Katharina Thalbach, grająca Agnieszkę, postać wzorowaną na Annie Walentynowicz, we wchodzącym dziś na nasze ekrany filmie "Strajk" Volkera Schlöndorffa, uważa, że legendarna członkini "Solidarności" jest niesłusznie pomijana w historii.
Thalbach mówi w rozmowie z "Dziennikiem", że mimo iż wiele razy próbowała spotkać się z Walentynowicz, nigdy się jej to nie udało. - Chciałabym wiedzieć, co ją ukształtowało, jak wyglądało jej dzieciństwo. Poza tym chciałabym wiedzieć, jak w tej trudnej komunistycznej rzeczywistości łączyła bezkompromisową walkę o wolność z byciem matką i wychowaniem dziecka. Mniej mnie interesują jej poglądy polityczne, a bardziej fakt, jak ona to wszystko wytrzymała, skąd czerpała siły - tłumaczy.
Aktorka przyznaje, że gdy powstawała "Solidarność", nie słyszała o granej przez siebie bohaterce. - Tak naprawdę dopiero przed czterema laty dostałam do przeczytania scenariusz, z którego dowiedziałam się, że obok głównego lidera - Wałęsy - walczyła Anna Walentynowicz. Dziwi mnie, dlaczego Walentynowicz jest pomijana w historii, dlaczego się o niej nie mówi tak samo jak o Wałęsie. To mnie osobiście dotyka. Ona powinna być znana na całym świecie. To wielka postać - uważa.
Dla Thalbach ta rola była czymś więcej niż tylko kolejnym wyzwaniem zawodowym. - Kiedy kręciliśmy scenę demonstracji: Agnieszka idzie z elektrykiem na czele stoczniowców, czułam, jakbym cofnęła się do tamtych czasów i brała udział w demonstracji. Poza tym w scenach filmowych brali udział statyści, którzy byli uczestnikami tamtych wydarzeń albo po prostu je pamiętali i przeżywali na nowo. A ja razem z nimi. Trzeba by było mieć skórę słonia, żeby podczas realizacji "Strajku" nie odczuć tej autentyczności - twierdzi.
"Strajk" to drugi film, przy którym pracowała ze Schlöndorffem - pierwszym był "Blaszany bębenek". Aktorka zastanawiała się, czy jako Niemka powinna grać Polkę. - To był dla mnie naprawdę wielki problem. Jednak Volker i nasi polscy znajomi bardzo mnie przekonywali i w końcu się zdecydowałam - wspomina.
Film Schlöndorffa wywołał sprzeciw Walentynowicz jeszcze na etapie scenariusza. Twierdziła, że jest on niezgodny z prawdą, przeinaczając fakty z jej życia oraz te dotyczące strajków w Stoczni Gdańskiej. Nie zgodziła się na użycie w filmie swojego nazwiska. Z opinią Walentynowicz nie zgadza się reżyser.
- Wiem też, że gdyby nie Andrzej Wajda, "Strajk" mógłby nie powstać. Wajda stwierdził, że jeśli Schlöndorff nie zrobi "Strajku", nikt w Polsce do tego filmu się nie przymierzy. To chyba ostatecznie go przekonało - mówi Thalbach.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum