Pomógł: 19 razy Wiek: 51 Dołączył: 24 Mar 2006 Posty: 1096 Piwa: 23/18 Skąd: Wieluń, now Łodź :(
Wysłany: 2007-05-10, 14:03
a może wystarczyłoby aby Rosjanie przeprosili za swoje rabunki, gwałty i mord w Katyniu.. czy wtedy ten pomnik żołnierza sowieckiego i polskiego (ten jak i inne) przeszkadzałby nam tak bardzo??
Pomógł: 19 razy Wiek: 51 Dołączył: 24 Mar 2006 Posty: 1096 Piwa: 23/18 Skąd: Wieluń, now Łodź :(
Wysłany: 2007-05-10, 14:26
i jeszcze pozwolę sobie zacytować dość długi, ale wydaje mi się ze ciekawy artykuł...
tekst o tyle ciekawy, że własnie pochodzi z "drugiej strony", a więc zapoznając się z nim możemy poznać punkt widzenia Rosjan...
cz.1
Cytat:
Cała prawda o tej wojnie
[podpis] GAWRIŁ POPOW *, PRZEŁ. MICHAŁ B. JAGIEŁŁO
Gazeta Wyborcza nr 88, wydanie waw z dnia 16/04/2005 - 17/04/2005 ŚWIĄTECZNA, str. 30
Co chciałbym usłyszeć od przywódców Rosji w 60. rocznicę zakończenia II wojny światowej?
Jeśli człowiek pragnący ujrzeć prawdziwy obraz wielkich wydarzeń uzna za pożyteczne to, co napisałem, będę zadowolony
Tukidydes, "Wojna peloponeska"
Studiowałem na niejednym uniwersytecie wojennym. Na pierwszym - stalinowskim - wszystko było proste. "Okrutny wróg na nas napadł", ale zwyciężyliśmy. Już wtedy zetknąłem się jednak z tym, że oficjalnie mówi się jedno, a w rozmowach z ludźmi słyszy się co innego.
Na drugi uniwersytet przyjął mnie Nikita Chruszczow. Ujawniając kult jednostki, sam przedstawił wiele nowych wersji wydarzeń minionej wojny. Znałem teraz dwie wersje oficjalne: tę z czasów Stalina i z czasów Chruszczowa.
Później zaczął się trzeci uniwersytet wojenny - imienia Leonida Breżniewa. Na tej uczelni "czyścili" obrazy nakreślone przez Chruszczowa i aktywnie tworzyli nowe. Ze zwykłego uczestnika wojny, który zatonął ze swym desantem morskim na Morzu Czarnym, uczynili niemal najważniejszego bojownika przeciw armii hitlerowskiej. To była trzecia oficjalna historia.
Trzy - dla normalnego człowieka - to już dużo. Nadeszła pora, by wszystko przemyśleć samodzielnie. Nie bić pokłonów marszałkom, lecz szukać prawdy. Na szczęście byli ludzie, którzy mi w tym pomogli. Pisarze: Aleś Adamowicz, Wiktor Astafiew, Grigorij Bakłanow, Wasyl Bykow, Wiktor Niekrasow, Konstantin Simonow, Michaił Szołochow, Aleksandr Twardowski, Borys Wasiliew i wielu innych. Pomogły mi gazety i czasopisma, które w latach pierestrojki Gorbaczowa zaczęły drukować wiele prawdziwych materiałów. Pomogli mi reżyserzy i ich filmy. Pomogli nasi historycy publikujący poważne i rzetelne wyniki badań. Pomógł dostęp do wielu publikacji zagranicznych, które przetłumaczono lub po prostu stały się osiągalne.
Tak zaczął się mój czwarty uniwersytet wojenny, na którym szukałem prawdy, tylko prawdy i całej prawdy.
Niestety, nie pozwalają mi ukończyć tej uczelni. Obecna władza ciągnie mnie na swój uniwersytet. Na nim, jak dawniej, najważniejszą rzeczą jest nie wojna i jej lekcje, ale mocno już zwietrzałe próby wykorzystania jej w celach propagandowych. Znów chcą mi wciskać kit. Za wszelką cenę.
Wygląda na to, że zaczyna się mój piąty uniwersytet wojenny - uniwersytet ożywiania starych kłamstw i nowych wersji tworzonych przez "technologów politycznych", jak dziś nazywa się etatowych płatnych fałszerzy.
Rozumiem, że to nie przypadek. Nasi przywódcy, stojąc nad gruzami Czeczenii i Biesłanu, nie mając do zaoferowania nic, co mogłoby nas porwać, chcą się uchwycić szynela Stalina i wskoczyć w jego buty. Stalin był człowiekiem niewysokim, ale jego buty okażą się za duże dla obecnych liderów. Zapadną się w nich po uszy.
Rozumiem, że nowy uniwersytet nie jest przeznaczony dla mnie i mojego pokolenia. Raczej dla moich dzieci i wnuków. Znów mają być wychowywane - jak w minionych dziesięcioleciach - nie na prawdzie, lecz na spreparowanej historii. W imię czego? W imię wielkiej Rosji? Przecież ZSRR upadł m.in. z powodu morza kłamstw u jego fundamentów. Na kłamstwie nie uda się wychować świadomych i odpowiedzialnych obywateli, bez których nie może istnieć wielki kraj, wielka Rosja XXI wieku.
W 2001 r. biurokratyczne bębny już zadudniły z okazji 60. rocznicy bitwy pod Moskwą. Ten i ów chciał ogrzać ręce we krwi 1,3 mln poległych wtedy żołnierzy - przy czym skromnie przemilczano, że Niemcy stracili w tej bitwie tylko 280 tys. ludzi. Zrozumiałem - skoro przemilczają, to znaczy, że nie przeszkadza im poświęcenie pięciu istnień tam, gdzie nieprzyjaciel traci jedno.
Nabrałem niezłomnego przekonania, że dziś, w przeddzień 60-lecia zwycięstwa, muszę opowiedzieć wszystko, co wiem o wojnie ojczyźnianej. Nie chcę już i nie mogę bezmyślnie kłaniać się "tamtym wielkim latom". Dość już wybiłem tych pokłonów.
Trofiejny raj
Wśród oficjalnych "trofeów" z Niemiec raport Głównego Zarządu Dóbr Zdobycznych Armii Czerwonej wymienia 60 tys. fortepianów, 46 tys. radioodbiorników, 190 tys. dywanów, 940 tys. sztuk mebli, 265 tys. zegarów ściennych i stołowych oraz 186 wagonów win szlachetnych. Dobra te posłużyły do wyposażania powstających w ZSRR domów oficerskich, klubów, sanatoriów wojskowych itd. Pierwszymi "użytkownikami" były jednak gabinety i salony najwyższych dygnitarzy partyjnych i państwowych oraz ich dacze służbowe.
W skład "zdobyczy" wchodziło też wiele dóbr, które nie trafiały na listy GZDZ - prosto z rąk niemieckich właścicieli przeszły do rąk właścicieli radzieckich.
Dopóki działania wojenne toczyły się na terenie Polski, Węgier, Austrii, w Armii Czerwonej walczono z maruderstwem i grabieżami. W ciągu trzech miesięcy 1945 r. oddano za to pod sąd ponad 4 tys. oficerów. Jednak po wkroczeniu do Niemiec władze zamknęły oczy na grabieże. Dopiero 9 czerwca 1945 r., miesiąc po zwycięstwie, Stalin wydał dokument porządkujący sprawy "zdobyczy".
Żołnierze musieli ograniczyć się do tego, co mogli unieść w rękach i wysłać w paczkach. Jak w balladzie Władimira Wysockiego: "Japonia padła, wzięty Reich/ walizy pełne wszelkich dóbr/ zdobyczny kraj - trofiejny raj!/ A wszystko to na wschód, na wschód!".
W dzieciństwie, w 1945 r., słyszałem nad Donem taką historię. Uboga rodzina - żona i kilkoro dzieci - dostała od ojca z Niemiec paczkę pełną kawałków wspaniałego mydła toaletowego w pięknych opakowaniach. Życie było ciężkie, mydło uchodziło za luksus. Ale jeść trzeba - kobieta sprzedała większość mydeł na rynku i kupiła ziemniaki. W domu dwaj malcy postanowili podzielić kawałek mydła i przecięli go. W mydle był złoty pierścionek. Kobieta rozcięła drugi kawałek - znów pierścionek. W trzecim - to samo. Pobiegła na rynek. Tych, co kupili mydło, już nie było. Beznogi bazarowy "szef" poradził: "Zjeżdżaj stąd, babo, i milcz, bo twój chłop trafi na Syberię...
Łupem żołnierzy były jednak nie tylko pierścionki. Także niemieckie kobiety i dziewczęta. Nasi wojacy gwałcili we wszystkich krajach - nawet obywatelki ZSRR przymusowo wywiezione do Niemiec i wyzwolone z obozów. Ale prawdziwe bachanalia zaczęły się właśnie w Niemczech. Po zdobyciu Berlina do lekarzy zgłosiło się niemal 100 tys. zgwałconych Niemek. A ile się nie zgłosiło?
Czterej rosyjscy żołnierze zapędzili rodziców i troje dzieci Ursuli Kester do malutkiego pokoiku w piwnicy ich domu, a potem zgwałcili ją po kolei. Następnego ranka zrobili to dwaj kolejni Rosjanie.
Schron przeciwlotniczy w Krentzbergu roił się od rosyjskich żołnierzy, którzy wyszukiwali dziewczęta i kobiety. Wyprowadzali je do mieszkania na górze i gwałcili. Krzyki słychać było przez całą noc. 80-letniej kobiecie zatkali usta mydłem i gwałcili po kolei. Gdy jedna z Niemek wybiegła na ulicę i poskarżyła się radzieckiemu oficerowi, ten odparł chłodno: "Niemcy w Rosji zachowywali się dużo gorzej. To po prostu zemsta".
W książce K. Riana "Ostatnia bitwa", z której korzystałem, opisano wiele podobnych historii. Prawdy o tej stronie wyzwoleńczej misji Armii Czerwonej nie znamy i być może nie poznamy już nigdy. Dowodzący wojskami brytyjskimi marszałek Bernard Law Montgomery pisał w pamiętnikach: "Ich zachowanie, zwłaszcza wobec kobiet, napawało nas wstrętem".
Jednym z następstw był ogromny wzrost zachorowań na choroby weneryczne w jednostkach Armii Czerwonej, a w konsekwencji - w całym ZSRR. Od lutego do kwietnia 1945 r. wśród żołnierzy I Frontu Białoruskiego liczba chorób wenerycznych wzrosła czterokrotnie.
Chciałbym dziś, po 60 latach, usłyszeć od przywódców nowej Rosji oficjalne przeprosiny skierowane do kobiet Europy za orgie w "tamtych wielkich latach".
Sobole, małpy, lisy, foki
Jednak miliony żołnierskich walizek nie pomieściły milionowej części tych dóbr, które zagarnęła radziecka nomenklatura, przede wszystkim generalicja.
Istniały oficjalne normy zdobyczy zatwierdzone osobiście przez Stalina. Każdemu generałowi przysługiwał za darmo jeden samochód osobowy - Opel lub Mercedes. Każdemu oficerowi - jeden motocykl lub rower. Generałom Stalin pozwolił kupować po jednej sztuce i po obniżonej cenie: pianino lub fortepian, radioodbiornik, broń myśliwską, zegarki i zegary - ręczne, kieszonkowe, stołowe. Oficerom sprzedawano bez ograniczeń dywany, futra, serwisy, aparaty fotograficzne itp. Później pozwolono kupować samochody pułkownikom.
Tak wyglądało to oficjalnie. W praktyce przepisy łamano w dwojaki sposób. Po pierwsze, przekraczano dopuszczalną ilość nabywanych rzeczy. Po drugie, wiele przedmiotów przywłaszczano za darmo albo nabywano od Niemców "z ręki do ręki" - za pieniądze lub żywność.
Z transportami, którymi wywożono do ZSRR sprzęt i wyposażenie, jechały dobra prywatne. W książce B.N. Knyszewskiego "Zdobycz" przytoczono wiele faktów. Tak więc lotnicze biuro konstrukcyjne w dwóch transportach maszyn dla przemysłu w lipcu i sierpniu 1945 r. dostarczyło cztery samochody osobowe, pięć motocykli, dziewięć pianin i fortepianów, 199 radioodbiorników, 46 sztuk mebli itd. Zastępca naczelnika biura wysłał do domu sześć skrzyń, w których znajdowała się m.in. maszyna do szycia, dziesięć kuponów tkanin itp. Naczelnik wydziału zakładów lotniczych wraz z eszelonem sprzętu wysłał do siebie dziesięć skrzyń, a także trzy rowery "w prezencie" dla swojego szefa i pracowników organów bezpieczeństwa nadzorujących fabrykę.
Partyjni bonzowie z różnych powodów - albo i bez powodu, nawet wtedy, gdy było to zakazane - wyjeżdżali za granicę "polować" na dobra. Sekretarz KC partii Mołdawii, szef wydziału wojskowego mołdawskiego KC i zastępca naczelnika wydziału transportu jeździli do Rumunii po meble, instrumenty muzyczne, wanny itp. z "opuszczonych" mieszkań.
U gen. Tielegina - zastępcy marszałka Gieorgija Żukowa, aresztowanego na osobisty rozkaz Stalina w 1948 r. - podczas rewizji znaleziono 16 kg wyrobów ze srebra, 218 kuponów tkanin wełnianych i jedwabnych, 21 strzelb myśliwskich, gobeliny mistrzów francuskich i flamandzkich itd. Rekord pobił jednak sam Żukow. Pociąg ze zdobycznymi meblami marszałka składał się z siedmiu wagonów wyładowanych 87 skrzyniami - w tym 194 meble z brzozy karelskiej, mahoniu i orzecha, obite złotym i malinowym pluszem. Wszystko wykonał niemiecki zakład stolarski na osobiste zamówienie marszałka.
Gdy agenci bezpieki w styczniu 1948 r. przeprowadzili rewizje w mieszkaniu i daczy Żukowa, znaleźli 323 skórki soboli, małp, fok i 160 skórek norek. Nadto 4 tys. metrów tkanin jedwabnych, wełnianych i innych; 44 kosztowne dywany i gobeliny; 55 "cennych obrazów malarstwa klasycznego wielkich rozmiarów w artystycznych ramach"; siedem skrzyń z porcelaną i kryształami itd. Żukow oświadczył Andriejowi Żdanowowi, sekretarzowi KC WKP(b) [Wszechzwiązkowa Komunistyczna Partia (bolszewików), w 1952 r. zmieniła nazwę na Komunistyczna Partia Związku Radzieckiego - red.]: "O mojej chciwości... uważam za poważny błąd, że wiele kupowałem dla rodziny i krewnych". Żukow kręci i kłamie. Zabrał, niczego nie kupując i za nic nie płacąc. A to "zapomniał" o transporcie mebli wysłanym do Odessy; a to wiele dóbr określił jako "prezenty od różnych organizacji"; a to oskarża swego adiutanta, że ten nie wykonał rozkazu, żeby przekazać gobeliny do jakiegoś muzeum.
Charakterystyczne, że w daczy marszałka specjaliści od rewizji nie znaleźli ani jednej książki radzieckiej.
Istniał jeszcze inny rodzaj zdobyczy - budowa dacz z niemieckich materiałów budowlanych rękami jeńców. Tak budowali marszałek Konstantin Rokossowski, marszałek wojsk łączności Iwan Pieriesypkin i inni dostojnicy.
Jak słusznie zauważa w swej książce Knyszewski, czy można sobie wyobrazić Michaiła Kutuzowa lub Aleksandra Suworowa [marszałkowie carscy, bohaterowie wojen z przełomu XVIII/XIX w. - red.] powracających ze zwycięskich wypraw z taborami osobistych łupów dla siebie i pociotków?
Wszystkie te informacje przedstawiam w kontekście jubileuszu Dnia Zwycięstwa. Chcę, by w referatach przywódców Kremla i innych wystąpieniach nie zapomniano i nie zbagatelizowano tych osobistych zasług Żukowa i innych marszałków.
Czyste ręce czekistów
W grabieży mienia zdecydowanie wyróżniali się pracownicy organów bezpieczeństwa - najbardziej elitarnej struktury partii i państwa. Oto co zeznał podczas przesłuchania - według książki Knyszewskiego - gen. A. Sidniew, były naczelnik sektora operacyjnego NKWD w Berlinie: "W różnych miejscach wciąż odkrywano schowki ze złotem, srebrem, brylantami i innymi kosztownościami... drogie futra, szuby... Nie podjąłem żadnych środków zapobiegawczych przeciw grabieżom i czuję się za to winny". Generał nie podjął środków bynajmniej nie bezinteresownie. "Przebywając w Niemczech, rzuciłem się na łatwą zdobycz i, zapominając o interesach państwa, których miałem strzec, zacząłem się bogacić".
W trakcie rewizji w jego mieszkaniu znaleziono około stu wyrobów ze złota i platyny. Damską torebkę z czystego złota zgarnął w podziemiu Reichsbanku. W dobytku generała znalazły się m.in. 32 kosztowne futra, 1500 metrów tkanin, 405 par pończoch, 78 par butów, 296 sztuk odzieży... "Wszystko to ukradłem częściowo sam, przy aktywnym współudziale żony, zaś większość majątku zdobywał dla mnie komendant sektora operacyjnego Aksakow i mój krewny Kuzniecow, którego ściągnąłem do Berlina z ZSRR".
Podczas szturmu na Berlin jedna z grup operacyjnych generała znalazła w Reichsbanku ponad 40 mln marek. W pomieszczeniu oddziału operacyjnego znajdowało się sto worków z 80 mln marek. Jak zeznał Sidniew, znaczna część tych pieniędzy trafiła do kieszeni czekistów.
W Turyngii zgarniał dobra inny naczelnik wydziału operacyjnego MSW - G.L. Bieżenow. Rekord pobił jednak ich naczelnik gen. Iwan Sierow. Przyszły szef KGB - ten sam, któremu Chruszczow zlecił "wytrzebienie" w organach spuścizny po Ławrentiju Berii - w Berlinie był bardzo zajęty. Wspomniany już Sidniew zeznał: "Wątpię, by znalazł się człowiek, który będąc w Niemczech, nie wiedziałby, że Sierow w istocie zajmował się głównie grabieżą... Jego samolot stale kursował między Berlinem a Moskwą, przewożąc bez kontroli na granicy wszelkie dobra, futra, dywany, obrazy i kosztowności... Taki sam ładunek przewoziły wagony i samochody do Moskwy... Sierow pod
pozorem zasilania skarbu państwa przywłaszczał sobie większość tych rzeczy... i na prezenty dla swoich ludzi".
Po aresztowaniu gen. Nikołaja Własika, dowódcy osobistej ochrony Stalina, znaleziono u niego kosztowny serwis porcelanowy złożony ze stu naczyń. "Dostał" go w Poczdamie, dokąd przybył z siedmioma pułkami NKWD i 1,5 tys. ludzi. Własik wyjaśnił, że wydano rozkaz, by każdy członek dowództwa ochrony Stalina dostał taki serwis.
Czy Stalin wiedział, jaka naprawdę jest skala "zdobyczy"? Dlaczego radziecka nomenklatura okazała się tak chciwa? Dlaczego najaktywniejszymi grabieżcami byli czekiści? I wreszcie: dlaczego żołnierze - normalni ludzie - nagle "wyskoczyli z szyn"?
Stalin ścierpiał
Stalin oczywiście wiedział. Nie mógł nie wiedzieć. Nigdy nikomu nie ufał - nawet swojej służbie bezpieczeństwa. I zawsze miał równoległe systemy "śledcze".
Walka z szabrownictwem i grabieżą była jednak niemożliwa - trzeba by karać całą armię. Dlatego urządzono kilka pokazowych procesów, sformowano kilka karnych batalionów i wysłano je na front japoński.
Stalin "ścierpiał" grabieże. Musiał mieć ku temu swoje powody. Jakie?
Po pierwsze, w perspektywie rysowała się długa okupacja Europy Wschodniej, więc nie należało "demontować" armii czystkami i aresztowaniami.
Po drugie, zbliżała się wojna z Japonią. Generałowie i oficerowie wciąż byli bardzo potrzebni.
Po trzecie, Stalin traktował grabież Niemiec jako całkowicie dopuszczalną formę wynagrodzenia swoich opryczników, bez uszczerbku dla państwowej kiesy ZSRR. Równie ważne było to, że taka "zdobycz" pozwalała mu mieć haka na każdego - w razie potrzeby mógł ten hak wyciągnąć.
Po czwarte, Stalin, trudniący się w partii Lenina ekspropriacjami i grabieżami, bardzo umownie, po marksistowsku, rozumiał prawo cudzej własności. Skoro w ZSRR pozwolił na grabież chłopstwa, sojusznika klasy robotniczej, czemu miałby się certolić z Niemcami?
Po piąte, wierny marksista-leninista uważał rozmaite relacje męsko-damskie za burżuazyjne przesądy. Milovan Dżilas w książce "Rozmowy ze Stalinem" wspomina, jak kiedyś poskarżył się Stalinowi na to, że żołnierze Armii Czerwonej gwałcą kobiety w Jugosławii. Stalin odparł: "Nie rozumiecie, że żołnierz, który przeszedł tysiące kilometrów przez krew i ogień, chce się zabawić z kobietą albo wziąć sobie jakiś drobiazg na pamiątkę?".
Stalin uruchomił w Niemczech mechanizm stosowany już w ZSRR: pozwolić szeregowcom kraść drobiazgi, by przymknęli oczy na wagony pazernego dowództwa. W czasach zastoju ten mechanizm działał jeszcze skuteczniej: robotnicy wynosili z fabryk jakąś drobnicę i nikt ich nie ruszał, żeby nie widzieli ciężarówek wyjeżdżających z hal bez jakichkolwiek dokumentów.
Myślę jednak, że chodziło także o coś innego. Stalin uważał, że jeszcze nie nadszedł czas, by na publicznych procesach pokazać krajowi (tak jak w 1937 r.) prawdziwą twarz tej nomenklatury, od której chciał się uwolnić, robiąc miejsce dla dorastających już "młodych wilków". Kiedy zaś pora czystek - w jego mniemaniu - nadeszła, uznał, że lepsza będzie "sprawa żydowska" niż demaskowanie chciwości nomenklatury.
W efekcie kraj nie dowiedział się prawdy o grabieżach. To właśnie pozwoliło później sadzać Żukowa i innych marszałków w pierwszym rzędzie, ozdabiać nimi prezydia i place. A obecna nomenklatura rosyjska nadal wychwala tamtych marszałków...
Czemu kradli?
Dlaczego radziecka nomenklatura dosłownie oszalała, łamiąc w Niemczech wszelkie normy przyzwoitości? Dlaczego w grabieżach przodowali czekiści?
Złożyła się na to chroniczna bezkarność i przyzwyczajenie do braku kontroli. A także doświadczenie roku 1937, kiedy to, konfiskując mienie aresztowanych, nie sporządzano nawet spisu zabieranej biblioteki rodzinnej. O konfiskatach majątków burżuazji, Cerkwi, ziemiaństwa i kułaków nawet nie ma co wspominać.
No dobrze - a miliony prostych ludzi? Armia rosyjska na przestrzeni dziejów nie raz i nie dwa wkraczała do krajów Europy. Czemu jednak tylko na tej wojnie ludzie w rosyjskich mundurach okazali się niemal bandą łupieżców, maruderów i gwałcicieli? Ludzie, którzy tak niedawno obronili swoją ojczyznę, którzy własną krwią i życiem udowodnili oddanie najwyższym ideałom człowieka rosyjskiego?!
Pierwszą przyczyną była, jak sądzę, wielka "czystka moralna", jaka dokonała się w latach rewolucji, wojny domowej, kolektywizacji i industrializacji.
Drugą przyczyną była, moim zdaniem, nieuświadamiana, lecz tkwiącą gdzieś w podświadomości żołnierzy myśl, że tu, w Europie, wysokie morale nie jest już potrzebne. W Niemczech znaleźliśmy się ze względu na obce narodowi interesy stalinowskiej nomenklatury. Zachowujemy się więc stosownie do tych interesów.
I wreszcie trzeba pamiętać, jak w owym czasie żył kraj. Knyszewski cytuje w swej książce tajne dokumenty Żdanowa, faktycznego pierwszego zastępcy Stalina:
"Żona poległego dowódcy I.J. Niekrasowa z trojgiem dzieci zmuszona jest spać na podłodze z powodu braku jakiegokolwiek umeblowania i pościeli". Szczodra władza radziecka przyznała jej 300 rubli wyrwane z krwawicy nomenklatury...
"Samotny 85-letni ojciec poległego żołnierza I.D. Płatkin żyje z emerytury w wysokości 100 rubli, nie ma nawet zmiany bielizny i zmuszony jest żebrać". Jemu też pomogli - dali 50 rubli.
"Żona poległego żołnierza Szatałowa ma pięcioro dzieci, które nie uczęszczają do szkoły z powodu braku odzieży i butów...".
W stanicy stawropolskiej chłopiec Michaił Gorbaczow w 1944 r. nie mógł pójść do szkoły - w domu nie było żadnego obuwia. Ojciec nie przysyłał paczek z frontu - leżał w szpitalu. Napisał do matki list z prośbą: "Sprzedaj wszystko, kup ubranie, buty, książki i niech Michaił koniecznie się uczy". Ale w szkole Misza mógł się zjawić dopiero po pierwszym okresie.
Na Uralu w jednym z 22 pokoików baraku ze wspólnym korytarzem gnieździła się rodzina Jelcynów - ojciec, matka i czworo dzieci. Ponieważ brakowało ubrań, w czasie mrozów najstarszy syn Borys przytulał się do kozy ciepłej jak piec, która też mieszkała w ich pokoju.
Na jednym z moskiewskich podwórek w baraku mieszkała rodzina Łużkowów. Sześć osób w jednym pokoju. Głodowali. Wszyscy chodzili w szmatach. W kałamarzu zamarzał atrament. Ojciec przywiózł z wojny "trofiej" - niemiecki jadowicie zielony pulower, który średni syn Jurij [obecny mer Moskwy - red.] nosił przez całe dzieciństwo, młodość i lata studiów.
Ile takich rodzin żyło w Rosji, gdy liderzy komunistyczni i czekistowcy skrzętnie gromadzili norki, dywany i kupony tkanin?
Chyba właśnie wtedy, w 1945 r., w najbardziej wyraźnej, szczerej i namacalnej formie ukazała się antynarodowa istota socjalizmu państwowego. Chciałbym, by autorzy referatów, zachwycając się wielkim zwycięstwem 1945 r., opowiedzieli też o sławnych czekistach, którzy w dziedzinie bogacenia się wyprzedzili całą stalinowską nomenklaturę.
Pomógł: 19 razy Wiek: 51 Dołączył: 24 Mar 2006 Posty: 1096 Piwa: 23/18 Skąd: Wieluń, now Łodź :(
Wysłany: 2007-05-10, 14:27
cz 2.
Cytat:
Katastrofa, panika - tak należy opisać pierwszy tydzień po ataku Niemiec na ZSRR w 1941 roku. Chciałbym, żeby w 60. rocznicę zwycięstwa nad III Rzeszą nasi przywódcy powiedzieli wreszcie narodowi, że w ciągu tych kilku dni przestała istnieć rzekomo potężna Armia Czerwona GAWRIŁ POPOW
* Opłakał marzeń swoich zgliszcza, nadzieje niespełnione, chatę, a na mundurze jego błyszczał wojenny medal "Za Budapeszt"
MICHAIŁ ISAKOWSKI
Archipelag wielkiej wojny ojczyźnianej pełen jest białych plam. Weźmy choćby los "politycznych" w radzieckich więzieniach, które znalazły się w rejonie niemieckiego natarcia w 1941 r. O przywódczyni rosyjskiego chłopstwa, liderce lewych socjalistów-rewolucjonistów Marii Spirydonowej wiemy tylko tyle, że czekiści rozstrzelali ją w Orle. Przed odczytaniem wyroku zakneblowali jej usta - tak panicznie biurokracja komunistyczna bała się tej bohaterskiej córki ludu rosyjskiego. Do dziś nie odnaleziono jej grobu. Jedna z najważniejszych postaci października 1917 r. (wśród szturmujących Pałac Zimowy jedną trzecią stanowili lewi eserowcy nie ma swego pomnika. O ilu egzekucjach politycznych w ogóle nic nie wiemy? W zaświadczeniach o rehabilitacji pisano rutynowo: zmarł przed wojną. Później precyzowano: zmarł w 1941 lub 1942 r. Zmarł - czy został rozstrzelany? Ilu "zeków" zamorzono głodem lub po prostu skazano na zamarznięcie w łagrach? Weźmy wysiedlenia narodów. Uczestnicy tej operacji dostawali odznaczenia bojowe, niektórzy do dziś pobrzękują nimi na paradach. Innym tematem, który wymaga ujawnienia prawdy, jest wkład systemu kołchozowo-sowchozowego w zwycięstwo. Czytałem prace, których autorzy twierdzili, że bez kolektywizacji nie wygralibyśmy wojny. Typowa logika radziecka - wszystkie kraje potrafiły wykarmić się bez kołchozów, tylko my ponieślibyśmy klęskę. Na własne oczy widziałem, jak umierała z głodu nasza wieś - najpierw na Syberii, później nad Donem na Ukrainie. Rzeki zaopatrzenia płynącej z kołchozów na front jakoś nie pamiętam. Nie miały czego wysyłać, choćby chciały. Dla kołchozów nie było paliwa i sprzętu, nie było w nich mężczyzn ani koni.
Na Berlin!
Najbardziej jednak zdumiała mnie bitwa o Berlin, powszechnie uznawana za szczyt stalinowskiej sztuki wojennej. Pierwsza rzecz - sztandar zwycięstwa. Czytałem, że swój sztandar miała każda kompania, która brała udział w szturmie na Reichstag. I że zatknięto ich na Reichs- tagu wiele. Ale Stalin żądał, by sztandar zwycięstwa umieścili ci, którym go powierzył - żeby sztandar nasz czerwony / tam zatknęli jak rodzina / Rosji syn i syn Gruzina (Siergiej Michałkow). Później dowiedziałem się, że świat obchodzi Dzień Zwycięstwa 8 maja, kiedy to Niemcy podpisały kapitulację. Przedstawiciele ZSRR nie wzięli udziału w tej ceremonii. Stalin zażądał, by powtórzyć ją 9 maja. Wtedy z kolei nie zjawili się przedstawiciele koalicji - wstyd im było uczestniczyć w spektaklu. Później Stalin urządził jeszcze jeden skandal - oznajmił, że nie przyjedzie na konferencję w Poczdamie, dopóki Armia Czerwona nie wkroczy na wszystkie tereny Niemiec wcześniej przyznane ZSRR, a chwilowo zajmowane przez aliantów. Te spektakle z końca wojny to typowe dla reżimu Stalina akcje propagandowe odzwierciedlające samowolę i manię wielkości wodza. Czy to nie dla tych widowisk podczas szturmu Berlina zginęło - według oficjalnych danych - 80 tys. naszych żołnierzy? Jednostki amerykańskie nacierały na Berlin prawie bez strat, niemal nie napotykając oporu. Doszły do Łaby. I wtedy gen. Dwight Eisenhower zatrzymuje je. Kategorycznie odrzuca wezwania Winstona Churchilla i marszałka Bernarda L. Montgomery'ego do szturmu na miasto. 14 kwietnia 1945 r. wstrzymuje też natarcie Brytyjczyków na Berlin. We wrześniu 1944 r. Eisenhower uważał Berlin za najważniejsze trofeum. Teraz z niego zrezygnował, zapewne z dwóch powodów. Po pierwsze - Niemcy od dawna nie prowadzili walk z aliantami, ale w Berlinie mogli zacząć się bronić. Jak powiedział gen. Bradley, "100 tys. amerykańskich żołnierzy to zbyt wysoka cena za miasto, które trzeba będzie oddać innym". Po drugie - Eisenhower wiedział, jak obsesyjnie Stalin pragnie zająć Berlin. Nie chciał zaostrzać z nim stosunków w pierwszych dniach po zwycięstwie, przed decydującym etapem wojny z Japonią. Stalin skoncentrował pod Berlinem takie siły, żeby mieć trzykrotną przewagę. Doprowadził do ostrej rywalizacji między marszałkami Żukowem i Koniewem - który pierwszy zdobędzie stolicę Niemiec? Rozkazał szczelnie zamknąć pierścień wokół miasta, pozbawiając Niemców jakiejkolwiek możliwości odwrotu na zachód. Ta decyzja sprawiła, że bitwa o Berlin musiała być wyjątkowo krwawa dla obu stron. Nie rozumiałem - po co za tak straszną cenę zdobywać miasto, które w trzech czwartych przejdzie pod kontrolę sojuszników? Aż w końcu zacząłem nabierać coraz większej pewności, że bitwa o Berlin nie była zakończeniem II wojny, lecz początkiem III - zimnej, a w perspektywie gorącej. Ale nasza propaganda nadal wpajała mi, że bitwa miała znaczenie militarne. Gdzieś wyczytałem nawet, że gdybyśmy nie zdobyli Berlina, Hitler zrobiłby to samo, co my pod Moskwą - utrzymałby się i rozpoczął kontruderzenie! I mógłby podpisać separatystyczny pokój z aliantami.
Nasza będzie Europa!
Niektóre inne bitwy w ostatniej fazie wojny też nie miały znaczenia wojskowego. Przede wszystkim - wyzwolenie Warszawy. Stalin czekał całymi tygodniami, aż wojska hitlerowskie wybiją wszystkich uczestników powstania. Chodziło o czystą politykę, opłaconą krwią - tym razem polskich patriotów, a nie żołnierzy Armii Czerwonej. Za to podczas szturmu na Królewiec nasza armia zapłaciła straszną cenę - setki tysięcy zabitych i rannych. A przecież można było przeprowadzić coś na kształt blokady Leningradu - okrążyć miasto i czekać na kapitulację Niemiec. Ale Stalin nie liczył się ze swoimi żołnierzami. Chciał zagarnąć jak najwięcej - zajęcie Prus Wschodnich było dodatkowym argumentem za przyznaniem ich ZSRR. A wkroczenie Armii Czerwonej do Bułgarii, której ani jeden żołnierz nie walczył przeciwko nam na froncie? Czy jakakolwiek konieczność militarna uzasadniała tę operację? Jednak Stalina nie zadowalał taki koniec wojny, po którym Bułgaria sama rozliczy się z rodzimymi faszystami i zacznie budować nowe państwo. Po co Stalinowi była potrzebna Europa Wschodnia? Mało miał ziem w ZSRR? Czyż nie czekały ich długie lata wytężonej pracy przy odbudowie? Rozmieszczenie setek tysięcy żołnierzy i oficerów poza granicami, oderwanie ich od kraju tę odbudowę utrudniało, tak jak konieczne wydatki na nowe rządy w zajętych krajach czy pomoc w postaci dostaw zboża. Stopniowo doszedłem do wniosku, że Stalin wszędzie postępował logicznie i konsekwentnie, jeśli za podstawę jego działań uznamy nadrzędną ideę - wkroczyć do Europy i utrwalić w niej własny, stalinowski model socjalizmu. Idea ta była absolutnie obca rozumieniu wojny ojczyźnianej przez naród rosyjski i inne narody walczące przeciw niemieckiemu agresorowi - nasz naród stanął po prostu w obronie swej ziemi. Stalinowscy ideolodzy i ich obecni uczniowie notorycznie unikali i wciąż unikają najważniejszej kwestii - Berlin i wszystkie działania militarne poza granicami ZSRR były pierwszą bitwą Stalina z byłymi aliantami, nie zaś zakończeniem wojny. Sztandar zwycięstwa jest atrybutem tej nowej bitwy. Gruzin, który uczestniczył w zatknięciu sztandaru na Reichstagu, uosabiał prawo Stalina do dowodzenia nową wojną o światowy socjalizm. Niemieckie sztandary podczas parady zwycięstwa na placu Czerwonym w 1945 r. rzucano właśnie do stóp Stalina - na cześć jego planów przyszłej wojny.
Najsilniejsza armia świata
Nadciągająca w 1941 r. wojna, jak zauważył historyk gen. Dmitrij Wołkogonow, była całkowicie zgodna z ideą "światowej rewolucji proletariackiej". O wojnie z kapitalistycznym otoczeniem ZSRR mówiło się od pierwszych dni po zakończeniu wojny domowej. Przygotowywano się do niej - politycznie, gospodarczo, ideologicznie. W imię przyszłego zwycięstwa bezlitośnie likwidowano wszystkich realnych, potencjalnych i wyimaginowanych nieprzyjaciół - we wrogich klasach społecznych, wśród robotników i chłopów, we własnej partii i w kierownictwie państwa. Kolektywizacja czy industrializacja miały jeden cel - wojnę. Kraj przekształcono w obóz wojskowy. Latami utrzymywano minimalny poziom spożycia. Grabiono bogactwa naturalne. Wywożono na zagraniczne aukcje skarby kultury. W imię przyszłego zwycięstwa wsuwano legitymacje partyjne do kieszeni Puszkina, Piotra I, nawet Iwana Groźnego. Wszystko dla przyszłego zwycięstwa - tej przepustki do świetlanej przyszłości, która wciąż nie nadchodziła. Nawet w tekście hymnu ZSRR była mowa o "ostatnim, rozstrzygającym boju". Gigantyczne wytężenie sił gigantycznego kraju musiało przynieść efekty. W 1941 r. Stalin miał wszelkie podstawy, by sądzić, że w wojnie ze starym światem odniesie zwycięstwo. Armia Czerwona stała się najsilniejszą armią na planecie. Liczyła miliony żołnierzy, miała więcej czołgów i samolotów bojowych niż Niemcy i wszyscy ich sojusznicy razem wzięci. Tam, gdzie spodziewano się wojny, na granicy zachodniej, mieliśmy cztery razy więcej czołgów i ponad dwa razy więcej samolotów niż Niemcy. Stalin planował wojnę zaczepną z Hitlerem. Historycy coraz częściej dochodzą nawet do wniosku, że chciał ją rozpocząć właśnie w 1941 r. Nie ma w tym nic szczególnego. Skoro podjęto generalną decyzję o nieuchronności wojny, czemu nie wykorzystać sprzyjających okoliczności - przede wszystkim determinacji Churchilla pragnącego nadal walczyć z Hitlerem? Chcę mieć nadzieję, że nasi przywódcy w przemówieniach z okazji rocznicy zwycięstwa ujawnią wreszcie plany ZSRR dotyczące początku wojny w 1941 r. Że powiedzą narodowi prawdę - to komunistyczny reżim Stalina chciał zaatakować Niemcy.
Klęska błyskawiczna
Hitler też rozumiał, że wojna z Anglią się nie skończy, gdy zacznie się wojna z ZSRR. Musiał zatem ubiec Stalina. Stalin wielokrotnie powtarzał, że Hitler nie podejmie wojny na dwa fronty. Hitler jednak przewidywał, że wojna z ZSRR skończy się przed zimą. Chciał dotrzeć do linii Archangielsk - Wołga, a Ural, ostatni uprzemysłowiony rejon ZSRR, zniszczyć bombami. W ciągu tych kilku miesięcy nie powstanie drugi front - Anglia jeszcze nie doszła do siebie po nalotach. Pierwszego dnia wojny Stalin nadal myślał o wojnie zaczepnej - Hitler zaatakował znienacka, ale otrząśniemy się i przejdziemy do ofensywy. Rankiem 22 czerwca Stalin zażądał, by "miażdżącym uderzeniem rozgromić nieprzyjaciela". Lecz pierwszego dnia Niemcy posunęli się naprzód o 50-60 kilometrów. Ich lotnictwo panowało w powietrzu. Nasze lotniska zostały zbombardowane. Niemieckie kliny pancerne wdarły się na tyły Armii Czerwonej. Szef sztabu generalnego sił lądowych Niemiec gen. Franz Halder zapisał w pamiętniku: "Jednostki bojowe nieprzyjaciela pod względem taktycznym nie były przygotowane do obrony". A pułkownik Armii Czerwonej Sandałow w raporcie operacyjnym z 24 czerwca 1941 r. meldował: "Piechota jest zdemoralizowana, nie przejawia uporu w obronie". Czwartego dnia wojny Stalin zrozumiał, że jego armia cofa się na całej linii frontu, często w panice. Wystarczył tydzień walk, by padł Mińsk, stolica Białorusi. W przemówieniu z 3 lipca Stalin przyznaje, że Niemcy zajęli Litwę, Łotwę, znaczną część Ukrainy i Estonii. Z danych naszego sztabu generalnego wynika, że do końca 1941 r. straciliśmy 4,5 mln żołnierzy, jedną trzecią radzieckich strat w całej wojnie. W przeważającej większości straty te dotyczyły żołnierzy, oficerów i generałów wziętych do niewoli. W ciągu dziesięciu dni przestała istnieć armia, z którą Stalin chciał ruszyć na podbój Europy. 29 czerwca, w siódmym dniu wojny, Stalin z właściwą sobie precyzją podsumował sytuację: "Lenin stworzył nasze państwo, a my wszyscy je przesraliśmy!". Wołkogonow pisze: "W monografiach i wielotomowych opracowaniach przez długi czas nie można było znaleźć słów >>klęska<<, >>katastrofa<< (...), >>panika<< w odniesieniu do działań naszych wojsk" - lecz tak właśnie należy opisać pierwsze dziesięć dni wojny. Chciałbym, żeby nasi przywódcy powiedzieli wreszcie narodowi prawdę - w ciągu pierwszych siedmiu-dziesięciu dni wojny przestała istnieć armia, którą Stalin przez 20 lat przygotowywał do wojny.
Niekompetentni, niegotowi
Stalin świetnie rozumiał, że klęski nie można "przypisać" socjalizmowi, partii i jemu osobiście. Trzeba więc było szukać winnych. Jednak po czystkach z 1937 r. teoria "spisku generałów" nie wchodziła w rachubę. Osądzono jedynie i rozstrzelano grupę generałów z Frontu Zachodniego - za złe dowodzenie. Stalin postanowił, by wszystkich wziętych do niewoli uznać za zdrajców. Lecz masowe poddawanie się żołnierzy nie mogło być poważnym wytłumaczeniem przyczyn klęski. Dlatego stworzył "teorię zaskoczenia" - oto my, cichutcy i pokojowo nastawieni, padliśmy ofiarą zdradzieckiego ataku. O jakim jednak zaskoczeniu można mówić, skoro od dziesięcioleci szykowaliśmy się do wojny? Jeśli niemiecki atak był zaskoczeniem, to jedynie w wymiarze operacyjno-taktycznym. Hitler uprzedził Stalina - prawdopodobnie o miesiąc. Jeśli to zaskoczenie całkowicie zniweczyło dziesięciolecia przygotowań do wojny - to znaczy, że były inne, ważniejsze przyczyny klęski. W czasach Chruszczowa "teorii zaskoczenia" nie zakwestionowano - nie można było przyznać, że wieloletnie przygotowania do wojny skończyły się fiaskiem, bo trzeba by zadać trudne pytania o partię i socjalizm. Jednak Chruszczow winą za to zaskoczenie obarczył Stalina - to on permanentnie ignorował informacje wywiadu i żywił maniakalne przekonanie, że Hitler nie będzie walczył na dwa fronty. Chruszczow tłumaczył też, że sprzętu mieliśmy dużo - ale przestarzałego. Istotnie - mój ojciec, czołgista, nazywał swój czołg "Żegnaj, ojczyzno!" - pancerz przebijały wszystkie rodzaje i kalibry pocisków z wyjątkiem karabinowych. Lecz ogólny poziom techniczny naszej broni pancernej był całkiem nowoczesny. Mieliśmy już nawet katiusze. Argument o przestarzałej technice niczego nie wyjaśnia. Chruszczow nie negował pretensji Stalina do kompetencji kadry dowódczej Armii Czerwonej. Obwinił o to jednak samego Stalina, który w 1937 r. zlikwidował prawie cały kwiat radzieckiej generalicji. Ale pierwszego dnia wojny wyszło na jaw jeszcze jedno - nieprzygotowanie do obrony. Koncepcja Stalina - tylko atak! - przyczyniła się do klęski. Zgodnie z nią lotniska przenoszono jak najbliżej granicy zachodniej, by można było wspierać z powietrza nacierającą Armię Czerwoną. Miało tam trafić wyposażenie ze starych lotnisk. Trwał demontaż urządzeń, a samoloty stacjonowały na bezbronnych lotniskach cywilnych. Podobnie było z umocnieniami obronnymi - rozbierano je, żeby budować nowe za zachodzie. I wreszcie niski był poziom kwalifikacji technicznych kadry Armii Radzieckiej. Wszystko to jednak wciąż nie tłumaczy głównych przyczyn klęski w pierwszych dniach wojny.
Walczyć za łagry? Za terror? Za głód?
Dwie wojny, które rozpętała władza radziecka po wojnie domowej, zakończyły się przegraną - z Polską w 1920 r. i z Finlandią w 1940 - a oba te państwa nie odgrywały w Europie pierwszoplanowej roli. Hitlerowski sztab generalny bardzo uważnie przeanalizował wyniki drugiej z tych wojen i wyciągnął wniosek - radziecka "masa" nie może dotrzymać pola normalnej armii pod rozsądnym dowództwem. I oto 22 czerwca wybucha wojna z Niemcami. Tak, były nasze jednostki, które do ostatka walczyły bohatersko z nacierającymi hitlerowcami. Ale w przeważającej masie Armia Czerwona okazała się nieprzygotowana do wojny. Bez walki poddawały się całe miasta, nawet stolice republik - Kiszyniów, Wilno, Ryga, Mińsk. Skąd ta klęska? W jednym z przemówień z 1945 r. Stalin wskazał najważniejszą przyczynę zwycięstwa: "Zwyciężył nasz ustrój społeczny". Skoro w 1945 r. "nasz ustrój" okazał się podstawowym czynnikiem zwycięstwa, to w 1941 r. powinien zostać uznany za główną przyczynę klęski. Naród - wraz z armią - nie chciał ani walczyć, ani tym bardziej umierać za stalinowski socjalizm, za dyktaturę proletariatu. Ani u siebie, ani tym bardziej w krajach Europy. Przez 20 lat naród napatrzył się na państwowo-biurokratyczny socjalizm Stalina. Za co miał walczyć? Za zrujnowanie rosyjskiego chłopstwa gwałtem zapędzonego do kołchozów? Za życie milionów robotników i ich rodzin w barakach wokół kompleksów przemysłowych? Za pracę bez żadnego zabezpieczenia i za skandalicznie niską płacę? Za brak podstawowych towarów? Za władzę, która skazała kraj na głód w okresie kolektywizacji? Za Wielki Terror 1937 r.? Za łagry przepełnione milionami ludzi? Do tego doszły przed wojną nowe fakty, które "przeprały mózgi" narodu. Czas pracy wydłużono z siedmiu do ośmiu godzin. Tydzień roboczy - z pięciu do sześciu dni. Wprowadzono sąd za wszystko - nawet za 15 minut spóźnienia. Kołchoźnikom zmniejszono działki przydomowe i odebrano 2,5 mln hektarów najlepszych ziem. Ograniczono możliwości posiadania własnego bydła. Obowiązkowe dostawy zboża rozszerzono o dostawy ziemniaków i warzyw. W miastach znacznie podrożały tkaniny, zapałki, nafta czy zeszyty szkolne. Jeśli chodzi o poziom życia, stalinowski reżim odebrał wszystko, co naród zyskał w latach 1933-37. I jeszcze jedno pranie mózgów - terytoria włączone do ZSRR na mocy paktu Ribbentrop-Mołotow. Ludność zachodnich rubieży ZSRR i krajów bałtyckich witała Niemców kwiatami i wiwatami. O jakiej "upartej obronie" mogła być mowa w obliczu takiej radości? Źródłem klęski 1941 r. była nieprzydatność dyktatury proletariatu jako narzędzia rozwiązywania problemów ludzkości w XX w. Właśnie dlatego wszystkie wysiłki naszej biurokracji - radzieckiej i postradzieckiej - by wytłumaczyć klęskę 1941 r. wiarołomstwem Hitlera czy błędami Stalina, mają na celu jedynie zdjęcie odpowiedzialności z systemu, z jednopartyjnego aparatu władzy, z nomenklatury, z siebie samych. Tysiące spalonych samolotów, tysiące pozostawionych wrogowi czołgów, setki tysięcy żołnierzy wziętych do niewoli - to dowody bankructwa stalinowskiego socjalizmu państwowo-biurokratycznego. Oficer niemieckiego wywiadu Strik-Strikfeldt nazwał okres między początkiem wojny a odwrotem Niemców spod Moskwy "rosyjską rewolucją narodową przeciw reżimowi Stalina". Po raz pierwszy naród miał możliwość pokazania swego stosunku do socjalizmu - i pokazał go. Chciałbym usłyszeć od naszych przywódców w Dniu Zwycięstwa słowa o całkowitej katastrofie socjalizmu nie w 1991 r., lecz w ciągu dziesięciu dni 1941 r. Na długo przed Afganistanem i Czarnobylem. Na 50 lat przed sierpniem 1991 r.
Gwiezdny czas Stalina
Hitler pokonał Stalina w pierwszych dniach wojny. Śmiertelnie go obraził. Taką zniewagę zmywa się tylko krwią. Przez wszystkie lata wojny Stalin żył pragnieniem osobistej zemsty na Hitlerze - Hitler musi zostać ukarany. Musi wpaść w ręce właśnie jego, Stalina. Nikomu go nie odda. Upokorzenia, na jakie skazał swoich wrogów, Zinowiewa czy Bucharina, były dziecinną igraszką w porównaniu z tym, co czeka Hitlera. Krążące podczas wojny pogłoski, że Hitlera zamkną w klatce i latami będą wozić po ogrodach zoologicznych całego świata, wcale nie musiały daleko odbiegać od planów Stalina. Osobista nienawiść odgrywa w historii rolę ogromną. Choć Lenin wielokrotnie powtarzał, że zajadłość to zły doradca w polityce, jego nienawiść do caratu wynikała ze skazania na śmierć jego brata. Osobista nienawiść Stalina do Trockiego pod wieloma względami wpłynęła na kierunek rozwoju ZSRR w latach 20. i 30. Stalin pochodził z Kaukazu. Pół Osetyniec, pół Gruzin - pozostał człowiekiem gór wiernym tamtejszemu kodeksowi honoru i dumy. W ten kodeks wpisana była gotowość do poniesienia bohaterskiej śmierci. W jednym z młodzieńczych wierszy Stalin pisał o wiecznej sławie, która czeka ludzi oddających życie za lud. Drwił z syna Jakowa za nieudaną próbę samobójstwa: "Co z ciebie za mężczyzna, jeśli nie trafiłeś sobie w serce?". W bardzo podobnej sytuacji inny rewolucjonista, Hitler, podjął identyczną decyzję - walczyć do końca, a potem zginąć. O ile jednak decyzja Hitlera rzeczywiście przyniosła mu śmierć, to decyzja Stalina rozpoczęła jego gwiezdny czas, uczyniła go przywódcą światowego formatu. Decydując się na walkę do końca, stał się sojusznikiem Churchilla, a potem Roosevelta. Churchill też podjął podobną decyzję i od pierwszych kontaktów ze Stalinem szukał odpowiedzi na najważniejsze dla niego pytanie: czy Stalin będzie walczył do końca? Doświadczony lew polityki brytyjskiej sobie tylko znanymi sposobami poznał absolutnie jednoznaczną odpowiedź: Stalin postanowił walczyć - do końca, do śmierci. W tych właśnie pierwszych dniach wojny naród rosyjski też podjął historyczną decyzję - walczyć do końca. Zginąć, ale nie poddać się wrogowi. Naród potrzebował wodza, który sprostałby tej decyzji. Poeta Aleksander Twardowski pisał: I stała się nam nawet droga / ta wola po ojcowsku sroga, / to z nią w czas gorzki bez wahania / razem ruszyliśmy bić wroga. Wtórował mu inny poeta, Ukrainiec Władimir Sosiura: Stalowy, niezłomny i mądry człowiek prowadzi nas do boju. Nigdy, przenigdy Ukraina nie będzie niewolnicą niemieckich katów. Stalin przyszedł do narodu jak kiedyś ruscy kniaziowie do Nowgorodu ze swoją drużyną. Wyselekcjonowana w czystkach, przesiana przez sito rozstrzelań, pozbawiona własnej woli, nawykła do ślepego posłuszeństwa stalinowska biurokracja także sprostała wymaganiom tego straszliwego starcia. Bez kierownictwa traciła głowę, pierwsza uciekała przed nacierającymi Niemcami. Ta wrodzona cecha radzieckiej nomenklatury - natychmiastowa gotowość do zdrady - przetrwała i w pełni ujawniła się w dniach katastrofy w Czarnobylu, gdy naczalstwo z rodzinami szturmowało pociągi do Kijowa, a także w latach naszej rewolucji 1989-91. Gdy jednak nomenklatura czuje nad sobą twardą rękę władzy, staje się siłą groźną - zorganizowaną i organizującą. Gwiezdny czas Stalina to nie parada w 1945 r. To ta godzina, gdy Rosjanie uznali w nim przywódcę w śmiertelnych zmaganiach o uratowanie ojczyzny, o uratowanie rosyjskiego narodu.
Pomógł: 19 razy Wiek: 51 Dołączył: 24 Mar 2006 Posty: 1096 Piwa: 23/18 Skąd: Wieluń, now Łodź :(
Wysłany: 2007-05-10, 14:29
cz. 3
Cytat:
Już w trzecim miesiącu wojny, 18 września 1941 r., Niemcy zdobyli Kijów, prawie pół miliona naszych żołnierzy trafiło do niewoli. Lecz zarazem zaczynało się coś, co w żaden sposób nie pasowało do znanych doświadczeń wojennych.
Armia radziecka, która miała 20 tys. samolotów bojowych, praktycznie uciekła. A teraz, gdy zabrakło osłony powietrznej, jednostki zaczęły stawiać opór - z dnia na dzień coraz zacieklejszy. Armia, która podczas odwrotu zostawiła wrogowi tysiące czołgów - teraz, nie mając wsparcia pancernego, biła się z coraz większym uporem. Na polach, wzgórzach, w lasach wgryzała się w ziemię, kryła w okopach i witała wroga ogniem. Plutony i kompanie, na których czele stanęli młodzi chłopcy wyszkoleni w ciągu kilku tygodni, prowadziły walkę dniem i nocą.
Było jeszcze coś, co zaskoczyło Stalina tak samo jak Hitlera: ta armia zaczęła słuchać swoich dowódców. Nawet ci generałowie i oficerowie, którzy wrócili z łagrów z żebrami połamanymi na przesłuchaniach, z wybitymi zębami, organizowali obronę reżimu Stalina.
Stało się coś, co można nazwać jedynie rosyjskim cudem. Naród zdecydował, by nie poddać się za żadną cenę. Bić się. Po rosyjsku. Do końca. Na śmierć.
Wojna stała się ojczyźnianą. Nie za władzę radziecką, światową rewolucję, stalinowski socjalizm - ale za Ojczyznę. Za Rosję.
Naród rosyjski zrozumiał, że Niemcy nie chcą rozwiązywać kołchozów ani zwracać ziemi i innej własności odebranej przez bolszewików. Ani że nie chcą ich przepędzić, by przekazać władzę niekomunistycznemu, narodowemu rządowi rosyjskiemu. To sam Hitler stał się inicjatorem przekształcenia wojny ze Stalinem w wojnę z narodem rosyjskim. Naziści szybko zdali sobie sprawę, że nie ma lepszej formy eksploatacji chłopstwa niż stalinowskie kołchozy i trzeba zachować ten wytwór geniuszu Stalina. Rosjanie, uznani przez hitlerowców za rasę podludzi, mieli tylko jedno wyjście: wojnę ojczyźnianą.
Władza radziecka zostawiła ludowi rosyjskiemu mało wartości narodowych - niemal wyłącznie prawo do mówienia po rosyjsku. Teraz i ono okazało się zagrożone. Nie było już dokąd się wycofywać. I słowa Anny Achmatowej - żony rozstrzelanego przez czekistów poety Nikołaja Gumilowa, matki męczonego w łagrach ich syna - zabrzmiały przez radio na cały kraj: Czas męstwa wybija na naszym zegarze / Jest męstwo i w sercach, i w myślach. / Nieważne, że w oczy zagląda śmierć z bliska, / Nieważne, że płaci się głową - / Wiedz: my ocalimy cię, mowo rosyjska, / Wielkie rosyjskie słowo.
Rosjanie zrozumieli: chodzi o samo ich istnienie jako narodu.
Wytrzymać - Odrzucić - Zwyciężyć
Stalin i władza radziecka, latami szykująca kraj do wojny, usprawiedliwiała tymi przygotowaniami niezliczone ofiary kolektywizacji i potworny ciężar industrializacji. W dniach śmiertelnej bitwy zostawiła zaś naród z jego jedyną, ostatnią rezerwą - krwi i ludzkiego życia.
Niewyobrażalne ofiary wywoływały niewyobrażalną nienawiść do wroga: Zabij, zabij ich jak najwięcej, / Zastrzel, zestrzel, poślij na dno! / Kiedy tylko zobaczysz Niemca, / To czym prędzej zabijaj go! (Konstantin Simonow).
Najważniejsze były trzy wielkie bitwy: o Leningrad, Moskwę i Stalingrad, niesłychany wysiłek i straszliwe straty z naszej strony. Według oficjalnych danych (bez strat wśród ludności cywilnej): Moskwa - milion zabitych i milion rannych. Blokada Leningradu - milion zabitych, dwa miliony rannych. Stalingrad - pół miliona zabitych, 700 tysięcy rannych.
Bitwa o Leningrad ukazała determinację narodu, żeby wytrzymać. Bitwa o Moskwę udowodniła, że mamy dość siły, by odrzucić wroga. Stalingrad udowodnił, że możemy nie tylko wytrzymać i dać odpór, ale też zwyciężyć.
Dlatego świętując rocznicę wojny ojczyźnianej, powinniśmy poświęcić ją właśnie Leningradowi, Moskwie i Stalingradowi. Uczcić trzy porywy narodu: Wytrzymać - Odrzucić - Zwyciężyć.
Stalin wiedział, czego oczekuje od niego naród. W lipcu 1941 r. mówi jeszcze o "życiu i śmierci państwa radzieckiego" - w przemówieniu wygłoszonym w listopadzie z trybuny mauzoleum Lenina praktycznie nie wspomina już o klasowym charakterze wojny. Mówi o wielkim narodzie rosyjskim, o walce z tymi, którzy chcą go unicestwić - naród Plechanowa i Lenina, Puszkina i Tołstoja, Glinki i Czajkowskiego, Gorkiego i Czechowa! I Aleksandra Newskiego, Suworowa, Kutuzowa! Zamiast przegranej wojny klasowej o zwycięstwo proletariatu ogłasza wojnę narodu rosyjskiego - i właśnie tego oczekuje od niego naród. Stalin staje się symbolem ojczyzny.
Ale Stalin dojrzewał w partii, której wrodzoną cechą było kłamstwo. Uważał patriotyzm i wojnę ojczyźnianą jedynie za instrument. Potrzebny i ważny - ale tylko w danym momencie. W najtrudniejszych chwilach 1941 r. - Niemcy znajdują się o 50 kilometrów od Kremla! - oświadcza, że nie możemy ograniczyć się do wyzwolenia naszych terytoriów. Czekają na nas słowiańskie narody Europy. Więcej - "wszystkie narody Europy podbite przez niemieckiego agresora".
Cel - cały świat
7 listopada 1944 r. Stalin obwieścił, że całe terytorium radzieckie zostało wyzwolone. I co dalej?
Historia Rosji zna dwa warianty kończenia wojen. Pierwszy - zwycięski, jak w 1812 r. Zwycięstwo to powód do samozachwytu, do głoszenia, że panujące w Rosji porządki są najlepsze z możliwych. To rezygnacja z reform. A później zapłata za tę fanfaronadę i konserwatyzm. Wariant drugi - jak wojna krymska 1853-56. Ciężkie warunki pokoju. I mowa Aleksandra II, w której proponuje zrekompensować reformami fatalny koniec wojny. Car zrealizował te reformy.
Stalin musiał rozstrzygnąć kwestię, gdzie zakończyć wojnę. Wkroczyć do Europy i zaraz potem wracać do domu? Czy też pozostać w niej dopóty, dopóki nie zostaną zrealizowane cele, które uważał za najważniejsze w epoce powojennej? A jeśli zatrzymać się na granicy - to której? Radzieckiej sprzed 1939 r. czy tej, którą wyznaczono na mocy paktu z Hitlerem? I po co się zatrzymywać? Program minimum - żeby zachować siły i wykorzystać je do odbudowy zrujnowanego kraju. Maksimum - żeby przeprowadzić w ZSRR fundamentalne reformy z uwzględnieniem najważniejszego faktu: klęski ustroju socjalistycznego w 1941 r.
Jeśli zaś wkroczyć do Europy - to jaki ma być jej kształt? Czy utworzyć wzdłuż naszych granic pas państw przyjaznych ZSRR, choćby i burżuazyjnych? A może powiększyć ZSRR, poddać sowietyzacji kraje zajęte przez Armię Czerwoną? Ale co na to Zachód? Na pewno wystąpi przeciwko rozszerzeniu strefy socjalizmu. A wtedy grozi III wojna światowa.
Stalin rozstrzygnął - postanowił wkroczyć do Europy i obsadzić Armią Czerwoną zajęte kraje oraz tę część Niemiec, którą ZSRR otrzymał jako swą strefę okupacyjną. Przy tym wariancie jako minimum można było osiągnąć "ukaranie" Hitlera. I reparacje wojenne. ZSRR występował w chwalebnej roli wyzwoliciela wielu krajów spod okupacji faszystowskiej. Maksimum zaś - to uzyskanie poważnego wpływu na powojenny kształt Europy.
Stalin nie mógł dopuścić, by uznano za błąd jego pakt z Hitlerem. Dlatego nowa granica ZSRR musiała być zachowana. Wkroczenie do Europy stwarzało szansę jej uprawomocnienia. To stanowisko Stalina zaakceptowano poprzez jego nieformalne porozumienie z Churchillem o podziale wpływów, np. w Rumunii 90 proc. dla ZSRR, w Bułgarii 75 proc., w Grecji 10 proc. Stalin tak bardzo cenił sobie te ustalenia, że odmówił pomocy greckim komunistom i ich partyzantce.
W realizacji planu urządzania powojennej Europy przeszkadzała Polska. Przebywający w Londynie polscy przywódcy nie mogli zapomnieć o historii, o roli Rosji w unicestwieniu niepodległości Polski - w XX w. wojny 1920 roku i paktu Stalina z Hitlerem. Polacy w żadnym razie nie chcieli znaleźć się pod kontrolą Stalina, uznawszy ją za wstęp do aneksji kraju.
Stalin rozumował logicznie: skoro na granicy z ZSRR nie powstanie przyjazne nieradzieckie państwo polskie, trzeba utworzyć proradzieckie, stalinowskie. Oznaczało to wprowadzenie w Polsce - i w całej Europie Wschodniej - radzieckiego socjalizmu.
Załopocze sztandar w Berlinie
Czy Stalin wahał się przed podjęciem tej decyzji? Z pewnością. Niewątpliwie uważał się za rosyjskiego przywódcę narodowego i bardzo go to cieszyło. Dlatego pomysł wycofania Armii Czerwonej z Europy i podjęcia reform w Rosji mógł mu się wydawać naturalny. Zasmakował też we współpracy z przywódcami świata kapitalistycznego - z Hitlerem się nie udało, ale z Churchillem i Rooseveltem współpraca układała się normalnie.
Zarazem jednak zrozumiał, że eksperyment z budową socjalizmu w jednym kraju poniósł klęskę. Rozważal zatem kurs na wojnę światową, której celem będzie wprowadzenie socjalizmu na całej planecie. Nie bez znaczenia była też nadmierna pewność siebie Stalina, jego rozbuchana wiara we własny geniusz i misję dziejową. Co innego stać na czele Rosji - światowego mocarstwa - a co innego zostać przywódcą socjalizmu na całym globie.
Na decyzji zaważyło jednak przede wszystkim osobiste nieprzygotowanie Stalina do reform. Ma już 65 lat. Umie się uczyć, ale reformy i demokratyzacja to trudna sprawa. Natomiast do kierowania dyktaturą proletariatu i wprowadzenia socjalizmu na całym świecie gotów jest już teraz.
Gdyby wojna ojczyźniana zakończyła się jedynie wyzwoleniem kraju, to nieuchronnie pojawiłoby się pytanie: Jak zapobiec powtórnemu zagrożeniu? Co zmienić w gospodarce? W ustroju? Stalin musiał rozumieć, że takie zmiany mogą oznaczać konieczność jego ustąpienia. Tym bardziej że w latach wojny wyrosło całe pokolenie potencjalnych przywódców - poczynając od marszałka Żukowa w armii czy Aleksieja Kuzniecowa i Aleksandra Szczerbakowa w partii. Ludzie ci nie mieli na sumieniu milionów ofiar głodu w czasie kolektywizacji czy w czasie Wielkiego Terroru.
Stalin uznał, że tylko zwycięstwo - oczywiste, widoczne dla każdego człowieka w kraju - pozwoli mu uniknąć oskarżeń o klęskę w 1941 r. Zdobycie Berlina potrzebne było tylko jemu, żeby mógł zachować pozycję przywódcy. To jego, Stalina, sztandar zwycięstwa załopocze nad Reichstagiem. To pod jego, Stalina, stopy będą ciskane hitlerowskie sztandary podczas parady zwycięstwa na placu Czerwonym. Tylko takie zwycięstwo pozwalało jemu, jego partii i nomenklaturze odsunąć od zwycięstwa naród.
Stalin wiedział, że bez ZSRR, bez jego bagnetów i czołgów, socjalizmu nie da się utrzymać w żadnym kraju Europy. A zatem centrum światowego socjalizmu musiał stać się Związek Radziecki, zaś radziecki model socjalizmu - wzorem dla wszystkich.
Wcześniej formowanie światowego socjalizmu rozumiano jako wejście nowych republik w skład ZSRR. Tak postąpił Stalin z krajami bałtyckimi w latach 1939- -40. Ale proces ten okazał się niebezpieczny. Na przykład Ukraina już w 1941 r. próbowała utworzyć we Lwowie własny, niebolszewicki rząd. Było jasne, że ogłoszenie Polski republiką radziecką będzie potężnym impulsem dla sił sprzeciwiających się sowietyzacji tego kraju. Poza tym wielonarodowość ZSRR wzrosłaby tak bardzo, że stałaby się groźna.
Stalin postanawia więc, że światowy socjalizm nie będzie oznaczał rozdętego ponad miarę Związku Radzieckiego, lecz będzie obejmował ZSRR i państwa go otaczające. Robi ogromny krok w stronę narodowego bolszewizmu.
Wojna bez końca
Jak wytłumaczyć narodowi, że wojnę trzeba kontynuować?
Najpierw było hasło: "Dobijemy wroga w jego legowisku". Jednak narodowi obca była myśl o "dobijaniu". Gotowi do ofiar i bezlitośni w boju Rosjanie nigdy w swej historii nikogo nie dobijali.
Potrzebne było inne hasło: "Niech Niemcy zapłacą za swe zbrodnie". Lecz i zemsta nie porwała Rosjan. Żołnierze Armii Czerwonej po wkroczeniu do Niemiec w imię zemsty mogli jeszcze gwałcić i rabować, ale palić cudzych wiosek i miast, mordować kobiety, dzieci, starców - po prostu nie byli w stanie.
Pojawiły się więc hasła bohaterskie: "Zatkniemy sztandar zwycięstwa nad Berlinem". Albo patriotyczne: "Czekają na nas bracia Słowianie". Albo szlachetne: "Wyzwolimy uciemiężone narody Europy". Przemilczano przy tym, że owe "uciemiężone narody" nie proszą nas o ustanowienie w ich krajach socjalizmu.
Jakie koszty zapłacił naród rosyjski i inne narody ZSRR za decyzję Stalina, żeby prowadzić wojnę poza granicami kraju?
Od chwili przekroczenia przez Armię Czerwoną granicy radzieckiej do końca pierwszego kwartału 1945 r. nasze straty wyniosły - według oficjalnych danych - ok. 1,5 mln zabitych i 4 mln rannych. Ok. 80 tys. naszych żołnierzy poległo podczas szturmu na Berlin. Ten szturm to dziesiątki tysięcy chłopców i dziewczynek osieroconych przez ojców. 80 tys. matek, które straciły synów. Dziesiątki tysięcy pozostawionych żon i narzeczonych.
I jeśli chce się nas zmusić - wzorem Stalina i jego następców - do świętowania tego szturmu, to w istocie chce się nas zmusić do akceptacji całej wojny Stalina o narzucenie Europie socjalizmu. Do akceptacji 50 lat "stalinizmu na bagnetach".
Jeśli kiedyś zbada się obiektywne straty, jakie poniósł nasz kraj z powodu decyzji Stalina o przekształceniu wojny ojczyźnianej w ekspansję socjalizmu, trzeba będzie też przypomnieć, że setki tysięcy naszych żołnierzy służyło w krajach okupowanych, na skutek czego ZSRR stracił miliony roboczolat pracy. Że ZSRR nie został objęty planem Marshalla. Że na wyniszczony kraj spadły gigantyczne wydatki związane z przygotowaniami do III wojny.
Lecz najważniejszym skutkiem stalinowskiego wariantu zakończenia wojny stało się zachowanie na pół wieku państwowego biurokratycznego socjalizmu. Powojenny głód w ZSRR, walka z kosmopolityzmem, z genetyką i cybernetyką, z lekarzami-trucicielami, masakra robotników Nowoczerkawska [krwawe stłumienie strajku w 1962 r. - red.], dziesiątki lat haniebnych zakupów żywności w krajach "gnijącego" kapitalizmu dla ratowania przed głodem "postępowego" socjalizmu, złodziejstwo naukowo-techniczne, zatrucie odpadami radioaktywnymi milionów hektarów ziemi, wojna w Afganistanie, Czarnobyl - wszystkie te nieszczęścia były skutkiem tego, że w 1944 r. zamiast reform wewnętrznych Stalin postanowił kontynuować światową rewolucję.
O tym też nie wolno milczeć podczas obchodów rocznicy zwycięstwa.
Przeprosić narody Europy
Rocznica ta to okazja, by zrobić od dawna konieczny dla Rosji krok - odrzucić stalinowską ocenę wojny lat 1941-45. Ciągle jest ona żywa. Wciąż jeszcze - sądząc po planach obchodów rocznicy zwycięstwa - trzymają się jej nowi przywódcy na Kremlu.
Warto więc przypomnieć słowa jednego z najbardziej wnikliwych analityków epoki radzieckiej, poety i wielkiego obywatela Aleksandra Twardowskiego: Możemy w oczy patrzeć prawdom, / Temu, co było, co się działo: / Wszak zapłaciliśmy już dawno / Za wszystko cenę niebywałą.
Podczas obchodów rocznicy zwycięstwa trzeba przypomnieć klęskę Stalina w pierwszych dziesięciu dniach wojny. I to, że Stalin oszukał naród rosyjski, przekształcając wojnę narodu rosyjskiego w wojnę o wprowadzenie stalinowskiego socjalizmu w krajach Europy Wschodniej. Dzięki tej nowej ocenie Rosja zyska podbudowę ideową, co pozwoli jej w Dniu Zwycięstwa uczynić to, co powinna zrobić już dawno: przeprosić narody Europy Wschodniej za narzucony im socjalizm, za zawrócenie ich z najbardziej efektywnej drogi rozwoju w XX w. Przywódcy nowej Rosji powinni też przeprosić narody republik byłego ZSRR za utrzymywanie w nich socjalizmu, za wciąganie ich do zimnej wojny.
Ta nowa ocena pozwoli też wyrazić nieskończoną wdzięczność narodowi rosyjskiemu za jego zwycięstwo oraz współczucie za wszystkie cierpienia i straty, jakie poniósł, pozwalając Stalinowi wykorzystać zwycięstwo nad faszyzmem dla zachowania ustroju, który nie miał nic wspólnego z cywilizacją i doprowadził naród rosyjski na krawędź zagłady - tak samo jak w 1941 r.
Nasi przywódcy powinni podkreślić, że prawdziwymi spadkobiercami wielkiego zwycięstwa narodu rosyjskiego są nie ci, którzy, szczycąc się dawnymi zasługami, chcą powielać stalinowskie metody i doświadczenia, lecz jedynie ci, którzy dziś, nie szczędząc sił, poszukują nowych dróg dla podźwignięcia narodu rosyjskiego - dróg wolności i demokracji, rozwoju gospodarczego, nauki, edukacji.
Każdemu jego pomnik
Trzeba uhonorować weteranów wojny, inwalidów, bohaterów tyłów - wszystkich, którzy mieli szczęście dożyć do 60. rocznicy zwycięstwa. Nie wolno przy tym powielać upokarzającej "troski" z epoki Breżniewa, kiedy to pozwolono im kupować w sklepach bez kolejki. Ten "przywilej" aparatczycy przyznali z ochotą - jego koszt ponosili ci, którzy w kolejkach stali (i zwykle traktowali weteranów z wrogością). Jeśli każdy weteran otrzyma godziwą zapomogę pieniężną, będzie mógł wydać te pieniądze wedle uznania i potrzeb - na lekarstwa, telewizor, wyjazd. Taka pomoc stanie się wyrazem szacunku dla weteranów.
Biurokrację, która na "uszczęśliwianiu" weteranów chce zbijać punkty przed wyborami, trzeba odsunąć od obchodów. I nie należy ich świętować według stalinowskich wzorców, kiedy to w centrum uwagi znajdowała się trybuna władców.
Najważniejszym punktem uroczystości powinno być otwarcie Memoriału Zwycięstwa Narodu. Jego główną część powinna stanowić Strefa Pamięci. Pamięci wszystkich poległych na wojnie. Wszystkich uczestników wojny. Pracowników tyłów. Inwalidów. Inna część to upamiętnienie trzech decydujących bitew: pod Moskwą, pod Stalingradem i o Leningrad.
W skład kompleksu pamięci powinny też wejść pomniki ukazujące narodowy charakter wojny: pomnik partyzantów wojny ojczyźnianej, żołnierzy pospolitego ruszenia, kobiet Rosji, wdów i sierot Rosji. Pomnik zwiadowców. Pomnik Wytrwałości i Męstwa - poświęcony milionom naszych żołnierzy i dowódców, którym przypadł w udziale straszny los jeńców.
Koniecznie należy postawić pomnik Przyjaźni Narodów w Latach Wojny Ojczyźnianej. W wielu krajach wzniesiono pomniki Holocaustu. My też powinniśmy to zrobić. A także pomnik Narodów Represjonowanych. Jesteśmy im to winni.
Potrzebny jest pomnik tych, którzy w latach wojny zginęli w łagrach, a ich praca przyczyniła się do wspólnego zwycięstwa.
Już dawno należało wznieść pomnik sojuszników ZSRR oraz ich przywódców - Churchilla i Roosevelta - z napisem, na który w pełni zasłużyli: "Wdzięczna Rosja". Odrębny pomnik należy się narodom Europy aktywnie walczącym z Hitlerem - przede wszystkim narodom Polski, Jugosławii, Grecji.
Na terenie Memoriału należy też wznieść pomnik poświęcony poległym żołnierzom i oficerom niemieckim z napisem: "Zginęli, by wojna nigdy się już nie powtórzyła". Być może trzeba uhonorować pomnikiem także tych, którzy walczyli po stronie Niemców: "Tym, którzy w walce ze stalinowskim socjalizmem znaleźli się u boku wroga".
A pomnik Stalina? Zwycięstwo odnieśliśmy pod jego osobistym dowództwem. Taka jest prawda historyczna. Jest jednak i inna prawda - o klęsce Stalina i jego socjalizmu w czerwcu 1941 r. O jego stylu i metodach kierowania wojną ojczyźnianą. I o tym, jak przekształcił wojnę narodu w ekspansję swojego socjalizmu. Zatem pomnik Stalina powinien być wykonany w stylu, który zastosował Ernst Nieizwiestnyj, tworząc pomnik nagrobny Nikity Chruszczowa. Zestawił tam dwa kolory marmuru - biały i czarny. Na pomniku należy umieścić napis: "Za kierowanie wojną ojczyźnianą narodu rosyjskiego i innych narodów ZSRR w latach 1941-44". I tylko za to.
Pamięci naszych przodków
Brat mojego ojca stryj Kola, oficer marynarki, zginął na krążowniku "Truwor". Krążownik wyleciał w powietrze na naszych minach, które ustawiono, by uniemożliwić przedarcie się niemieckich okrętów do Leningradu. Ciocia dzień w dzień wychodziła do portu, dopóki jakiś statek nie przywiózł wyłowionych z morza ośmiu marynarzy - jedynych ocalałych członków załogi "Truwora". Jeden z nich powiedział: "Widziałem Popowa, płynął". Stryj Kola był znakomitym pływakiem. Ale lodowate wody Bałtyku to nie Morze Czarne...
Drugi brat ojca stryj Pietia poszedł za linię frontu z grupą zwiadowców. W zawiadomieniu o śmierci napisano: zginął, pochowany tu i tu. Mama po przejściu na emeryturę zaczęła pisać do tej wioski. Odpowiedź lokalnych władz brzmiała: "Wśród nazwisk na mogile nie ma Popowa". Podobnie odpowiedzi z innych miejsc. W końcu mama wywalczyła swoje: nazwisko stryja Pietii dopisano do listy żołnierzy pochowanych w jednej z bratnich mogił. Pewien pułkownik wyjaśnił: zabitych zwiadowców czasem nie dawało się pochować. Ale - wbrew wszelkim instrukcjom - dowódcy pisali, że żołnierz został pochowany tam i tam. Żeby nie uznano go za "zaginionego bez wieści" - i żeby rodzina mogła dostawać zasiłek. Nieznany mi dowódca Pietii, człowiek uczciwy, umieścił go na liście pochowanych i babci przyznano rentę.
Po stryju mam pamiątkę - "Słownik filozoficzny" pełen podkreśleń. Chciał zostać filozofem, zgłębiał Hegla i Kanta. Jego niemiecki okazał się potrzebny tylko do zwiadu...
Pamięci moich poległych stryjów - i milionów innych zabitych - poświęcam te notatki.
Trzeci brat ojca oficer marynarki stryj Wania i dwaj bracia mamy - oficer marynarki wujek Misza i szeregowiec piechoty wujek Kola - wrócili z wojny ranni, ale żywi i z medalami.
Pamięci wszystkich znanych mi i milionów nieznanych uczestników wojny poświęcam te notatki.
Moi rodzice - Chariton Gawriłowicz i Fieodora Georgijewna - oraz mój teść Wasilij Iwanowicz zostali odznaczeni medalem "Za chwalebną pracę podczas Wielkiej Wojny Ojczyźnianej".
Milionom pracowników tyłów także poświęcam te notatki.
Chciałbym zakończyć słowami Aleksandra Twardowskiego:
Niedomówienia prawd minionych
Domówić mamy obowiązek...
A ja - no cóż, mój czas upływa,
Muszę się śpieszyć, dopisywać,
O ile zdążę.
A my - pozostaniemy zawsze,
Dopóki się historia toczy,
Ludźmi, co ludziom mogą patrzeć
Nie kryjąc oczu - prosto w oczy.
GAWRIŁ POPOW *
przeł. Michał B. Jagiełło
* Gawrił Popow - publicysta, ekonomista, w latach 1991-92 pierwszy demokratyczny mer Moskwy. Tekst, który publikujemy ze skrótami, jest ostatnim fragmentem jego nowej książki. Ukaże się ona w Polsce 9 maja br. nakładem wydawnictwa Iskry pod tytułem "O wojnie ojczyźnianej 1941-1945",
Jestem stanowczo za pozostawieniem pomnika na miejscu!!! Przyzwyczaiłem się do niego-za każdym razem jak jadę po tatę do pracy,mówi mi że będzie czekał na papierosku obok "dwóch smutnych" Przecież każdy choć trochę trzeźwo patrzący na świat człowiek orientuje się w sytuacji i wie,że nie każdy radziecki żołnierz był jak Marusia z "Czterech pancernych"! Ale czy potrzeba do uświadomienia Polakom prawdy burzenia pomników(żołnierzy oczywiście,bo nie mam na myśli Dzierżyńskiego czy Stalina),Pałacu Kultury i Nauki(taki pomysł też mi się o uszy obił) czy ściągania z anteny serialu o czterech pancernych! moim zdaniem nie-do tego potrzebne są odpowiednio napisane podręczniki do historii, programy telewizyjne, artykuły w gazetach!!! Ale każdy ma swoje zdanie,więc może szefostwo forum zrobiłoby sondę-zobaczylibyśmy co myślą o tym mieszkańcy Wielunia!!! Pozdrawiam wszystkich
Pomógł: 17 razy Dołączył: 08 Mar 2006 Posty: 1805 Skąd: okalew/wrocław
Wysłany: 2007-05-11, 17:49
akurat w Wieluniu ten pomnik jest w takim miejscu, że nie rzuca się w oczy. Gdyby był na środku placu Legionów to byłbym za usunięciem. A tak - jest mi to obojętne.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum