Pomógł: 42 razy Wiek: 58 Dołączył: 04 Mar 2006 Posty: 4309 Piwa: 76/53 Skąd: wieluń
Wysłany: 2009-03-01, 11:25 Kto sportowcem roku 2009?
Z dużym, jak nie ze 100% prawdopodobieństwem mogę stwierdzić komu przypadnie luksusowa limuzyna i laur SPORTOWCA ROKU 2009.
Po zdobyciu wczoraj na mistrzostwach świata w narciarstwie klasycznym w Libercu, złotego medalu w biegu na dystansie 30 km stylem dowolnym ze startu wspólnego. A wcześniej jeszcze po wywalczeniu brązu, na 10 km. st.klas, i jakby tego było mało, w biegu łączonym 2x7km, znowu najwyższe laury W sumie dwa złota i jeden brąz, jest ktoś lepszy od ……
Tak, tak, mowa tu o Justynie Kowalczyk. Oj, zdziwiłbym się bardzo gdyby na balu mistrzów, główną nagrodę odebrał ktoś inny, niż właśnie Justyna.
Justyna Kowalczyk MISTRZYNI !!!.jpg
Plik ściągnięto 8818 raz(y) 15,25 KB
_________________ Im dłużej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.
Pomógł: 42 razy Wiek: 58 Dołączył: 04 Mar 2006 Posty: 4309 Piwa: 76/53 Skąd: wieluń
Wysłany: 2009-03-01, 15:37
gregg napisał/a:
miko 005, Przecież rok się dopiero zaczął.
Tak, doskonale o tym wiem, ale patrząc na tegoroczny kalendarz imprez sportowych, nie widzę nikogo, kto mógłby zdobyć więcej niż dokonała tego Justyna Kowalczyk .
_________________ Im dłużej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.
Gregg Sparrow [Usunięty]
Wysłany: 2009-03-01, 15:49
Możliwe... tylko że w tym plebiscycie nie liczy się tylko kto ile medali zdobył ale również, popularnośc dyscypliny w której to zrobił. Wystarczyłoby żeby np. Kubica zdobył mistrzostwo w F1 i już Kowalczykowa nie ma szans Dobrze wiesz że tak jest
Pomógł: 42 razy Wiek: 58 Dołączył: 04 Mar 2006 Posty: 4309 Piwa: 76/53 Skąd: wieluń
Wysłany: 2009-03-01, 15:59
Zgadza się, tylko że Justyna już te trzy medale ma w garści, a Robert ………., no cóż pożyjemy zobaczymy.
Ja osobiście jakoś nie trawię F1, więc nawet gdyby, to osobiście oddałbym głos na Kowalczyk. A swoją drogą to faktycznie, ciekawe jakby się to skończyło gdyby Kubica wygrał imprezę .
No dobra, z tym Kubicą w tle daję Justynie 95% szans na wygraną w plebiscycie .
_________________ Im dłużej poznaję ludzi, tym bardziej kocham zwierzęta.
- Z talentem się rodzimy, pracą go pomnażamy. Ilu wspaniałych zawodników, wspaniałych ludzi zmarnowało swoją przyszłość tylko dlatego, że uznało, iż skoro ma talent, to wystarczy, nie musi nic więcej od siebie dawać. To błąd, droga prowadząca do zaprzepaszczenia wszystkiego. Pan Bóg jednym dał więcej, drugim mniej, ale każdy z nas ma szansę do czegoś dojść, musi tylko pracować, pracować i jeszcze raz pracować. Przykład Justyny jest tu jak najbardziej na miejscu. Urodziła się z talentem, predyspozycjami do biegania. Sporymi, ale nie wiem, czy wyjątkowymi. Być może niektóre z jej rywalek miały nawet większe możliwości. Justyna jednak dała z siebie tak dużo, pracowała tak mocno, że potrafiła swój dar rozwinąć w sposób niesamowity
Wysłany: 2009-03-13, 00:31 Tomasz Adamek nie jest bez szans!
Cytat:
Jakie miejsce w hierarchii wartości zajęło starcie z Banksem?
- Każda walka jest ważna, bo zależy od niej następna. Wygrywając, znalazłem się w świetnej sytuacji, mam niemało ciekawych ofert, wybiorę najlepszą zarówno pod względem sportowym, jak i finansowym. Najwięcej emocji wśród kibiców budzi nazwisko Bernarda Hopkinsa i nie ukrywam, że gdybym mógł sam decydować, to chciałbym się z nim spotkać. To przecież pięściarska legenda.
Pokonał Pan Banksa dzięki świetnej taktyce, spokojnej, obliczonej na maksymalne zmęczenie rywala, i wyprowadzeniu decydującej akcji we właściwym momencie.
- Wielu ludzi cały czas uważa, że boks polega na tym, iż dwóch silnych facetów wchodzi do ringu i okłada się pięściami. A to nieprawda. Boks jest trochę jak szermierka, trochę jak szachy. Mój trener z Jastrzębia, świętej pamięci Jan Gudra, mówił, iż sztuka w boksie polega na tym, aby samemu cios zadać, a nie przyjąć go od przeciwnika. "Dlatego nazywamy go szermierką na pięści" - powtarzał. Proste, prawda? Pamiętam te słowa dobrze i wiem doskonale, że w nich tkwi cała prawda. W ringu trzeba myśleć, kombinować, obserwować rywala, uprzedzać jego ruch. Jeśli ktoś się w nim pojawia, by atakować na ślepo, zaraz przegrywa. Siła jest ważna, ale w 60-70 procentach decyduje głowa, cierpliwość, opanowanie.
Ładnie to brzmi, ale w ringu pojawiają się emocje, adrenalina. Skąd brać ten spokój?
- Często słyszę to pytanie i mam na nie jedną odpowiedź: od Boga. Jestem głęboko wierzącym człowiekiem, całe swe życie, wszystko co robię, poświęcam Bogu. Proszę Go w modlitwie o siłę ducha, spokój, opanowanie w każdym momencie. Pomaga. Przed walką z Banksem ustaliliśmy taktykę razem z trenerem Andrzejem Gmitrukiem. Upominał mnie co chwilę, abym zbyt wcześnie nie zaczął się bić, nie poszedł na niepotrzebną wymianę. Amerykanin jest znany z silnego ciosu, jeden błąd mógł wszystko zakończyć przed czasem. W pierwszym etapie starcia miałem zatem walczyć spokojnie, sprawić, by Banks się zmęczył, a potem w odpowiednim momencie zaatakować. Tak też się stało.
Niedługo, dokładnie 13 marca, minie dziesięć lat od Pana pierwszej walki na zawodowym ringu. Wraca Pan czasami do początków?
- Czas płynie tak szybko, lata lecą... Niedawno kolega przysłał mi e-maila, że niedługo będę obchodził swój mały jubileusz - 10 lat od pierwszej walki, 10 lat współpracy z trenerem Gmitrukiem. Dziś jestem już chyba bliżej końca swej kariery, chciałbym stoczyć jeszcze kilka pięknych walk i odejść w glorii chwały. To moje marzenie.
Spodziewał się Pan wówczas, iż wszystko potoczy się, jak potoczyło, zdobędzie Pan mistrzowskie pasy potężnych organizacji, zapisze się w historii, zamieszka w Stanach?
- (śmiech). Życie pisze niezwykłe scenariusze. Mogłem przecież pracować w wyuczonym zawodzie mechanika sprzętu AGD, mogłem być piłkarzem, bo trenowałem i szło mi całkiem nieźle. Mogłem być jeszcze kimś innym, ale widocznie Pan Bóg miał wobec mnie inne plany i zostałem pięściarzem. Trochę szczęśliwie, ale nie przez przypadek, bo w przypadki nie wierzę. Jako dzieciak marzyłem, by pójść w ślady Muhammada Alego, lecz nawet przez myśl mi nie przeszło, że moja kariera będzie wyglądała tak, jak wygląda. Ba, gdyby ktoś kilka lat temu mi powiedział, że przeprowadzę się do USA, nie uwierzyłbym. Ale wracając do dawnych czasów - uparcie trenowałem, dojeżdżałem na zajęcia kilkanaście kilometrów, i może ta determinacja pomogła mi zajść tak daleko. Okazało się, że Bóg podarował mi talent, predyspozycje do boksu, ja robiłem wszystko, by go pomnażać. Z pokorą i wiarą, która góry przenosi.
Jakie cechy pomogły pokonać wszystkie przeszkody?
- Powtórzę to, co przed chwilą już powiedziałem - każdy z nas otrzymuje jakiś talent i to od nas zależy, czy go pomnożymy. Trzeba tylko cały czas prosić Ducha Świętego o światło, bo jesteśmy tylko ludźmi słabymi, ułomnymi. Bokser musi mieć zdrowie, ja mam, unikałem kontuzji. Musi mieć duszę wojownika, wychodząc na ring, nie może niczego się obawiać, powinien mieć... szczękę z granitu i kowadło w rękawicy (śmiech). Musi mieć wokół siebie dobrych, oddanych ludzi, którzy w trudnych momentach pomogą. Musi też mieć szczęście, bo przecież wielu szalenie zdolnych zawodników z różnych przyczyn źle pokierowało swymi karierami i nic nie osiągnęło. Ja też popełniłem sporo błędów, szybko zostałem wypuszczony na głęboką wodę i trochę się pogubiłem. Na błędach się jednak uczymy, dziś udało mi się znaleźć właściwą drogę, wszystko toczy się jak powinno.
http://www.naszdziennik.p...312&id=sp11.txt
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum