Wiele z was pracuje za granicą i uważnie przygląda się kursowi euro wobec naszej rodzimej waluty, tysiące telewizyjnych ekonomistów prorokuje jaki będzie kurs. Może lepiej będzie samemu wytężyć szare komórki czytając ten artykuł...
Cytat:
J.Jankowiak na swoim blogu studził ostatnio rozpalone głowy widzące niezłomny marsz złotego ku 3 zł i poniżej za €. I my w DwuGroszach próbowaliśmy wcześniej podkreślać że zbyt “mocny” złoty nie jest takim błogosławieństwem jakim się wielu wydaje. Nie jest to jednak wiadomość szczególnie popularna. I nie bez pewnego uzasadnienia, dodajmy. Urok urlopu w Alpach czy w Hiszpanii tańszego niż w kraju jest niewątpliwy.
Jednak im silniejszy złoty tym bardziej się nam wydaje że ta jego “siła” jest trochę palcem po wodzie pisana, w i szerszym kontekście niekorzystna dla kraju. Nie ma to wiele wspólnego z “silną walutą” wynikającą akurat z doskonałych fundamentów makroekonomicznych gospodarki kraju. Te nie są złe, eksport się kręci, płace rosną. Nikt jakoś jednak nie spieszy się inwestować w polskie aktywa, które tę siłę powinny odzwierciedlać przez wszystkim. “Złoty stał się jedyną klasą polskich aktywów finansowych, jaką zainteresowani są obecnie inwestorzy zagraniczni” - zauważa Jankowiak, i ma rację.
Dlaczego tak się dzieje? Prawdopodobnie z podobnych względów dla których jedynym surowcem w jakim zainteresowani byli od roku inwestorzy zagraniczni była ropa naftowa. Wątpliwe czy każdy bankier lub menedżer funduszu nagle wgłębiał się w dynamikę Peak Oil i zaczął wierzyć w ropę po $1000 za trzy czy cztery lata. Mamy po prostu postępującą zapaść systemu finansowego w której nie ma wielu miejsc odpowiednio pojemnych aby się bezpiecznie ukryć z kapitałem i nawałnicę przeczekać. A to w sztormie liczy się dużo bardziej niż podejmowanie ryzyka i szukanie dodatkowych zysków. Gigantyczny rynek ropy naftowej z zarysowującą się trwałą nierównowagą popytu i podaży jest jednym z takich mega magnesów dla kapitału spekulacyjnego.
Podobnym magnesem, także odpowiednio pojemnym, jest forex. A tu szczególnie atrakcyjne są waluty krajów rozwijających się na kursie konwergencji ku euro. Z punktu widzenia zarządzającego, powiedzmy, funduszem hedgingowym pozycja w złotym w obecnych warunkach wydawać się musi bardzo atrakcyjna. Zwłaszcza gdy jego kapitał pochodzi z rejonu tonącego dolara. Płacący spore odsetki złoty jest jednocześnie szeroko uznawany jako kandydat do dołączenia do strefy euro, mniej więcej wg. naszego scenariusza naszkicowanego wcześniej na blogu. Na ogół oznacza to kilka lat stałej i przewidywalnej aprecjacji waluty. Aprecjacja ta może być znaczna. Od wejścia do “węża” walutowego pod koniec 2005 roku do niedawnego ustalenia definitywnego kursu do euro, na przykład, słowacka korona umocniła się w stosunku do euro o ok. 22%.
(prawa skala)
W obliczu lecących w dół rynków kapitałowych wszędzie i kryzysu w nieruchomościach tego typu zyski, i to na kapitale ruchomym, który z dnia na dzień znaleźć sobie może inną przystań, są nie do pogardzenia i oczywiście przyciągają uwagę. A z nią jeszcze więcej kapitału. Dynamikę tego procesu ilustruje grafik powyżej.
Przedstawia on kurs korony słowackiej (kolor czerwony), która w listopadzie 2005 weszła w wymagany przez ECB “wąż walutowy”. Jest to faza przygotowawcza, w której kraj zobowiązuje się utrzymać kurs swojej waluty w pewnych widełkach do euro. W tym przypadku kurs korony miał się wahać w granicach plus lub minus 15% od wartości przy wejściu, czyli SK38.455 do euro. Od tego momentu dla inwestora zagranicznego był to samograj, z koroną stale się umacniającą.
Oczywiście rozsądne podatki w Słowacji i wysoki wskaźnik wzrostu gospodarczego kraju (ostatnio z rzędu 10%) też pomogły. Być może nawet trochę zanadto gdyż korona nie tylko nigdy więcej nie powróciła powyżej poziomu neutralnego ale nie tak dawno spadła nawet poniżej dolnej granicy. Prawdopodobnie jednak wiązało się to ze znanym już czy też negocjowanym już wówczas parytetem końcowym. Miesiąc temu właśnie ustalono go ostatecznie na poziomie SK30.126 do euro. Od 01.01.2009 Słowacy wymienią więc swoje korony na euro po tym kursie i bonanza dla kapitału zagranicznego dobiegnie końca.
W Polsce jednak będzie jeszcze trwała. Mamy tu sytuację podobną, ale przesuniętą w fazie ze Słowacją o trzy lata. To jest, przy założeniu że scenariusz integracyjny postępuje wg. harmonogramu jaki wywróżyliśmy pod koniec 2007. W grafiku jest on zaznaczony kolorem niebieskim. Problem jest taki że od końca 2007r. tempo aprecjacji złotego znacznie przybrało. Już obecnie jest on na poziomie który z grubsza przewidywaliśmy jako parytet końcowy! Oops! To przyspieszenie aprecjacji mogło być spowodowane – choć tego nie wiemy – toczącymi się być może już gdzieś rokowaniami w tej sprawie.
Z grafika wynika że gdyby złoty powtórzył trajektorię korony słowackiej (załóżmy) to mógłby wejść w “wąż walutowy” na początku przyszłego roku na poziomie około 3 zł za euro. Dwa lata dalszej aprecjacji prawdopodobnie spowodowałyby wtedy przekroczenie dna kanału węża na poziomie ok. 2.55 zł za euro. I jeżeli znowu użyć tutaj przykładu korony słowackiej której ostateczny parytet ustalono na ok. 8% poniżej tego dna, to ostateczny kurs złotego do euro mógłby być gdzieś w rejonie 2.35 zł za euro.
Powiedzmy sobie szczerze że projekcje te nas niespecjalnie cieszą i wskazują raczej na walutę masowo przewartościowaną vis a vis euro. Entuzjastom “mocnego” złotego nie przeszkadza też argument że kraj, jak wyliczyła niedawno Gazeta Prawna, efektywnie straci z tego powodu sporą część dotacji unijnych. Co wydaje się zresztą, na siermiężną chłopską logikę, uzasadnione . Albo się w końcu gra ubogiego szwagra bogacącego się cudzą kasą skoro sama wpada przez okno, albo się gra bogatego wujka któremu żadna kasa nie jest potrzebna... .
O ile przedstawiony scenariusz umacniania się waluty miałby się ziścić oznaczałoby to naszym zdaniem ciężki szok w okresie po przyjęciu euro, objawiający się znacznym i długotrwałym spowolnieniem gospodarczym. Kraj, co tu dużo ukrywać, wyceniłby się daleko poza pole rozsądnego konkurowania z zagranicą i przypiał sobie żelazną kulę u nogi na lata. Ale urlopy w Alpach, przynajmniej dla tych których jeszcze nie zwolniono z pracy, byłyby jeszcze tańsze.
Rozmaite scenariusze które od czasu do czasu analizujemy w DwuGroszach były dotychczas wszystkie oparte na założeniu że rząd Tuska chce i może wejść do strefy euro jak najwcześniej, razem z Euro2012. Janusz Jankowiak wskazuje jednak na możliwość także innego scenariusza - odgwizdania całej zabawy i przełożenia jej na lata później. Siedząc bliżej ognia być może ma w tej sprawie bliższe informacje. Z naszej perspektywy oficjalne przełożenie harmonogramu adopcji euro na rok 2015 lub później wiązałoby się z masowym exodusem inwestorów ze złotego. To z kolei spowodowałoby poważne perturbacje na rynkach finansowych, mocny spadek złotego, znaczny przybór inflacji i prawdopodobnie pogrążyło kraj w recesji. Czyli Dopust Boży prawdopodobnie dużo większy niż jedynie pewna niestrawność po płynnym, kontrolowanym procesie wejścia do strefy euro przy rozsądnym parytecie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum