna, oni na Ośrodek ZHP.
Żegnaliśmy się trzy razy, w międzyczasie debatując o pompowaniu kół sprężonym powietrzem z naboju, przypomniał nam się Tranza z Orlich, jak łapał gumę za gumą i nabojów brakło mu już w pierwszej godzinie rajdu. Skubany chyba wyczuł na odległość i przebił Masakrze przednie koło kawałkiem drucika.
Niestety drucik był tak sprytnie osadzony w oponie, że wyciągnięcie go z opony zajęło Masakrze sporo czasu, a w międzyczasie zaczęli się zjeżdżać inni ludzie, zaciekawieni, co się stało.
Drucik wyciągnięty, gumka zmieniona, kółko napompowane, czas jechać dalej.
Zapomniałem dodać, że od czasu złapania gumy jechaliśmy cały czas pod wzmagający się z każdą chwilą wiatr. To też mogła być sprawka Tranzy. Minęliśmy Bieniec, wjechaliśmy do Pątnowa, no i załamka. Z górki trzeba pedałować, bo wieje coraz bardziej, a górka obok szkoły to już dziś prawdziwy hardkor.
Nie robiliśmy bezsensownych przystanków, ktoś już jak widać zrobił je za nas.
No dobra, był jeden taki przystanek, gdzie chłopaki poszli na grzyby.
Niestety jeszcze nie czas na wysyp grzybów, za to jak widać każdy czas jest dobry, żeby wysyp śmieci uskuteczniać.
W końcu zabudowania, wiatr zelżał, nawet polubiłem tę ścieżkę dzisiaj.
Dzisiaj postanowiłem, że pojedziemy pod wiatr, co by się potem dobrze wracało.
Wg naszych lokalnych forumowych synoptyków: Kozy i Mrówka, padać miało odpowiednio od 11 i od 12. Jak wiadomo synoptyk to kłamca, więc żadnemu się nie sprawdziło.
Wiało od Turowa, więc ruszyliśmy w tamtą stronę.
Wiało tak mocno, że Jaro przybrał indycze kolory, bo musiał założyć kurtałkę.
Minęliśmy Chotów, Wicherniki i inne takie różne wiatrowe miejscowości, po czym dojechaliśmy do Skomlina. Pamięć po lokalnej Pszczółce została, ale zjadł ją Lewiatan, jak większość Pszczółek. Małe zaopatrzenie na - jak się później okaże - rowerowe kino objazdowe na świeżym powietrzu.
W drodze ze Skomlina na Parcice gdzieś dalej w polach czaiły się dwa dziwne kształty. Jarek swoją posturą próbował straszyć z ulicy, bo rozpoznał w nich dziki, potem dziki okazały się mieć tylko dwie szkity, była wersja, że to bociany, ale jeden był za brudny na białego, a za czysty na czarnego. Koza strzelił, że to czaple, więc taka wersja została zaaprobowana. Oprócz tego skrzypiał mi łańcuch, więc Mrówek chciał pospieszyć z afrykańską maścią z niewiadomo czego, ale nie skorzystałem. Zdjęcia dziwnych stworzeń nie będzie, bo były za daleko. Ale w sumie... te co były bliżej, uwieczniłem.
Na pograniczu lasu wypatrzyliśmy strzelnicę, w której zrobiliśmy sobie mały postój.
W trakcie postoju urządziliśmy sobie przejazdowe kino rowerowe, w którym operator Koza puszczał Węgierskie Gwiezdne Wojny.
W międzyczasie kiedy wszyscy byli zajęci projekcją filmu, ktoś niespodziewanie wrzucił Mrówkowi kask na drzewo. Dobrze, że Mrówek wyciągnął świetlny miecz znaleziony na tę okoliczność, którym ściągnął swój hełm.
Czas ruszyć dalej. I tu nagle niespodziewany zwrot akcji, bo Krzyś oznajmił, że jedzie na obiad. Zdrajca. Ale w sumie mu się nie dziwię, że dopiero tutaj o tym powiedział, bo wychodzi na to, że boi się mnie bardziej niż własnej żony.
Krzyś w jedną, my w drugą, czyli dalej w stronę Parcic, by za chwilę nie wierzyć własnym oczom. LEGALNE SKŁADOWISKO AZBESTU przy ulicy, w wyrobisku na skraju lasu. Niezabezpieczone, wrzucone do dołu hałdy azbestu, do których każdy ma dostęp. No ale przecież jest tabliczka ostrzegawcza i taśma.
Jaro tak się zdenerwował, że rysa na szkle Urszuli to przy tym faktycznie rysa.
Kiedy już nerwy puściły, sielankowo popedałowaliśmy przez Parcice i Janowiec w stronę Brzozy.
Koza źle poprowadził, bo zamiast na Kopydłów skręciliśmy w stronę Białej. Czas na solidne karczycho przy Pysznej, żeby zmienić trajektorię jazdy.
Torami klepaliśmy się w stronę Wielunia. Za chwilę Mrówek zasugerował, żeby przejechać przez tory, więc go posłuchałem.
Następnym razem żadnych zwierząt słuchał się nie będę, bo ani Koza, ani Mrówek nie byli dobrymi autosugestorami. Na szczęście Indyk nic nie sugerował, tylko przeklinał, żeby wrócić na drugą stronę torów. Jak już się wspiął ze swoją haką, powiedziałem, żeby wracał, bo jedziemy dalej. Znowu przeklinał.
Mrówki, Kozy i Inyki. Dopiero teraz do mnie dotarło, że czuję się jak Gucwiński, tylko że z aparatem.
Mimo wszystko jakoś ten Kopydłów zdobyliśmy.
Z Kopydłowa ruszyliśmy w stronę - jak się później okazało - Kurowa, dość świeżą i dobrze utwardzoną nawierzchnią. Na pewno tę drogę będziemy częściej wykorzystywać.
Minęliśmy Kurów i na początku Dąbrowy skręciliśmy w stronę lasku wieluńskiego.
To był pierwszy w tym roku wypad Jarka, także wjeżdżając w teren wiedział, że próbuję się zemścić za jego braki w poprzednich rajdach. Ale za to będzie mu się dobrze spać dzisiaj na brzuchu.
Botan wygląda z każdym dniem coraz piękniej, a jak zakwitną kwiaty, to będzie po prostu poezja dla oka. Zostały niedawno zamontowane praktyczne i dobrze komponujące się z otoczeniem kosze, ale mimo wszystko znajdzie się jakiś kmiot, co mu za daleko ze ścieżki, żeby wyrzucić papierek.
Na głównej alejce lasku zostało zamontowane oświetlenie ledowe, które zrobiło na nas pozytywne wrażenie. Z niecierpliwością wyczekujemy na skończenie tam ścieżki rekreacyjno-edukacyjnej.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum