Meyer Amschel Rothschild miał powiedzieć: „Pozwólcie mi emitować i kontrolować pieniądz w jakimś kraju, a będzie mi obojętne, kto w nim stanowi prawa”. Jeśli miał rację, to pozwalając Brukseli emitować i kontrolować nasze pieniądze, oddajemy jej co najmniej część suwerenności.
1 lutego 2008 w siedzibie „Rzeczpospolitej” w Warszawie odbyła się debata „EURO w Polsce - nadzieja czy zagrożenie”. Wziął w niej udział m.in. prezes NBP Sławomir Skrzypek. Właściwie wszyscy uczestnicy debaty zgodzili się z Rothschildem, bo mówili, że decyzja w sprawie wejścia Polski do strefy euro jest decyzją polityczną czy ideologiczną, choć jej skutki będą oczywiście istotne dla gospodarki. Zdecydowana większość dyskutantów uznała, że skutki te będą korzystne dla polskiej gospodarki.
Na czym te korzyści miałyby polegać? Mówiono o eliminacji ryzyka kursowego, o zmniejszeniu deficytu budżetowego (choć brakowało uzasadnienia tej tezy), ale w istocie najistotniejszym argumentem było to, że polski rząd jest mniej wiarygodny jako podmiot polityki gospodarczej, fiskalnej i walutowej niż rząd europejski. Tak uważa – jak podkreślali mówcy – wielu przedsiębiorców.
Okazuje się więc, że na euro jesteśmy skazani z powodu własnej niemocy, a właściwie z powodu niemocy naszego rządu. Społeczeństwo mogłoby teoretycznie wyrazić swoje zdanie w referendum. Wszak sprawa jest polityczna. Jednak kiedy w trakcie debaty dr Eryk Łon* wspomniał o tej możliwości, natychmiast go zakrzyczano, mówiąc, że społeczeństwo nie zna się przecież na gospodarce. Jak więc widać, decyzja o wejściu Polski do strefy euro jest jak kameleon – to polityczna, to gospodarcza. Zależy to wyłącznie od tego, do którego worka z argumentami sięgnie euroentuzjasta. Niewykluczone zresztą, że na polityce społeczeństwo też się nie zna i decyzje polityczne również powinny zapadać wyłącznie w ezoterycznych gremiach mędrców. No tak, tylko tu zbliżamy się do niebezpiecznego pytania: „Co z tą demokracją?”.
Na obecnym etapie pędu Polski do Eurolandu w debacie o euro powtarza się niczym mantrę stwierdzenie, że euro musimy wprowadzić, a dyskusja może dotyczyć jedynie terminu jego wprowadzenia. Nawet jeśli tak jest, warto byłoby ustalić, kto chce utraty suwerenności walutowej Polski: rząd czy społeczeństwo? Wygląda na to, że rząd, który jednak bardzo by chciał udawać, że wyraża wolę społeczeństwa. Warto więc brać udział w takich spotkaniach, żeby przynajmniej zmusić decydentów do wyznania tej prawdy.
Wolałbym zamiast € uporządkować i usystematyzować wiele niedogranych standardów i sprowadzić do jednego europejskiego. Weźmy na przykład systemy zasilania w poszczególnych krajach. Trzeba mieć przejściówki w Anglii, Włoszech, Niemczech, żeby podpiąć się z jakimś urządzeniem przywiezionym z Polski. Cóż za idiotyzm. Do tej pory nie potrafią tego doprowadzić do porządku. A wspólnej waluty im się zachciewa.
Pomogła: 25 razy Wiek: 40 Dołączyła: 30 Maj 2007 Posty: 559 Skąd: wieluń
Wysłany: 2008-02-04, 15:17
Polska nie jest gotowa na wprowadzenie jednolitej europejskiej waluty. Jest wiele aspektow życia społecznego z którymi nasz kraj (rząd) nie jest w stanie sobie poradzić, więc tworzenie kolejnych problemów wprowadzając euro jest nie na miejscu.
Wprowadzą € to w ogóle będziemy się w parapet wgryzać. Niemcy na tym dużo straciły, tak samo jak Włochy. Nie był zastosowany przelicznik walutowy, tylko stosunkowy.
Na wprowadzeniu euro w Niemczech najbardziej stracili Ci którzy zarabiali najmniej - robotnicy.
Ceny artykułów żywnościowych były dzięki wprowadzeniu euro jeszcze droższe niż poprzednio.
Obawiam sie jednak że euro zostanie wprowadzone...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum